Umyłem zęby – swoją drogą nie ma nic gorszego niż stanie tuż przy dziewczynie i konieczność powstrzymywania głębszego oddechu, ale to tak swoją drogą – i ponownie przemyłem twarz wodą. Ze zdegustowaniem spojrzałem na usta wykrzywione w podłym uśmiechu, widoczne w odbiciu lustra. Tak, ciesz się, ciesz na zdrowie.
Zachowując w pamięci obraz zgrabnych ramion nieznanej z imienia dziewczyny – bo czemu nie – wróciłem do siebie, by dokończyć szereg porannych czynności związanych z doprowadzaniem swojego wizerunku do porządku. Jakieś dwadzieścia minut później byłem już na stołówce i brałem gotowe śniadanie składające się z dwóch kanapek na tostowym chlebie. Najobrzydliwsze pieczywo z możliwych. Jest takie słowo? Nieważne, w każdym razie chleb tostowy jest najgorszym szajsem jaki można wziąć o ust. Ale nie było nic innego, a ja nie wybrałem się jeszcze na zakupy, żeby samemu przyrządzać sobie godne posiłki, więc musiałem się nim pożywić.
- Gdzie moja pasta? - usłyszałem za sobą, gdy brałem w ręce talerz ze swoim śniadaniem. Odwróciłem się, by ponownie ujrzeć ciemnowłosą dziewczynę, którą wcześniej zastałem w łaźni. Już ubraną.
- W moim namiocie – odparłem, uśmiechając się niewinnie. Czy zabieranie pasty było zamierzone? Nie w pełni, nazwijmy to podświadomym działaniem. - Ale nie idź tam beze mnie.
- Nic mi się nie należy? - spytała z pół-uśmiechem.
- Śliczne podziękowania. I zapraszam do wspólnego posiłku – wskazałem ruchem głowy wolny stół.
< Shavile? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz