- Nic się nie stało, przecież ja też powinienem uważać - zaśmiał się lekko i gładko, spoglądając w dół z delikatnego zawstydzenia. Ktoś tu lubi kosmologię, co? Pozazdrościł jej umiejętności, sam nigdy nie odważyłby się spojrzeć w gwiazdy. Zwłaszcza leżąc, co według par, a zwłaszcza kobiet, jest takie romantyczne. Już nawet patrzenie w niebo za dnia ( wtedy już musiałby leżeć, by tak było ) jest ciężkim wyzwaniem. Uczucie, jakby szybował, a po chwili spadał, kręcił się wokół własnej osi, zjeżdżał z ogromną prędkością kolejką górską w dół, tracił równowagę, zapadał się nagle pod ziemię, to go po prostu przerasta. W dodatku po paru sekundach dochodzi do tego uczucie, jakby został z ogromną siłą uderzony w twarz - jakby jego mózg trzepał się na boki, niczym bezwładna galareta. To okropne doznanie jest już nawet gorsze od tego, które wydaje się objawiać uderzeniami młota kowalskiego o sam środek czoła. Na samą myśl o gapienie się w górę dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie, a włosy na karku stanęły dęba.
- Tak w ogóle, to widziałem twój występ. Był super, naprawdę - powiedział. Każdy tutaj ma talent, a przynajmniej jakieś predyspozycje do robienia tego, co... się robi, po prostu. Jakiś dar, ekspansywność, skrupulatność... Dlaczego więc prawił komplement? Czuł, że powinien. Co prawda przyszedł tylko na końcówkę jej występu, to jednak widział kawałek. I to było na prawdę imponujące, jakby latała. Ona by go pewnie wyśmiała, gdyby to powiedział. No tak, przecież to jej specjalność. Musi się na tym znać, dla niej pewnie to, co robi, to nic wyjątkowego. Powiedział gość co wciąga dym i na tym zarabia.
- Dzięki - rozpromieniła się, ale zaraz dodała skromnie - ale to na prawdę nic, przecież każdy tutaj czymś zabłyśnie - zaśmiał się, potwierdzając paroma skinięciami głowy. Nie rozbawiło go to, co powiedziała. A raczej to, że odzwierciedliła jego własne myślenie. Zaraz jeszcze się okaże, że dziewczyna kocha muzykę, kawę i zielone jabłka, a irytowanie ludzi zalicza do swojego najwyższego obowiązku dziennego. No i zainteresowań, rzecz jasna. - A ty występowałeś? - ponownie wydał z siebie chichot, spojrzał w stronę ostatnich odchodzących ludzi.
- Teoretycznie nie, w praktyce tak - odpowiedział tajemniczo, jednak widząc jej minę, sprecyzował od razu - robiłem coś w rodzaju tła dla trzech pierwszych i dwóch ostatnich występów. Niby powinienem występować osobno, ale jakoś mnie to nie kręci. Zwłaszcza gdy dzieci wołają, że śmierdzi dymem - wyjaśnił, na końcu nieco mrużąc oczy z zastanowieniem, czy to wszystko, co chce powiedzieć. Tak, koniec zapierającej wdech w piersiach opowieści. Fascynujące. Doprawdy.
- A więc interesujesz się ogniem? - spytała. Stłumił śmiech. Za często go przy niej używa, spojrzał na drzewa rosnące przy namiocie, w którym światła zgasły. Albo odpuścili sobie sprzątanie po wszystkim, albo zatrudnili porządną, co najmniej dwudziestoosobową grupę sprzątającą. Byłoby fajnie, latanie z grabiami tam i z powrotem zaczęło go już męczyć.A potem zakwasy ramion do końca życia. Kusząca propozycja, ale podziękował.
- Coraz bardziej, ale zwykle mam zwyczaj zaczadzać ludzi w namiotach za pomocą różnych rzeczy. Głównie rozbijanych o siebie lub o ziemię, ściskanych w dłoni, miażdżonych stopą. Śmiesznie było, jeden pięciolatek stwierdził, że wybuchła mi ręka. Boże, jestem sadystą - z początku dawka sarkazmu zmieniła się na mieszaninę ironii i rozbawienia, aż w końcu w ogromnie udawane ( celowo dla pokazania, że nie mówi na poważnie ) przerażenie. I teraz przed oczyma stanęła mu Rue - osoba, z którą przyjaźni się od początku cyrku - mówiąca, że przecież on jest sadystą i co się dziwi, że dzieci straszy. No tak, tak też można.
- To dziwne, chyba przeżyłam twoje zaczadzanie - zmarszczyła nos udając, że wspomnienie nie jest dla niej miłe. Chyba, że faktycznie nie jest.
- Tło nie działa w ten sposób - poczuł się jak agent FBI mówiący o czymś tajemniczym, niemogącym wyjść na jaw przed nikim.
- To wszystko wyjaśnia - stwierdziła, cicho się śmiejąc na koniec. Odwzajemnił gest, jeśli tak dalej pójdzie, zacznie śpiewać Somewhere over the rainbow wraz z pszczółkami i motylkami, podlewając przy tym kwiaty sąsiada z różowej konewki w stokrotki. Nie wolno zapomnieć, że w przebraniu baletnicy. Idealnie.
< Aeroce? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz