Każdy
kolejny pocałunek Midasa składany na mojej twarzy sprawiał, że
traciłem poczucie otaczającej mnie rzeczywistości. Chciałem, aby
ta chwila trwała wiecznie. Ciepłe, delikatne usta pieściły moją
skórę. Czułem, jak jest mi gorąco, a fala rumieńców oblewa mi
twarz i uszy. Westchnąłem rozkosznie i przymknąłem oczy, nie
mając najmniejszego zamiaru przerywać mężczyźnie. Siedziała we
mnie tak wielka plątanina uczuć, że... zupełnie nie wiedziałem,
co mógłbym poczynić, poza poddaniem się pieszczotom. Tak bardzo
chciałem na nie jakoś odpowiedzieć, zareagować, ale.... nie
mogłem, nie dałem rady. Poza tym... nie wiedziałem, co mógłbym
zrobić. Nie podarowałbym sobie, gdybym zniszczył coś tak
wspaniałego, jak relacja pomiędzy mną, a magikiem. W końcu dostał
to uczucie, którego tak usilnie poszukiwał wśród najbliższych i
przyjaciół. Czuł się chciany, kochany i... piękny, pragniony.
Świadomość, że ktoś pragnie jego bliskości mimo całego stosu
wad, jakie posiadał, była tak cudowna, że... w tamtym momencie był
w stanie zrobić wszystko, by nie stracić mężczyzny. Chciał się
wtulić najbardziej czule, jak mógł, w jego ciało i dać mu całą
miłość oraz uczucie, jakie tylko dał radę. Chciał z nim spędzać
romantyczne noce pod gwiazdami, chłodne noce pod ciepłą kołdrą i
oczywiście wesołe zabawy w wesołych miasteczkach. Chciał dla
niego walczyć i się rozwijać. Dla niego zechciał żyć tak
bardzo, że wszelakie myśli, które kiedyś zachęcały go do
zakończenia swojego żywota, uciekły w popłochu przed dostojną
wojowniczką przeciw złu zwaną Miłością.
Kiedy
długowłosy odsunął się ode mnie, a jego włosy przestały lekko
łaskotać moją szyję, poczułem się zawiedziony, ale... nic nie
może trwać wiecznie.
-
Jesteśmy już praktycznie na dole – powiedział do mnie
przyciszonym głosem i spojrzał mi w oczy. Zaraz się speszyłem.
Gorąco z mojej twarzy nie uciekło, a wręcz wypłynęło go jeszcze
więcej. Odetchnąłem i z ochotą ponownie przylgnąłem do
cudownego ciała złotookiego. Nie wiedziałem, co mam mówić ani
czynić.
-
Jedźmy jeszcze raz – mruknąłem zmęczonym głosem.
-
Hmm? - mruknął pytająco.
-
Zaufaj mi... - zacząłem - ... proszę – dodałem i szczelnie
objąłem białowłosego... jakby moja podświadomość starała się
zrobić wszystko, aby nie stracić swojego afrodyzjaku. Mężczyzna
nie wykazał żadnego sprzeciwu.
Koło
ominęło przystanek na ziemi i zaczęło ponowny kurs. Kiedy
zniknęliśmy z pola widzenia większości ludzi, odsunąłem się
lekko od magika. Zwolniłem uścisk. Prawą dłonią przejechałem na
tors mężczyzny. Drżałem, bo... tak bardzo chciałem pokazać mu,
że... czuję do niego coś o wiele większego niż zwykłą
sympatię. Sięgnąłem i odsunąłem rąbek koszuli okazujący część
obojczyka i szyję. Na początku przejechałem lekko palcami po
delikatnej skórze. Czułem gdzieś w sobie, że Midas nie czuje się
pewnie, ale... nie sprzeciwiał się moim posunięciom. Przybliżyłem
twarz do jego skóry i złożyłem delikatny pocałunek na jego
obojczyku. Mężczyzna wziął głęboki oddech, jakby się
zapowietrzył, ale nic nie poczynił, abym zaprzestał, więc
kontynuowałem pieszczotę... pierwszą w życiu, jaką starałem się
komuś sprawić. Nigdy nikogo tak nie całowałem. Wyobrażałem
sobie jedynie, jak to może wyglądać i... jakie przyjemne to może
być. Składałem kolejne delikatne pocałunki na jego skórze
starając się dostać do jego szyi, ale sięgnąłem jedynie do
podstawy. Mężczyzna był sporo wyższy ode mnie. Słyszałem, jak
ciężko oddycha. Zacząłem się bać, że robię coś źle, dlatego
zatrzymałem się.
-
Och, przepraszam – schowałem twarz w jego ramionach – Ja...
jeszcze z nikim... wiesz.... nie umiem tak całować, jak ty – z
każdą chwilą mój głos bardziej się łamał. Zacząłem się
wstydzić mojej niewiedzy i brakach w praktyce. Bardzo chciałem z
kimś być i z tym kimś się kochać, ale sam... nigdy tego nie
robiłem i nie potrafiłem tego. Poczułem, jak czyjeś dłonie łapią
mnie czule na policzki i zwracają ku górze. Spojrzałem w oczy
mojego towarzysza. W tamtym momencie zmieniły dla mnie kolor. To już
nie był zwykły złoty... to było cudowne złoto, które patrzyło
na mnie z miłością, jak nigdy dotąd. Widziałem w nich tak
cudowny, lśniący, energiczny poblask... jakby odzyskały dawną,
żywą barwę, jakby ktoś dolał do nich świeżo roztopiony
kruszec. Patrzyłem w nie, jak zahipnotyzowany. Nasze twarze były
bardzo blisko, ale... nie czułem się z tym niepewnie.
-
Całujesz wspaniale – szepnął i uśmiechnął się do mnie, a
zrobił to tak pięknie, że aż się popłakałem. W jednym momencie
do moich oczu napłynęło mnóstwo łez, które poleciały
strumieniami po moich policzkach. Na to Midas jedynie lekko się
uśmiechnął, spojrzał na mnie łagodne i objął mnie swoimi
silnymi ramionami. Szlochałem w jego ubranie, ale robiłem to prawie
niesłyszalnie.
-
Czy t-to zna-znaczy, ż-że mnie ko-ko-koch... - nie potrafiło mi to
słowo przejść przez gardło.
<
Midas? Takie krótkie, bo nie chce Ci zabierać tej przyjemności
pisania o mizianiach :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz