- Mam nadzieję, że podadzą nam coś jadalnego – pogładziłam się po głodnym brzuchu, który zaczął mnie wysysać od środka. Chodzenie na tej okropnej kuli dalej było trudne i denerwujące, ale szło mi coraz lepiej, być może dlatego, że szłam do jedzenie i czasem podskakiwałam na jednej nóżce, niczym skaleczona sarenka.
- Oni chyba nie jedzą byle czego – odpowiedział rozglądając się po korytarzu, kiedy ja wypatrywałam drzwi, za którymi będzie bufet.
- Tego się boję. Nam jeszcze dadzą tyle co, aby oni sami się mogli nażreć – podzieliłam się z nim swoimi czarnymi myślami. Akuma zmierzył mnie wzrokiem, widocznie go tym zmartwiłam.
- Nie ważne co to będzie i tak zjem – stwierdził odważnie, na co się zaśmiałam przytrzymując kuli, aby nie upaść.
- A pizzę z surową zdechłą rybą, dżdżownicami i żywymi konikami polnymi? - zapytałam wyobrażając sobie chłopaka siedzącego przez taka stertą pizz.
- W nagłym wypadku... ale raczej bym zdjął te wspaniałe dodatki – cicho się zaśmiałam, on również, na co zwróciliśmy na siebie uwagę dwóch typów, którzy szli przed nami. Zamilkłam na chwilę tak jak chłopak i tylko się im przyglądałam, wyobrażając sobie, jak uderzają w ej chwili w słup. Pięknie by to wyglądało, aż żałuje, że na prawdę nie jesteśmy na ulicy, a oni na prawdę w nie nie uderzą. W końcu zrezygnowali i się odwrócili, a ja zobaczyłam na końcu korytarza drzwi.
- Chyba właśnie wyczuwam nutkę zgniłem ziemi i skaczące ropuchy – artystycznie powąchałam powietrze pokazując mu, że coś na prawdę wyczuwam. Akuma się uśmiechnął.
- Jak na chorą i całą zabandażowaną nieźle się bawisz – zauważył i chyba w tej chwili także poczuł jakieś pyszne zapachy.
- Skoro jesteśmy narażeni, że nas zabiją, to trzeba korzystać – wytłumaczyłam mu. - Ty też czujesz tą woń padliny? - kontynuowałam swoją wypowiedź. Widziałam zawahanie w jego oczach, ale chyba zrezygnował z powiedzenia czegoś na moją poprzednią wypowiedź. Zamiast tego stwierdził, że wyczuwał parówki ze szczura. Zaśmiałam się ponownie zwracając na nas uwagę, ale tym razem na krócej, ponieważ doszliśmy już do drzwi. Mężczyźni otworzyli je szeroko, a do mojego nosa doszły cudowne zapachy; po tak długim okresie głodowania i smakowania jedynie krwi zmieszanej z potem, wszystko by cudownie pachniało, nie ważne jakie to by było ohydztwo.
- Myślisz, że nas otrują? - zapytałam szeptem chłopaka, który uważnie rozglądał się po bufecie, który wyglądał jak zwykła sala z jedzeniem na stole, z którego można brać co się chce. Z tym, że tutaj ludzie byli nieco poważni, aż zachciało mi się rzucić w kogoś jedzeniem i patrzeć, jak albo oni sami się rozkręcają, albo nie wloką do jakiegoś zamknięcia za karę.
- Oczywiście, środkiem przeczyszczającym – odpowiedział mi również szeptem. Wyobraziłam sobie jak owy środek wrzucam do jedzenia każdego agenta. Ha! Zabawnie by było, gdyby w łazience zrobiła się kolejka, która by długo nie wytrzymała.
- Dobrze wiedzieć – powiedziałam bardziej sama do siebie, czując na sobie wzrok tych wszystkich ludzi. Pokuśtykałam z kulą od razu to bufetu, nie mogąc już wytrzymać z głodu. Akuma ruszył za mną, chociaż mnie wyprzedził. Zaczęliśmy sobie nakładać wszystko co było, zaczynając od zwykłego chleba, a kończąc na smażonych rybach, pieczonym mięsie i gotowanych ziemniakach z sosem i z koperkiem. - Miejsca mi zabrakło – powiedziałam zirytowana. Rozejrzałam się po miejscu w poszukiwaniu wolnego stolika.
- Zjesz, nałożysz sobie. Mi też wszystko wylatuje bokami – skomentował, po czym wskazał wolne miejsce, drugie od ściany, zaraz obok tego miłego siwego pana, który raczył odpowiedzieć na moje pytanie związane z kamerami w łazience. Z lekkim uśmiechem skinęłam mu głową na powitanie, co odwdzięczył. Wydawało mi się, że ze wszystkich ludzi tylko on był miły. Cóż, agenci chyba powinny być surowi i twardzi, a nie ciapowaci i słabi. Szkoda, że nikt nie pomyślał o tym, aby być chodź trochę miły.
- Smacznego – po tych słowach od razu wzięłam się za jedzenie. Wszystko było cudowne! Mięso miękkie, rozpływające się w ustach, ziemniaki z sosem przepysznie doprawione, ryba bez ości, sałatki cudowne... Jak w raju! Dla chłopaka chyba także smakowało, widać to było po jego minie. Tak samo widziałam, jak większość ludzi patrzy na nas jak na jakichś kosmitów, co mnie nieco rozbawiło.
Po zjedzonym jednym posiłku, przyszedł czas na drugi, a potem na deser w postaci lodów i ciasta.
- Coś czuje, ze jak to zjem, to zwymiotuje – skomentowałam wsadzając łyżkę w lody.
- Dobra, to daj mi – wyciągnął po nie ręką, ale przyciągnęłam słodycz do siebie, niczym matka swoje biedne dziecko, broniące przed zboczeńcem.
- Trzymaj łapy przy sobie – fuknęłam obrażona i zaczęłam jeść, wywołując śmiech u chłopaka.
- Tylko dobiegnij do łazienki, wątpię, aby ktoś chciał sprzątać twoje lody – skomentował, na co zmierzyłam go ostrym wzrokiem. Potem nadszedł czas na "nowe mieszkanie".
<Akuma? My to możemy pisać komedie xd>
PS: Zajebać się idzie. Mogę się nieco (bardzo) spóźniać z dokończeniami, bo nawet jeśli je napiszę, nie mam jak je dodać, przez brak internetu – nawet wysłać do nikogo nie mg >.> Winą jest pogoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz