Długo, bardzo długo jechaliśmy, chociaż słońce nawet nie zdążyło zajść. Poczułam jak się zatrzymujemy, gdyby to zrobili gwałtownie, pewnie bym wylądowała pod siedzeniami. Nie otwierałam oczu, wolałam, aby myśleli, że śpię. Nawet jeśli nic nie powiedzą, to chociaż mnie zaniosą - taka była moja myśl i na szczęście się nie myliłam. Drzwi z mojej strony otworzyły się. Przez parę sekund nic się nie działo, aż w końcu powoli mnie wyciągnęli i zanieśli gdzieś. Dopiero gdy poczułam jak wiatr znika, a mi przestało być zimno, otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to szary sufit. Leżałam na jakiejś desce, przypominała nosze, które używają ratownicy, ale to było zimniejsze, szare i twarde. Nie mogłam się ruszyć; po prostu nie mogłam, wszystko mnie bolało, czułam się jak zamrożona. Przeszliśmy przez parę drzwi, aż w końcu zatrzymaliśmy się w jakiejś białej sali. Zostawili mnie na noszach na ziemi, po czym większość odeszła. Została tylko ta kobieta, do której zaraz podszedł gość w białym fartuchu. Kiedy oni rozmawiali, ja się rozglądałam i bez problemu stwierdziłam, że bł to szpital. Bynajmniej sala, w której leża pacjenci. Chciało mi się wymiotować, ale nie miałam czym. Mój organizm był spragniony i głodny, a do tego wycieńczony. Może się chwilę... prześpię? Niestety nie dane mi to było, ponieważ wciągnęli mnie wpierw na jakieś łóżko, a potem zaczęli badać. Kiedy zaczynałam się opierać przed rozbieraniem, podali mi jakiś dziwny lek w płynie przez strzykawkę. Środek nasenny, po którym od razu zasnęłam.
Obudziłam się raz w nocy - zegarek na ścianie wybijał trzecią nad ranem. Trochę mi zajęło przystosowanie się do ciemności, a gdy mi się to udało lekko się podniosłam na łokciach. Okazało się, że moje rany zostały oczyszczone, zabandażowane, a noga cała unieruchomiona - znowu gips. Czułam się lepiej, ale dalej głodna i zmęczona. Aby się więcej nie męczyć i nie torturować czekaniem do rana, ponownie zasnęłam, chociaż przez pierwsze pół godziny nie mogłam. Ciągle myślałam o moim przyjacielu, który nie wiadomo gdzie jest. Ale skoro mnie leczą, to może go nie zabili? Żyje i ma się dobrze? Z tą nutką nadziei udało mi się przysnąć.
Obudzili mnie, a kiedy nie dawałam znaku życia, porazili mnie jakimś prądem. Pisnęłam wyżywając ich od najgorszych idiotów, kiedy kazali mi wstać. Dali kule i kazali iść za sobą. Zmarszczyłam czoło. Mój spokój się właśnie skończył przez jakiegoś kretyna z czarnymi wąsami i łysą glacą. Miał na sobie czarny garnitur i lakierki. Gdzie ja się znajduje? Chodzenie na kulaw było trudne, ze względu, że obie nogi mnie bolały. Wolałabym chyba się czołgać po ziemi, ale i tak nie miałam wyboru. Facet ciągle stawał i czekał na mnie mówiąc o tym jak bardzo się ślimacze i że z moim tempem, nim tam dojdziemy, na jego grobie wyrosną kwiatki.
- Nie pasuje? To mnie tam zanieś - fuknęłam zaciskając palce na kijkach czując przypływ złości. Facet mnie chyba zignorował, bo nie odpowiedział, tylko się odwrócił plecami i czekał. Kiedy pytałam gdzie idziemy, nie odpowiadał. Zrezygnowałam po drugim razie.
Po wejściu do jakiegoś pomieszczenia z ulgą usiadłam na krześle. Odstawiłem te okropne kule i odetchnęłam. Widziałam, jak przed drzwiami stał ten facet, ale go zignorowałam tak jak on mnie wcześniej. Zaczęłam wszystko oglądać, aż natrafiłam na oznakę FBI na stole. Tak się w nią zapatrzyłam, ze nie zauważyłam, kiedy do sali weszła reszta. Szybko się rozejrzałam, a kiedy ujrzałam przyjaciela, automatycznie objęłam jego szyję rękoma.
- Myślałam, że cię zabili - podzieliłam się swoimi mrocznymi myślami. Poczułam, jak on mnie także obejmuje, kiedy drzwi się otworzyły, a do środka weszła wysoka kobieta w czarnych szpilkach i tak jak reszta była w garniturze. Usiadła na przeciwko nas, kiedy się puścili.
- Witam was w głównej siedzibie Federalnego Biura Śledczego. Mam nadzieję, że nie było kłopotów z przyjazdem - jej uśmiech był tak samo fałszywy jak jej oczy. Wbiłam w nią swój wzrok.
- Co my tu robimy? - zapytał Akuma. Zerknęłam na niego kątem oka, ale szybko wróciłam do kobiety.
- Zajmujemy się sprawą Tobiasa. Ciągle nam ucieka, kryje się, a dowiedzieliśmy się, ze to was ostatnio bardzo chce dorwać.
- Czyli? Mamy być przynęta? - czułam się, jakbym czytała jej w myślach. Nie spodobało jej się to, widziałam to w jej oczach.
- "Przynęta" to za mocne słowo. Po prostu potrzebujemy kogoś, kto przyciągnie tego przestępce.
- Nasze zdrowie panią nie obchodzi? - zacisnęłam palce na krześle. Czułam się wściekła. Gdybym mogła rzuciłabym się jej do oczu.
- Lepiej uratować sto osób poświęcając jedną, zamiast jedną za sto osób - wstała, oparła się rękoma o biurko i lekko się wychyliła w moją stronę. Widziałam jej piersi, które były nieco małe. - Po za tym złapiemy go za nim któreś z was zrani - dodała.
- A jaką macie pewność, że to będzie on, a nie któryś z jego ludzi? - dociekałam. Powoli działałam jej tym na nerwach.
- Nawet jeśli to będzie jego pracownik, dowiemy się od niego, gdzie znajduje się szef.
- A jeśli nie piśnie żadnego słowa?
- Mamy swoje sposoby - podniosła się prostując. - A teraz odeśle was do tymczasowego mieszkania gdzie będziecie przez dwadzieścia cztery godziny obserwowani. Zjecie również tam obiad - zarządziła.
- A łazienka? - zapytałam nic odeszła.
- Co "łazienka"?
- Będziecie oglądać moją gołą du*ę, kiedy się będę załatwiać, żeby nie powiedzieć brzydko sr... - nim dali mi dokończyć to jakże cudowne słowo, kobieta mi przerwała.
<Akuma? Będą nas podglądać czy nie? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz