Ostatni raz spojrzał w stronę Rue, jakby chcąc się upewnić, że to nie jakiś porąbany sen, a wręcz czarna rzeczywistość, chcąca chyba podciąć skrzydła im obu. Chociaż jego już dawno zostały wyrwane, a latających mioteł nigdzie jak na razie nie widać. Póścił się biegiem do części cyrku, gdzie stały namioty przeznaczone dla prawdziwych cyrkowców, dla których to wszystko się odbywa. Każdy spektakl, każdy występ zdaje się nabierać sensu dopiero wtedy, gdy wchodzą na scenę i dają czadu, pokazując swoje zdolności, momentami aż magiczne, co teoretycznie jest możliwe. Być może ich sława opiera się tylko na tym, że radzą sobie w saltach tak dobrze, gdyż potrafią igrać z grawitacją dzięki sile woli. Prychnął pogardliwie, pewnie wszyscy doskonale wiedzieli o tych wszystkich mrocznych sprawach, z jakimi ma zmagać się rzekomo cyrk. Złość na nowo się w nim zrodziła, przecież tutaj są jeszcze dzieci. Skoro Mortusy zaatakowały jego i Rue przez ich wiedzę i z ledwością to przeżyli, to co mają zrobić takie bezbronne nastolatki? Cóż, może nie na tyle bezbronne, w końcu każdy tutaj chyba ma coś, czym mógłby się pochwalić. Szybka ucieczka na koniu, mocny prawy sierpowy, parę gwiazd i po kłopocie. Jednak to siły nadprzyrodzone, które jednak zawsze będą miały przewagę. Być może nawet czytają w myślach i wiedzą o zamierzanych ruchach obronnych, zanim się je wykona. Gdyby taki szesnastolatek umarł, bo został poinformowany o czyhającym gdzieś tam zagrożeniu? Co wtedy? Co powiedziałoby się jego rodzinie, jak czułaby się reszta? Pewnie większość by zrezygnował w obawie o własne życie lub życie przyjaciół. Sam by tak postąpił, zaciągając za sobą Rue. Jednak ma przeczucie, że nie opuściłaby tego miejsca tak łatwo, a nawet raczej w ogóle. Tak na prawdę i jemu rozłąka z cyrkiem, który zaczął uważać za swój dom i swoją rodzinę byłaby niczym sto biczów na każdej części ciała. Co wtedy by zrobił? Nie mógł sobie odpowiedzieć na to pytanie, może nawet nie chciał. Wbiegł do mieszkania Pika nawet nie uprzedzając swojego przybycia swoim typowym czterokrotnym uderzeniem o blaszaną konstrukcję. Zastał siedzącego przy biurku mężczyznę, pierw lekko poirytowanego i szczerze zdziwionego, potem szeroko się uśmiechającego. Jednak Akuma nie odwzajemnił powitania, z całych sił powstrzymując pięści, już zaciśnięte i gotowe do wykonania serii szybkich uderzeń, pewnie nie na tyle silnych, lecz szybkich, zadbałby o to, o taaak...
- Co cię sprowadza o - spojrzał na biały zegarek wiszący trochę za luźno na jego nadgarstku - trzeciej dwanaście w nocy? I, Boże, wyglądasz okropnie! Co się stało?! - wstał, chyba dopiero teraz zauważając z zaszokowaną miną, że przybyły gość nie jest w najlepszym stanie. Spojrzał po sobie, również się orientując, jak fatalnie się prezentuje. Cały z żółto-zielonej substancji, którą można by buty normalnie sklejać, dłonie i bose stopy w błocie; ślady zostały na jak dotąd nieskazitelnie czystej podłodze, w samych szortach, z paroma zadrapaniami i licznymi zaczerwieniami przechodzącymi w fiolet - malinki. Zaklął, nie zważając, jak bardzo to niestosowne. Spiorunował Pika spojrzeniem, starając się znaleźć powód, dla którego miałby go nie udusić. Informacje. To chyba jedyne, co teraz go powstrzymywało.
- Kojarzysz Mortusy? - wycedził przez zaciśnięte ze wściekłości zęby. Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się na przestraszony, ale gdy miał się odezwać, Akuma przerwał mu gniewnym i oskarżycielskim tonem - jeden z nich zaatakował mnie i Rue, wysłał do jakiegoś martwego gwałciciela, sam widzisz, jak po nim wyglądam. Rue zabrał wspomnienia! - Na ostatnie zdanie nałożył tak okrutny ton głosu, że na moment zrobiło mu się żal towarzysza, ale szybko przypomniał sobie że to jego wina.
- Mówiłem, że przyjdą... - pokręcił głową z wzrokiem wbitym w buty. Bardziej do siebie, niż do szarowłosego chłopaka. Furia ogarnęła nim tak bardzo, że od razu zrobił nagły krok w przód, chcąc popchnąć z całej siły tego gnojka na materiał namiotu, ale powstrzymały go jego dłonie. Położył je na niespokojnie i nieregularnie podnoszące się i opadające ramiona, szukając wzroku starającego się opanować Hayato.
- Gdzie jest Rue? - spytał chyba najłagodniej, jak potrafił. Przygryzł wargę, czując metaliczny smak krwi w ustach. Rue, to teraz najważniejsze. Potem zacznie na niego wrzeszczeć, że chociaż zdawał sobie sprawę z wagi sytuacji, i tak podjął się ryzyka.
- U siebie, ledwo ją tu zaciągnąłem. Nie chce mnie znać - teraz brzmiał bardziej jak popadający w depresję nastolatek, niż chory psychicznie rolnik. Miał się zaśmiać, ona zawsze go tak nazywała. Rolnik z widłami, psychopatyczny rolnik, rolnik rzeźnik, dużo tego. Ale w tej samej chwili przypomniał sobie, jak bardzo tkwią w dupie i miał ochotę spędzić następne miesiące płacząc w zamknięciu.
- Nie ma wyboru, musimy do niej iść - stwierdził Pik, upewniając się, że jego podopieczny już się uspokoił, a przynajmniej na tyle ogarnął, iż nie sięgnie po najbliższy przedmiot i nie uderzy go prosto w głowę, zabijając na miejscu.
- Nie wiem, czy chce widzieć jeszcze kogoś. Ona jest przerażona, chce znaleźć się jak najdalej od nas, Pik, pojmij to wreszcie - głos mu się załamał, ale nie zwrócił na to uwagi. Chciałby się znaleźć na jej miejscu, nie pamiętać niczego, dlaczego jest w takim stanie, jak uzyskać na powrót wspomnienia przyjaciółki, niemalże nagiej czaszki i tego wszystkiego, co wplątało ich w takie gówno. Ale przecież także nie może mieć łatwo, pewnie nawet trudniej jej to wszystko znieść. Nowe twarze zapewniające, że się znają i w dodatku przyjaźnią, nowe miejsca, obrazy, nowy dom, nawet nowe imię. Zaczął żałować, że nie został e tej dziurze. Nie tylko dlatego, że ta sytuacja nie miałaby miejsca. Rue ODDAŁ swoje wspomnienia za to, by mógł bezpiecznie odejść. Poświęciła się, a to jeszcze bardziej go dobiło. Czuł, że nie będzie mógł jej spojrzeć w oczy, bo najdą go myśli samobójcze.
- Pojmuję, i to nawet nie wiesz, jak. Wiem na co natrafiłeś, wiem, co ci się przydarzyło, a co Rue może grozić. Trafiłeś na istotę, jednak więcej opowiem ci później. Wystarczy na razie tyle, że bardzo lubi chłopców, natomiast ponieważ dziewczyny o wiele bardziej wagi przywiązują do przeszłości, karmi się ich wspomnieniami. Chodźmy, z każdą chwilą coraz trudniej odzyskać pamięć - wydał komendę, już ruszając do namiotu drugiej podopiecznej, w znacznie gorszym stanie. Myślał, że na prawdę już nie da rady znieść obecności tego idioty, jak on mógł ich tak narażać? Mógł chociaż wspomnieć o tym, co ich czeka, gdy dołączą do grupy!Parę, może nieco więcej, sekund. Tyle zajął im bieg. Każdy krok w szybkim tempie bolał, rany na stopach zaczynały stawać się kłopotliwe.
- Kto to?! - natychmiast wstała z Miką w rękach, która miauknęła głośno, chyba wybudzona ze snu. Popatrzył niepewnie w stronę zdziwionego i skupionego jednocześnie Pika.
- Pik, przyjaciel - odmówił sobie końcówki "ale już nie nasz" - pomoże nam - podniosła brew do góry. Kot wyskoczył z jej objęć, nie wiedząc co zrobić z rękoma, splotła je na piersi.
- "Nam"? - spytała na wyraźnie niezadowolona z jego słów. Chciał, aby każde jej słowo utwierdzające w przekonaniu, że na prawdę nie chce już nigdy widzieć żadnego z nich, nie bolało tak bardzo, ale zbyt się z nią żył, by myśleć inaczej. Wstydził się przyznać samemu sobie, ale pokochał ją jak młodszą siostrę i czuł się jak skończony dupek, pozwalając na taki bieg wydarzeń. Zachował jednak kamienną twarz.
- Tobie, przypomnieć sobie o wszystkim - wyjaśnił jakby nie wiedziała, o co chodzi.
- Na prawdę niczego nie pamiętasz? - nieco podejrzliwy, jednak zatroskany i nadal wyrażający skupienie głos Pika zabrzmiał ciepło i tak, jak gdyby byli bliską sobie rodziną. Chociaż to prawda...
- Pierw on, teraz ty? - spytała oburzonym głosem, wskazując głową w stronę Akumy. - I czy nie wyraziłam się jasno? ŻADNYCH ludzi - westchnął, opuszczając ramiona. Nie wiedział jak do niej dotrzeć, dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak nieufną i ostrożną osobą musiała być w stosunku do nieznajomych. Cieszył się z tego, gdyż jeśli na prawdę byliby oszustami, a ona by im uwierzyła, skutki mogłyby być wręcz tragiczne.
- Słuchaj, sprawy są zbyt poważne, by teraz zwlekać, kończy nam się czas - wytłumaczył nieco Pik, spiorunowała go spojrzeniem.
- Czas? Jaki czas, o czym ty, do cholery, mówisz?! Ja chcę po prostu stąd odejść, a wy mnie tutaj trzymacie! - warknęła z miną, jakby już planowała ucieczkę, ale Akuma zastąpił jej drogę, stając dokładnie przed nią.
- Nie panikuj, nic ci nie zrobimy. Musisz nam zaufać, pomożemy ci odzyskać wszystko, czego nie pamiętasz. Prawa, Pik? - spytał z nadzieją, że na prawdę da się coś zdziałać w tej sprawie. Nie chciał nawet myśleć co będzie, gdy nigdy sobie nie przypomni, jaka więź ich łączy. Lub łączyła, gdyż teraz wyparowała. Wróci? Oczekiwał tego, nawet bardzo.
- Co cię sprowadza o - spojrzał na biały zegarek wiszący trochę za luźno na jego nadgarstku - trzeciej dwanaście w nocy? I, Boże, wyglądasz okropnie! Co się stało?! - wstał, chyba dopiero teraz zauważając z zaszokowaną miną, że przybyły gość nie jest w najlepszym stanie. Spojrzał po sobie, również się orientując, jak fatalnie się prezentuje. Cały z żółto-zielonej substancji, którą można by buty normalnie sklejać, dłonie i bose stopy w błocie; ślady zostały na jak dotąd nieskazitelnie czystej podłodze, w samych szortach, z paroma zadrapaniami i licznymi zaczerwieniami przechodzącymi w fiolet - malinki. Zaklął, nie zważając, jak bardzo to niestosowne. Spiorunował Pika spojrzeniem, starając się znaleźć powód, dla którego miałby go nie udusić. Informacje. To chyba jedyne, co teraz go powstrzymywało.
- Kojarzysz Mortusy? - wycedził przez zaciśnięte ze wściekłości zęby. Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się na przestraszony, ale gdy miał się odezwać, Akuma przerwał mu gniewnym i oskarżycielskim tonem - jeden z nich zaatakował mnie i Rue, wysłał do jakiegoś martwego gwałciciela, sam widzisz, jak po nim wyglądam. Rue zabrał wspomnienia! - Na ostatnie zdanie nałożył tak okrutny ton głosu, że na moment zrobiło mu się żal towarzysza, ale szybko przypomniał sobie że to jego wina.
- Mówiłem, że przyjdą... - pokręcił głową z wzrokiem wbitym w buty. Bardziej do siebie, niż do szarowłosego chłopaka. Furia ogarnęła nim tak bardzo, że od razu zrobił nagły krok w przód, chcąc popchnąć z całej siły tego gnojka na materiał namiotu, ale powstrzymały go jego dłonie. Położył je na niespokojnie i nieregularnie podnoszące się i opadające ramiona, szukając wzroku starającego się opanować Hayato.
- Gdzie jest Rue? - spytał chyba najłagodniej, jak potrafił. Przygryzł wargę, czując metaliczny smak krwi w ustach. Rue, to teraz najważniejsze. Potem zacznie na niego wrzeszczeć, że chociaż zdawał sobie sprawę z wagi sytuacji, i tak podjął się ryzyka.
- U siebie, ledwo ją tu zaciągnąłem. Nie chce mnie znać - teraz brzmiał bardziej jak popadający w depresję nastolatek, niż chory psychicznie rolnik. Miał się zaśmiać, ona zawsze go tak nazywała. Rolnik z widłami, psychopatyczny rolnik, rolnik rzeźnik, dużo tego. Ale w tej samej chwili przypomniał sobie, jak bardzo tkwią w dupie i miał ochotę spędzić następne miesiące płacząc w zamknięciu.
- Nie ma wyboru, musimy do niej iść - stwierdził Pik, upewniając się, że jego podopieczny już się uspokoił, a przynajmniej na tyle ogarnął, iż nie sięgnie po najbliższy przedmiot i nie uderzy go prosto w głowę, zabijając na miejscu.
- Nie wiem, czy chce widzieć jeszcze kogoś. Ona jest przerażona, chce znaleźć się jak najdalej od nas, Pik, pojmij to wreszcie - głos mu się załamał, ale nie zwrócił na to uwagi. Chciałby się znaleźć na jej miejscu, nie pamiętać niczego, dlaczego jest w takim stanie, jak uzyskać na powrót wspomnienia przyjaciółki, niemalże nagiej czaszki i tego wszystkiego, co wplątało ich w takie gówno. Ale przecież także nie może mieć łatwo, pewnie nawet trudniej jej to wszystko znieść. Nowe twarze zapewniające, że się znają i w dodatku przyjaźnią, nowe miejsca, obrazy, nowy dom, nawet nowe imię. Zaczął żałować, że nie został e tej dziurze. Nie tylko dlatego, że ta sytuacja nie miałaby miejsca. Rue ODDAŁ swoje wspomnienia za to, by mógł bezpiecznie odejść. Poświęciła się, a to jeszcze bardziej go dobiło. Czuł, że nie będzie mógł jej spojrzeć w oczy, bo najdą go myśli samobójcze.
- Pojmuję, i to nawet nie wiesz, jak. Wiem na co natrafiłeś, wiem, co ci się przydarzyło, a co Rue może grozić. Trafiłeś na istotę, jednak więcej opowiem ci później. Wystarczy na razie tyle, że bardzo lubi chłopców, natomiast ponieważ dziewczyny o wiele bardziej wagi przywiązują do przeszłości, karmi się ich wspomnieniami. Chodźmy, z każdą chwilą coraz trudniej odzyskać pamięć - wydał komendę, już ruszając do namiotu drugiej podopiecznej, w znacznie gorszym stanie. Myślał, że na prawdę już nie da rady znieść obecności tego idioty, jak on mógł ich tak narażać? Mógł chociaż wspomnieć o tym, co ich czeka, gdy dołączą do grupy!Parę, może nieco więcej, sekund. Tyle zajął im bieg. Każdy krok w szybkim tempie bolał, rany na stopach zaczynały stawać się kłopotliwe.
- Kto to?! - natychmiast wstała z Miką w rękach, która miauknęła głośno, chyba wybudzona ze snu. Popatrzył niepewnie w stronę zdziwionego i skupionego jednocześnie Pika.
- Pik, przyjaciel - odmówił sobie końcówki "ale już nie nasz" - pomoże nam - podniosła brew do góry. Kot wyskoczył z jej objęć, nie wiedząc co zrobić z rękoma, splotła je na piersi.
- "Nam"? - spytała na wyraźnie niezadowolona z jego słów. Chciał, aby każde jej słowo utwierdzające w przekonaniu, że na prawdę nie chce już nigdy widzieć żadnego z nich, nie bolało tak bardzo, ale zbyt się z nią żył, by myśleć inaczej. Wstydził się przyznać samemu sobie, ale pokochał ją jak młodszą siostrę i czuł się jak skończony dupek, pozwalając na taki bieg wydarzeń. Zachował jednak kamienną twarz.
- Tobie, przypomnieć sobie o wszystkim - wyjaśnił jakby nie wiedziała, o co chodzi.
- Na prawdę niczego nie pamiętasz? - nieco podejrzliwy, jednak zatroskany i nadal wyrażający skupienie głos Pika zabrzmiał ciepło i tak, jak gdyby byli bliską sobie rodziną. Chociaż to prawda...
- Pierw on, teraz ty? - spytała oburzonym głosem, wskazując głową w stronę Akumy. - I czy nie wyraziłam się jasno? ŻADNYCH ludzi - westchnął, opuszczając ramiona. Nie wiedział jak do niej dotrzeć, dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak nieufną i ostrożną osobą musiała być w stosunku do nieznajomych. Cieszył się z tego, gdyż jeśli na prawdę byliby oszustami, a ona by im uwierzyła, skutki mogłyby być wręcz tragiczne.
- Słuchaj, sprawy są zbyt poważne, by teraz zwlekać, kończy nam się czas - wytłumaczył nieco Pik, spiorunowała go spojrzeniem.
- Czas? Jaki czas, o czym ty, do cholery, mówisz?! Ja chcę po prostu stąd odejść, a wy mnie tutaj trzymacie! - warknęła z miną, jakby już planowała ucieczkę, ale Akuma zastąpił jej drogę, stając dokładnie przed nią.
- Nie panikuj, nic ci nie zrobimy. Musisz nam zaufać, pomożemy ci odzyskać wszystko, czego nie pamiętasz. Prawa, Pik? - spytał z nadzieją, że na prawdę da się coś zdziałać w tej sprawie. Nie chciał nawet myśleć co będzie, gdy nigdy sobie nie przypomni, jaka więź ich łączy. Lub łączyła, gdyż teraz wyparowała. Wróci? Oczekiwał tego, nawet bardzo.
< Rue? Pik wkracza do akcji, nioh >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz