Zdziwiła się słysząc, że Smiley byłą w sierocińcu. Zrobiło się jej żal, w życiu by czegoś takiego się nie domyślała. Przecież niemalże zawsze była uśmiechnięta, miła, a to raczej nie są cechy, jakimi obdarowuje takie miejsce. Zdecydowanie chociaż parę miesięcy w domu dziecka, czy jakimś tego typu miejscu potrafi zmienić człowieka. Nawet jego codzienne zapotrzebowania, pasje mogą ulec zmianie. Jakim cudem teraz potrafi się tak zachowywać? Wpatrywała się oniemiała w lilię wodną, którą przed chwilą dostała. To wszystko wydawało się jej nieco dziwne, ale pewnie dlatego, że nie podejrzewała jej o dorastanie w takim środowisku. Z resztą - takie rzeczy się zdarzają. Dlaczego więc wywarło to na niej takie mocne wrażenie?
- Dziękuję - wybełkotała, starając się opanować drżenie dłoni. Przyjęła kwiat i parę sekund patrzyła się w niego w milczeniu, zapadła nikłą cisza, ale w końcu ponownie się odezwała, tym razem pewniej. Zdołała się nawet uśmiechając i spojrzeć prosto w oczy koleżanki, choć szczerze mówiąc, nie była pewna, czy dokładnie się w nie wpatruje. Światło księżyca padało teraz na jej plecy, skrywając w ciemności całą twarz. Zdawała się przez nią pochłaniana, jakby z każdą chwilą barwy odpływały, zostawiając samą czerń. - Jest piękna, dziękuję - jeszcze raz podziękowała. Podeszły do koni. Nim wsiadła, posłała ostatnie spojrzenie jeziorowi, było takie zachwycające! Nadal miała wrażenie, jakby znajdowała się na planie filmu i zaraz na statku miała znaleźć się na niebie, tak na prawdę nie wzbijając się nawet powyżej centymetra ponad taflę wody. Zdecydowanie zapamięta to miejsce. Ale czy drogę tak? Szczerze mówiąc, nie zwróciła na nią takiej szczególnej uwagi. A nawet jeśli, to już wszystko zapomniała.
- Musimy tutaj jeszcze kiedyś razem przyjść - odezwała się Vulnere, usadowiając się pewnie na końskim grzbiecie. Ciepło bijące od wierzchowca uspokajało ją i koiło nerwy, czując pod sobą pracę jego mięśni czuła się błogo.
- Tak, zdecydowanie musimy to powtórzyć - przytaknęła Smiley, również popędzając konia, wolnym, właściwie to leniwym stępem, ruszyły przed siebie. W jednej dłoni ściskając lejce, tak na prawdę to niepotrzebne, jednak nie chciała, by Hades się w nie wplątał, a w drugiej kwiat, westchnęła cicho, z zadowolenia i zmęczenia jednocześnie. Już sobie wyobrażała, jak będzie kwitnąć w jej namiocie, usadowiony na stoliku.
- Em... planujesz coś na jutro? - spytała niezbyt pewna, jak to może zabrzmieć. Ale co złego mogło się stać? No tak, chyba tak mały kontakt z ludźmi teraz się na niej odbijał, poczuła ogromną potrzebę zapalenia papierosa i poczucia jego ostrego, gorzkiego smaku...
- Chciałabym poćwiczyć, nie mogę wyjść z wprawy.
- A będę mogła popatrzeć? Wcześniej jeszcze bym sprawdziła, co z twoją ręką. Właściwie to jeszcze nigdy nie widziałam kogoś, kto wykonywał akrobatykę na koniu. Na żywo, oczywiście - wyjawiła, przypominając sobie, jak wiele razy oglądała podobne pokazy na YouTube.
- Dziękuję - wybełkotała, starając się opanować drżenie dłoni. Przyjęła kwiat i parę sekund patrzyła się w niego w milczeniu, zapadła nikłą cisza, ale w końcu ponownie się odezwała, tym razem pewniej. Zdołała się nawet uśmiechając i spojrzeć prosto w oczy koleżanki, choć szczerze mówiąc, nie była pewna, czy dokładnie się w nie wpatruje. Światło księżyca padało teraz na jej plecy, skrywając w ciemności całą twarz. Zdawała się przez nią pochłaniana, jakby z każdą chwilą barwy odpływały, zostawiając samą czerń. - Jest piękna, dziękuję - jeszcze raz podziękowała. Podeszły do koni. Nim wsiadła, posłała ostatnie spojrzenie jeziorowi, było takie zachwycające! Nadal miała wrażenie, jakby znajdowała się na planie filmu i zaraz na statku miała znaleźć się na niebie, tak na prawdę nie wzbijając się nawet powyżej centymetra ponad taflę wody. Zdecydowanie zapamięta to miejsce. Ale czy drogę tak? Szczerze mówiąc, nie zwróciła na nią takiej szczególnej uwagi. A nawet jeśli, to już wszystko zapomniała.
- Musimy tutaj jeszcze kiedyś razem przyjść - odezwała się Vulnere, usadowiając się pewnie na końskim grzbiecie. Ciepło bijące od wierzchowca uspokajało ją i koiło nerwy, czując pod sobą pracę jego mięśni czuła się błogo.
- Tak, zdecydowanie musimy to powtórzyć - przytaknęła Smiley, również popędzając konia, wolnym, właściwie to leniwym stępem, ruszyły przed siebie. W jednej dłoni ściskając lejce, tak na prawdę to niepotrzebne, jednak nie chciała, by Hades się w nie wplątał, a w drugiej kwiat, westchnęła cicho, z zadowolenia i zmęczenia jednocześnie. Już sobie wyobrażała, jak będzie kwitnąć w jej namiocie, usadowiony na stoliku.
- Em... planujesz coś na jutro? - spytała niezbyt pewna, jak to może zabrzmieć. Ale co złego mogło się stać? No tak, chyba tak mały kontakt z ludźmi teraz się na niej odbijał, poczuła ogromną potrzebę zapalenia papierosa i poczucia jego ostrego, gorzkiego smaku...
- Chciałabym poćwiczyć, nie mogę wyjść z wprawy.
- A będę mogła popatrzeć? Wcześniej jeszcze bym sprawdziła, co z twoją ręką. Właściwie to jeszcze nigdy nie widziałam kogoś, kto wykonywał akrobatykę na koniu. Na żywo, oczywiście - wyjawiła, przypominając sobie, jak wiele razy oglądała podobne pokazy na YouTube.
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz