Tej
szczególnej nocy nie mogłem zasnąć. Dziwiłem się, bo od kilku
dni nie spałem tak wiele, jak powinienem, a mimo to borykałem się
z bezsennością. Nieustannie myślałem i nawet jak próbowałem
wyłączyć myślenie, nie wychodziło mi to. Spojrzałem na mamę,
która spokojnie spała na swoim łóżku. Po cichutku podniosłem
się, narzuciłem na siebie ciepły, długi sweterek sięgający mi aż
do kostek i wyszedłem na zewnątrz. Oczywiście boso, jak zawsze.
Miałem dość butów od czasu mojej wędrówki z Midasem i gdyby nie
moja przeklęta noga, chodziłbym boso cały boży dzień.
Na
terenie cyrku panowały zupełny spokój i cisza. Wszystko było
pogrążone we śnie. Zapewne było koło pierwszej lub nawet drugiej
w nocy. Poszedłem w to samo miejsce, w którym byłem przed "
deszczem zapomnienia ". Czułem, że to szczególne miejsce
jeszcze bardziej łechta moje zdolności przewidywania. A co do tej
sprawy... zapewne nie wielu cyrkowców wiedziało, o co tak naprawdę
chodziło. Z tego, co mówił wujek Pik znalazło się kilku
pechowców, którzy przez ów deszcz tamtej nocy zupełnie stracili
wspomnienia o sobie, ale nie wiem, co się z nimi stało. Wujek Pik
stara się ograniczać mój udział w dalszym śledztwie i czuję się
z tym nie w porządku, bo zawiodłem i chciałbym jakoś to
odpracować. Wiem tylko tyle... to nie koniec i wiem, że to proste,
zwykłe stwierdzenie, ale mnie mrozi krew w żyłach na samo
powtórzenie go w myślach. Midasowi nic nie wspominałem. Poza
tym... z pewnością będzie wykreślony z udziału w tej sprawie na
fakt, że jeszcze nie wrócił do siebie fizycznie i... zapewne
również psychicznie po części. Nie wspomnę już o tym, że mój
zasięg informacji był naprawdę bardzo ubogi, więc mogłem coś
przekręcić albo zmienić. Wolałem zatem udawać, że nic nie wiem.
Niech wszyscy wokół mnie żyją w błogiej nieświadomości sprytu
małego Edzia krawca.
Powolnym
krokiem zmierzałem do początku drogi prowadzącej do miasta. Tam
przeszedłem przez kruszący się już murek i udałem na ulubiony
pagórek, z którego idealnie było widać niebo i tereny nieopodal.
Nie towarzyszył mi tym razem Krenz. Zapewne bardziej skupił się na
stróżowaniu cyrku. I dobrze. Trzeba być przygotowanym na każdą
okoliczność. Usiadłem wygodnie na miękkiej trawie, objąłem nogi
rękami i oparłem głowę na kolanach. Wsłuchiwałem się we
wspaniałą muzykę nocy. Przede wszystkim... pierwsze skrzypce grały
świerszcze, do tego od czasu do czasu swój tren dodawały
nietoperze i sowy, a na samym końcu wiatr pomagał muzyce nieść
się coraz dalej i dalej. Szczególny zapach nocy dodawał uroku tym
szczególnym chwilom, a ja się odprężyłem i przestałem
niepotrzebnie myśleć o przykrych rzeczach.
-
Czyżbyś nie mógł spać? - usłyszałem czyjś spokojny i
przyciszony głos. Wystraszyłem się nie lada. Od czasu akcji ze
żmijami bywałem o wiele bardziej nerwowy nić zazwyczaj. Tym
bardziej, że nie miałem ze sobą żadnej ochrony. Byłem bezbronny.
Wzdrygnąłem się więc na te słowa, ale kiedy ujrzałem poczciwą
twarz Midasa, odetchnąłem głęboko z ulgą.
-
Aleś mnie wystraszył – przyznałem – Chodzisz, jak duch –
zaśmiałem się.
-
Nie. To ty byłeś tak zamyślony, że mnie nie usłyszałeś –
rzucił kontrargumentem długowłosy. Ja skrzywiłem się z kpiącym
uśmieszkiem.
-
Nie, nie, nie. Nie wmówisz mi swojej racji. Ty jak mnie zobaczyłeś
już miałeś w głowie plan wystraszenia mnie – zainicjowałem
kłótnię na żarty, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Jednak
Midas od razu skapitulował. Opadłem na trawę zawiedziony –
Szybko się poddałeś – westchnąłem.
-
Och, ja się nie poddałem – oznajmił Midas – Na razie panuje
rozejm, ale jeszcze kiedyś wrócimy do tej rozmowy – zachichotałem
na te słowa.
-
Cwaniak – dodałem jedynie i podniosłem się, by spojrzeć na
pogrążoną w zabawie tygrysicę. Z radością łapała świetliki i
tarzała się w bujnej trawie. To był przyjemny widok – Ty też
nie możesz spać? - spytałem, mimo że znałem odpowiedź.
-
Tak. Jakoś po zdjęciu opatrunku nie mogę się przyzwyczaić do
łóżka – oznajmił i siegnął po coś, co leżało zaraz obok
niego. Kiedy ów przedmiot znalazł się w zasięgu mojego wzroku
dostrzegłem, że to skrzypce.
-
Och, to przecież skrzypce! - podniosłem lekko głos, zachwycony
instrumentem – Umiesz grać? - spojrzałem w piękne, złote oczy
mężczyzny.
-
Tak, umiem – odpowiedział – I zaraz mogę dać Ci lekki pokaz
umiejętności – oznajmił i już miał zacząć, kiedy tygrysica
zaczęła biec w naszą stronę. Na początku byłem tym
zaniepokojony, ale za chwilę zwolniła. Prawdopodobnie skończyła
zabawę z latającymi robaczkami i przyszła posłuchać swojego
właściciela. Obeszła nas wkoło i wcisnęła się między nas. Nie
wyczułem w tym posunięciu wrogości. Połasiła się chwilę o
Midasa, po czym spojrzała na mnie.
-
Cześć, kicia – powiedziałem cichutko, na co odpowiedziało mi
ciche mruknięcie dużego kota – Mogę ją pogłaskać? - zwróciłem
się do jasnowłosego.
-
Oczywiście – uśmiechnął się prawie niezauważalnie – Aurum
jest łagodna. Nie atakuje – dodał, a ja delikatnie przejechałem
dłonią po jej miękkim futerku. Było takie puszyste i przyjemnie w
dotyku. Dopiero w tamtym momencie przypomniałem sobie o pewnym
szczególe.
-
Zapomniałem Ci podziękować – zacząłem – Dziękuję, że mnie
ocaliłaś przed zupełną utratą pamięci – Midas spojrzał na
mnie lekko zdziwiony, jakbym bredził – Gdyby nie ty, kto wie...
może zupełnie zapomniałbym, gdzie mam iść i nadal brodziłbym w
tym deszczu. Wtedy nawet Midas nie byłby w stanie mi pomóc –
zwierzak na te słowa podniósł się i zaczął łasić głową,
prosząc o więcej pieszczot. Uśmiechnąłem się i z radością
zacząłem głaskać tygrysicę.
-
Polubiła Cię – powiedział magik. Na te słowa tygrysica ułożył
się wygodnie blisko nas. Mężczyzna ułożył instrument między
swoją szyją, a brodą i zaczął grać.
Wraz
z pierwszymi dźwiękami, które były wydobywane z instrumentu,
obudził się we mnie jakiś dziwny spokój, który wręcz zagradzał
drogę jakimkolwiek złym myślom. Zupełnie nieświadomie zacząłem
lekko bujać się do melodii, która była taka spokojna, lecz miała
dziwny charakter. Wydawała się i smutna i wesoła jednocześnie,
ale była... tak piękna, że nie mogłem się nie uśmiechać sam do
siebie. Przez chwile czułem, że wszystkie świerszcze zamilkły, by
posłuchać prawdziwego wirtuoza skrzypiec. Przymknąłem oczy,
wsłuchiwałem się w melodię i wdychałem świeże, nocne
powietrze, które wtedy pachniało jeszcze lepiej. Wszystko wydawało
się jeszcze lepsze niż normalnie było.
Sam
nie wiem, jak to się stało, ale już po chwili leżałem na trawie
oparty głową o potężne ciało Aurum i wsłuchiwałem się w
kolejne utwory wygrywane przez Midasa. Nie spałem. Nie mogłem. To
było zbyt piękne, aby przy tym usnąć, ale... wprowadzało mnie to
w taki dziwny stan.
Nie
wiem, jak długo to wszystko trwało. Nie mierzyłem czasu. Nie
miałem zamiaru. Cieszyłem się, póki mogłem, z obecności zarówno
Midasa, jak i jego futrzastej towarzyszki. Leżałem tak z
przymkniętymi oczami. Melodia się zakończyła, ale liczyłem na
to, że zaraz zacznie się kolejna, jednak jedyne, co poczułem to
lekki dotyk na głowie. Dłoń przejechała po mojej głowie i
odgarnęła mi grzywkę z czoła. Uchyliłem lekko powieki.
-
Czas wracać – powiedział Midas – Już świta – oznajmił.
Podniosłem się niechętnie do siadu i zobaczyłem, jak słońce
wznosi się ku wschodowi. Zaraz promienie rozjaśniły polanę przed
nami, a ja poczułem narastającą we mnie senność. Ziewnąłem
lekko i wstałem. Mężczyzna oraz tygrysia poczynili to samo. Duży
kot przeciągnął się zgrabnie razem ze mną. Spojrzałem sennym
spojrzeniem na magika i uśmiechnąłem się do niego wdzięcznie.
-
Tak pięknie grasz, że nawet nie wiem, co powiedzieć – zaśmiałem
się pod nosem, na co kąciki ust złotookiego również lekko
podniosły się do góry.
-
Dziękuję – odpowiedział – Choć i tak uważam, że moje
umiejętności spadły – dodał, na co mi szczęka opadła.
-
Nie bądź taki krytyczny wobec siebie – jęknąłem, na co
mężczyzna roześmiał się.
-
Hmm... - udał zamyślonego – Skądś znam te słowa... aha!
Powtarzałem Ci je parę razy, kiedy krytykowałeś swoje kreacje i
nie chciałeś po nocach spać. Pamiętasz? - spytał zadziornie, na
co ja spaliłem buraka. Miał rację. Powtarzał mi dokładnie te
same słowa kilka razy, ale ja zawsze je ignorowałem – I co wtedy
odpowiadałeś?
-
Ech – westchnąłem – No dobra. Wygrałeś – podniosłem ręce
do góry na znak kapitulacji.
-
Ha! A kto chwilę temu mówił, że łatwo się poddaje? - powiedział
pewny siebie i zaczął zmierzać w stronę cyrku. Ja dalej stałem
na pagórku. Zagiął mnie. Ocknąłem się dopiero po chwili i
najszybciej jak mogłem dobiegłem do niego – Nadal kulejesz? -
zapytał z troską. Znowu poczułem, jak fala ciepła przebiega przez
moją twarz.
-
Ah... - nie wiedziałem zbytnio, jakie kłamstwo mam zastosować –
Wiesz... obawiam się nadal. I dlatego chodzę tak ostrożnie. Jak
się nie będziemy spieszyć to spokojnie dojdę – dodałem z
wymuszonym uśmiechem.
-
Może Cię ponieść? - zaproponował.
-
No co ty?! Zwariowałeś?! - podniosłem głos. Na te słowa
jasnowłosy jakby...posmutniał? Zdziwiłem się. Przecież martwiłem
się o jego zdrowie, dlatego zaraz dodałem – Twój bok jeszcze nie
jest zdrowy. Podniesiesz mnie i rana Ci pęknie, a ja sobie nie
podaruję, że znów przeze mnie coś Ci się stało...
-
Wiem, że boisz się, że zamienię Cię w złoto. Nie musisz się
tłumaczyć. Masz prawo się obawiać – powiedział na jednym
wdechu i przyspieszył kroku, a mnie wmurowało.
-
Ale... to nie tak! - powiedziałem stanowczo i dogoniłem go, ale nie
chciał zwolnić. Wobec tego postanowiłem spróbować innej taktyki.
Nagle i nie spodziewanie wyszedłem przed niego, stając mu na
drodze.
-
Uspokój się. Nie chodziło mi o to, że zamienisz mnie w złoto.
Przecież nigdy byś tego nie zrobił. Przyjaźnimy się –
oznajmiłem. Mężczyzna spojrzał na mnie tępo, jakby wcale mi nie
wierzył. Zdenerwowałem się, ale zachowałem spokój, żeby nie
wzniecać konfliktu jeszcze bardziej. Westchnąłem – Zrozum...
jesteś moim przyjacielem. Gdyby Ci się coś stało przeze mnie, tak
jak wtedy, nie podarowałbym sobie tego nigdy w życiu. Dlaczego
próbujesz wmówić i sobie i mnie, że mam do Ciebie dystans z
powodu Twojej mocy? - spojrzałem na niego smutnym spojrzeniem i
ująłem jego dłoń. Nie miał rękawiczek. Dopiero wtedy zwróciłem
na to uwagę. Poczułem przyjemne ciepło bijące od jego ciała. Nie
mogłem zaprzepaścić tego, co już udało mi się zbudować ze
skrzypkiem – Nie boję się, że zamienisz mnie w złotą figurę.
Może niektórzy się boją i rozumiem ich, ale...dla mnie to nie ma
znaczenia. Dałbym Ci się ponieść, bo ta noga mi doskwiera, ale
nie jestem wcale taki lekki, jak myślisz. Dla Twojej rany
najmniejszy ciężar może być śmiertelny – staliśmy tak chwilę
w zupełnej ciszy, która już wwiercała mi się w głowę.
-
W porządku – odpowiedział.
-
Na pewno? - spytałem czując, że... jest coś o czym nie chce mi
powiedzieć, ale nie miałem zamiaru naciskać. Jak zechce mi
powiedzieć, to mi powie. Nie będę go zmuszał. Przejechałem
kciukiem po jego dłoni, by dać mu znak, że naprawdę moja słowa i
zamiary są szczere. Naprawdę chciałem, aby pozostał moim
przyjacielem.
-
Na pewno – powiedział, tym razem pewnie i z lekkim uśmiechem na
twarzy. Cieszyłem się, kiedy się uśmiechał. Pasowało to do
niego. Zacisnął mocniej swoją dłoń na mojej, na co ja jedynie
zareagowałem zadowoleniem. Od razu cała złość i zdenerwowanie
zeszło ze mnie.
Po
kilku minutach spacery doszliśmy w końcu na teren cyrku. Midas wraz
z Aurum odprowadzili mnie pod mój namiot. Pożegnałem się z
tygrysicą i z magikiem. Kiedy tylko wszedłem do środka zobaczyłem
kolorowy plakat na mojej tablicy korkowej. Wisiał tam już
wcześniej, ale nie zwracałem na niego uwagi. Kiedy przeczytałem
jego treść, wybiegłem z namiotu szukając wzrokiem jasnowłosego.
Widziałem go w niedalekiej odległości.
-
Midas – zawołałem – Idziesz ze mną dzisiaj wieczorem do
wesołego miasteczka? Przyjechało wczoraj.
<
Midas :3 ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz