Mężczyzna przytulił drżącego nieco chłopaka i ostrożnie przesunął dłonią po jego plecach. Przymknął oczy, wzdychając nieomal niesłyszalnie.
Nigdy dotąd nie szufladkował swoich uczuć do drobnego krawca, czuł, że nie zrobiłby tego odpowiednio i niejako bał się nazywać rzeczy po imieniu. Ale jak inaczej niż mianem miłości mógłby określić fakt, iż dla Edwarda mógłby przemierzyć cały świat, policzyć wszystkie gwiazdy? Czuł osobliwe, przyjemne ciepło, kiedy trzymał go w ramionach.
Przez chwilę w jego myślach pojawiła się nieproszona Harlow, będąca jak kubeł zimnej wody na głowę. Spojrzał na nią jednak z odpowiedniego dystansu. Och, Montgomery z całą pewnością żałował tego, co zaszło i poświęciłby naprawdę wiele by przywrócić dziewczynę do żywych. Z niejakim ponurym rozbawieniem odkrył, jednak że nie tęskni już za smakiem jej ust, że w przeciągu tych lat zaczął traktować ją nieco jak utraconą przyjaciółkę. Cóż, może i nie było to takie dziwne, kiedy ostatnio ją widział, obydwoje byli dzieciakami. Na chwilę obecną wypchnął jednak dziewczynę z własnych myśli.
- Oczywiście – odpowiedział miękko i zupełnie szczerze. Le Bleuet uniósł głowę i spojrzał na niego wielkimi, błyszczącymi oczyma, a zaraz potem uśmiechnął się delikatnie, nieomal nieśmiało. Długowłosy także odpowiedział uśmiechem, czując, jak ulatują z niego wszystkie możliwe obawy i zmartwienia. Czuł się cudownie lekki, a mając w ramionach młodego krawca, czuł się tak, jakby ktoś ofiarował mu cały wszechświat.
Przesunął jedną dłoń do góry, muskając czule policzek, drugą zaś ułożył na boku chłopaka. Nachylił się nieco i bez większego wahania delikatnie go pocałować. Elektryzujący dreszcz przeszył ciało długowłosego, przebiegając wzdłuż kręgosłupa niczym błyskawica, gdy chłopak w odpowiedzi zarzucił mu ręce na szyję. Zamknął oczy, wiedząc, że nie musi się śpieszyć. Powoli pogłębił pocałunek, wlewając w niego całą czułość, jaką zdołał z siebie wykrzesać. Usłyszał ciche mruknięcie zadowolenia, kiedy wsunął język do ust chłopaka. Le Bleuet zaczął ostrożnie odpowiadać na pocałunek, a po chwili zaangażował się w niego całkowicie, przyprawiając Montgomeryego o słodki zawrót głowy. Oderwali się do siebie dopiero po dłuższej chwili, przez chwilę wsłuchując się w swoje przyśpieszone, ciężkie oddechy i łomoczące w oszalałym tempie serca.
Monty uśmiechnął się mimowolnie na widok zamglonego wzroku chłopaka i jego rumieńców.
- Jesteś piękny – wymruczał, a kiedy krawiec uśmiechnął się lekko, poczuł jak zalewa go przyjemne ciepło.
Byli właśnie na samym szczycie koła. Gwiazdy migotały nad ich głowami, księżyc oblewał świat swoim blaskiem, a w dole mieniły się światła wesołego miasteczka. Midas nie był jednak w najmniejszym stopniu zainteresowany niewątpliwie urokliwym widokiem, właściwie ledwo co go zarejestrował. Zamiast tego skupił się na Edwardzie, który wyglądał z tego powodu na wielce ukontentowanego.
Usiedli na niewielkiej ławeczce znajdującej się w kapsule, wtuleni w siebie, pijani swoją obecnością. Midas przesunął wzrokiem po ślicznej buzi chłopaka i zawiesił oczy na delikatnej, smukłej szyi. Pochylił się, żeby złożyć na niej pierwszy czuły pocałunek. Usłyszał, jak krawcowi wyrywa się westchnięcie. Zamarł na chwilę, przesuwając nosem po aksamitnej skórze.
- Mogę? – zapytał szeptem, muskając ustami ciało młodszego. Przez Eda przebiegł dreszcz i Monty był pewien, że go usłyszał. Chłopak skinął głową, nieco zestresowany, a zaraz potem odchylił ją nieco, bardziej odsłaniając szyję. Montgomery zasypał ją namiętnymi pocałunkami, mając wrażenie, że z każdą sekundą coraz bardziej uzależnia się od tego drobnego skarbu. Uśmiechnął się leciutko, gdy dobiegło go najsłodsze na świecie jęknięcie.
Odsunął się od niego niechętnie, kiedy zbliżyli się niebezpiecznie blisko ziemi, gdzie mogły zauważyć ich tłumki ludzi. Splótł swoją dłoń z dłonią chłopaka i kciukiem pogładził jej wierzch. Ed oparł się o niego wygodnie, układając głowę na ramieniu mężczyzny.
< Le Bleuet? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz