Nadal odczuwał mdłości, jednak podniecenie, jakie wyczuł w połączeniu z nadzieją po usłyszeniu od tego dekla, że gdzieś za górami jest jakaś szamanka sprawiło, że na prawdę chciało mu się zwymiotować. Na szczęście, wszystko już wcześniej zostało wydalone. Swoją drogą, nadal odczuwał ten gorzki i kwaśny smak kwasu żołądkowego i resztek jedzenia.
- To daleko? -spytała Rue, najwidoczniej nie podzielając z nim ekscytacji. Raczej coś w rodzaju wątpienia i znudzenia tym wszystkim. No tak, najchętniej by spierdzieliła dziesięć kilometrów dalej, nie pozostawiając po sobie śladu. Ani życia, jak mniemał.
- Półtora godziny - oznajmił Pik, mając ochotę już odejść i znaleźć tę kobietę, o której mówił. Akuma aż błagał i modlił się całym sobą, czuł niezwykłe pragnienie w sercu. To musi się udać, bo co innego im zostanie.
- Pieszo? -dopytywała. Pokręcił głową przecząco z miną, jakby chciał się zaśmiać.
- Nie mamy czasu na spacerki, jedziemy konno, gdyż samochodu też nie mamy - oznajmił. Dwójka spojrzała na niego tym samym otępiałym wzrokiem. Konno? Jaja sobie robi? Nie jeździł na wierzchowcu ogromny szmat czasu, w dodatku tylko kłusował i ograniczał się do prostych ćwiczeń, zero skoków, cwału, czy galopu. ZERO. Brak doświadczenia, wiedzy, jak oni sobie mają poradzić? O to jeszcze w nocy?
- A nie da się jej tutaj sprowadzić? - znowu zadała pytanie, choć trochę go to zniecierpliwiło, popierał ją całym sobą.
- Tak będzie szybciej. W dodatku gdyby miała jakieś rzeczy konieczne do wykorzystania, długo by zajęło ich spakowanie - wyjaśnił z grubsza. - Za jakieś pół godziny wyruszamy, idę osiodłać i się zająć końmi. A ty, lepiej się ogarnij. Z tego co wiem, nie lubi brudu. A, i jeszcze coś. Musisz wziąć jakiś swój przedmiot, najlepiej parę, to może pomóc, Rue - dodał, wskazując palcem na szarowłosego, a potem zwracając się do dziewczyny. Miał ochotę mu przypieprzyć z pięści w twarz, to przecież nie jego wina, że tak wygląda i śmierdzi! Ale gdyby się mieli wracać, przez jego prezentację, zabiłby nie tylko siebie, ale i chyba ich.
- Jaką mam pewność, że mnie nie uprowadzicie? - spytała podejrzliwie, na co tylko westchnął. Jak ma jej wytłumaczyć to wszystko? Przecież i tak już wiele z siebie dała. Ale to najwidoczniej nie wystarczy, teraz trzeba jeszcze pojechać w Cholerawiegdzie. Westchnął, pasując kciukiem i palcem wskazującym zatoki sitowe. Jakby to mogło w czymś pomóc...
- Musisz nam zaufać. Rozumiem, że to trudne, ale jak inaczej wytłumaczysz to? - spytał, już wyciągając telefon z plecaka. Jednak car nie zadziałał. - Mniejsza z tym, nie działa. - westchnął, chcąc pokazać jej występ na YouTube, fenomenalne salta i inne akrobacje, których nazw nawet nie znał. Wie tylko, że wykonane na trapezach i linie.
- Wiesz w ogóle, gdzie nas zawiezie? - spytała z rezygnacją. Pokręcił przecząco głową, pierwsze słyszał o jakiejś szamance za górami. - Dobra, idź już, bo serio śmierdzisz - gdy spojrzał na nią oskarżycielsko, podniosła ręce w geście obronnym. - Serio mówię! Do tego chcę pobyć sama. Nigdzie nie ucieknę, teraz to ty musisz mi chwilę zaufać - oznajmiła, gdy jego spojrzenie zmieniło się na podejrzliwe. A co, jak mówi to tylko dlatego, bo chce dać nogę za pas i się stąd zmyć? Ale zaufał jej, tak jak poprosiła. Przynajmniej teoretycznie to zrobiła.
Poczuł się o niebo lepiej, gdy zmył z siebie resztki przeżyć, choć zapisały się one w postaci licznych przebarwień na skórze i zrytej do końca psychiki. Chwycił swój plecak, również wymyty, gdyż kiepsko z nim było. Załadował do niego wszystko, co uznał za najpotrzebniejsze. Nóż ( drugą rzutkę władował do kieszeni wraz z paroma czerwonymi kulami mającymi po wybuchnięciu oślepić napastnika oraz czarnymi, wybuchającymi na odległość połowy metra ), dawno wykonane bomby dymne oraz inne tego typu przedmioty, na wszelki wypadek telefon i słuchawki, chociaż to pierwsze nie działało jak dotychczas, no i wydrukowane, sam nie pamiętał, kiedy zrobione i przelane na papier, zdjęcie przedstawiające jego i Rue uśmiechających się głupkowato do obiektywu, na tle czerwonego namiotu w białe, pochyła paski. Być może to by pomogło, a jeśli nie, do przynajmniej chciał pokazać jej fotografię na dowód, iż faktycznie się znali. To ułatwiłoby sprawę. A więc ubrany w czerń, czyli jeansy oraz bluza z kapturem zakładana przez głowę o właśnie takim kolorze, wyszedł od siebie, by pójść po Rue. Nie zdziwił się, gdy zastał ją na miejscu, ale trzeba przyznać, że poczuł ulgę.
- Chyba powinniśmy już iść do stajni - oznajmił, zaglądając do środka. Siedziała gładząc Mikę po łbie, chyba zadowolona z faktu, iż Heddo został zabrany przez niego do siebie, z dala od niej. Cóż, przynajmniej dostał jedzenie, picie oraz miejsce do spania, do którego powinien się przyzwyczaić. Zastanowił się, czy nie byłoby rozsądnie wziąć i jego, ale mógłby narobić hałasu i uciec. Zależy też, jak zwierzęta by na niego zareagowały. Widząc parę przedmiotów leżących obok, zasugerował - wezmę je - oznajmił, przyglądając się wybranym rzeczom. Obroża, pewnie kota. Dobry wybór, w końcu więź pomiędzy nią a kotką to duży plus jej przeszłości i miał nadzieję, że również i przyszłości. Do tego jakieś ubranie, białe w róże. Skąd wiedziała, że to właśnie w nim występuje? Zdziwił się, ale w milczeniu włożył rzeczy do plecaka, wyciągnął zdjęcie z nadzieją, że to coś zmieni i w końcu uda im się uzyskać jej poparcie.
- Patrz - przekazał jej niewielką kartkę z obrazkiem w żywych kolorach.
< Rue? Nioh jedziemy na konikaaaaach >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz