Nie
wiem czemu, ale... czułem, że nie jestem sobą, a przynajmniej to,
że nie jestem do końca stopami na twardej ziemi. Moja dusza
lewitowała gdzieś w przestrzeni, a rozum kompletnie się poddał,
nie mając zamiaru niczego analizować i nad niczym rozmyślać. To i
tak nie zmieniało faktu, że cały mój organizm był wykończony.
Bodźce docierały do mnie w zwolnionym tempie, obraz się
rozmazywał, dźwięki stawały się szumem. Chodziłem jak w jakimś
transie, chcąc już oddalić się w krainę Morfeusza. Trzymałem
rękę Midasa, ufałem mu na tyle, że pozwoliłem mu się prowadzić
najpierw przez zacienione zarośla lasu, a potem przez ścieżki
wesołego miasteczka. Kiedy chłopak wspomniał o powrocie,
zdecydowanie byłem na tak. Pokiwałem tylko nieprzytomnie głową.
-
Wracajmy już – mruknąłem przyciszonym i nie do końca
zrozumiałym głosem. Czułem się coraz gorzej. Nogi mi się trzęsły
i były jak z waty, jakbym miał zaraz się przewrócić. Ucisk dłoni
również z każdą chwilą stawał się coraz lżejszy. Długowłosy
zauważył to od razu i zatrzymał się. Nachylił się nade mną.
-
Ed...skarbie. Co Ci jest? - spytał. Widziałem go powoli jak przez
mgłę, oczy same zaczynały mi się zamykać. Nie miałem siły ich
otwierać.
-
Nie zasypiaj, Ed... nie zasypiaj... - mówiłem do siebie w myślach,
ale jak mógłbym nie zasnąć niesiony w ramionach złotookiego. Jak
tylko poczułem, że nie stąpam po twardej ziemi, zasnąłem.
Obudziły
mnie czyjeś delikatne, namiętne pocałunki. Uśmiechnąłem się
lekko pod nosem na to uczucie, mimo że większą częścią
świadomości byłem jeszcze we śnie. Potem doszło jeszcze miłe
mruczenie prosto do ucha. To już dostatecznie mnie rozbudziło.
Zachichotałem na kolejny pocałunek.
-
Monty... nie wiedziałem, że umiesz mruczeń jak kotek –
powiedziałem, mając jeszcze zamknięte oczy. Gdy je otworzyłem
moim oczom ukazał się wielki kot, a konkretniej to tygrys. Na
początku z przerażenia nie wiedziałem, co robić, jednak po kilku
krótkich chwilach rozpoznałem ów stworzonko.
-
Aurum... - szepnąłem drżącym głosem, bardzo wystraszony. W
końcu... leżałem z drapieżnym kotem w jednym łóżku. Ja wiem,
że kiedyś był taki lew, co z nim spałem i nie zrobił mi krzywdy,
ale... nigdy nie wiadomo, co kryje się w umyśle zwierząt. Nic
złego się jednak nie wydarzyło. Tygrysica patrzyła na mnie
życzliwie, bez cienia agresji. Świadoma, że już wstałem,
przeniosła swój wielki łeb i przednie łapy na moje ciało i
zaczęła się łasić. Dosłownie jak domowy kot. Uśmiechnąłem
się szczerze na ten przyjemny widok. Bardzo lubiłem zwierzęta i
uwielbiałem to, jak one mi ufały. Z chęcią zacząłem głaskać i
drapać dużego kociaka. Po kilku minutach po namiocie rozniosło się
głośne mruczenie dużego kota domowego. Oczywiście od razu się
zorientowałem, że nie jestem w swoim namiocie ani w swojej
kanciapie. Byłem w domku Midasa. Wokół panował ład i porządek,
a także przyjemny zapach, który za każdym razem ciągnął się za
magikiem. Był na jego ciele, ubraniach i włosach wprawiając mnie
za każdym razem w przyjemne dreszcze.
Już
dobre pół godziny leżałem z Aurum w łóżku i właśnie drapałem
ją za uszkiem, kiedy nagle potężna ręka zarzuciła się na ciało
tygrysa. Ja bardzo się wystraszyłem. Wkoło panował zbyt wielki
spokój, dlatego nawet lekkie podniesienie się kotary namiotu mogło
nabawić mnie zawału serca. Wzdrygnąłem się na ten ruch, ale u
tygrysa nie zauważyłem żadnej reakcji świadczącej o strachu.
Odwróciłem się w lewą stronę i zauważyłem kilka kosmyków
białych włosów wystających spod kołdry. Spod niej zaraz wychylił
się Midas z chytrym uśmiechem na twarzy.
-
Ty głupku! - zacząłem – Wystraszyłem się – na te słowa
mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją. Ja po chwili się
roześmiałem. To była zabawna sytuacja. Poza tym... uśmiech mojego
przyjaciela, a od niedawna również partnera, był widokiem tak
cudownym, że nie dało się chociaż lekko nie uśmiechnąć.
-
Widzę, że już przeszedłeś chrzest – dodał z nutką
rozbawienia – Zostałeś przyjęty jako członek stada – dodał.
Spojrzałem na uroczego tygrysa i przytuliłem się do jej ciepłego
futra. Dla osoby trzeciej takie słowa mogłyby być dziwne, ale dla
mnie były tak samo ważne, jak " Kocham Cię " z ust
Midasa. Jego pupil również był dla mnie ważny. Nigdy nie
opuszczała go na krok, a co ważniejsze... była wobec mnie
pokojowa, mimo iż zapewne domyślała się dzięki swojej intuicji,
że razem z jej właścicielem jesteśmy partnerami również w
ekosystemie... tak jakby. Wniosek z tego taki, że zaakceptowała
mnie, a to było dla mnie naprawdę bardzo ważne. Tak ważne, jak
dla macochy powinna być akcptecja dziecka swojego partnera.
-
A tak poza tym to dzień dobry – powiedział Montgomery, podniósł
się na łokciach i pocałował mnie w policzek.
-
Dzień dobry, skarbie – odpowiedziałem krótkim całusem w usta.
-
Jesteś głodny? - zapytał.
-
Jak wilk – odpowiedziałem z radością. Jasnowłosy podniósł się
z łóżka i skierował do małej kuchni. Nie wiele namiotów miało
własne kuchnie. Wyjątkiem były te, w których mieszkało więcej
niż pięć osób no i oczywiście namioty mistrzów. Zwykle reszta
cyrkowców chodziła do wspólnej kuchni.
-
Co powiesz na jajecznicę? - spytał.
-
Mniam mniam – odpowiedziałem i zachichotałem. Mężczyzna
odwrócił się w moją stronę i obdarował lekkim uśmiechem. To mi
wystarczyło, by wiedzieć, że moja reakcja dodała mu dobrego
humoru. Czy wspomniałem, że był bez koszulki? Możliwe, że nie,
ale w istocie tak było. Miał na sobie jedynie spodnie piżamowe.
Obserwowałem go, jak krząta się przy kuchni. Jego ciało było
takie atrakcyjne. Nie rozumiałem, dlaczego do tej pory nikt na niego
nie zapolował. Był taki przystojny! Miałbym gdzieś jakieś
przemiany w złoto czy nie wiadomo jeszcze co. Brałbym póki ciepły.
Ano! Zapomniałem... przecież obydwie rzeczy już zrobiłem.
Patrzyłem na niego cały czas, tym razem już nie z pożądaniem,
ale... z podziwem. Ruszał się jak szlachcic. Każdy krok miał
wyważony, prostą postawę i zgrabne ciało. No i te włosy...
strasznie do niego pasowały. Nikt nie wyglądał w długich włosach
tak męsko jak on.
-
Co ty mnie tak mierzysz, co? - zapytał z nutką żartu w głosie.
Uśmiechnąłem się rozbawiony.
-
A co? Nie mogę się przyglądać, jak mój chłopak krząta się
zgrabnie po kuchni bez koszulki? - odpowiedziałem pytaniem na
pytanie.
-
Oczywiście, że możesz – odpowiedział. Od kiedy to wszystko się
wydarzyło, głos magika zmienił się. Był taki miękki i czuły.
Owszem... przedtem jak tylko się przyjaźniliśmy również był
łagodny i miły dla ucha, ale... wtedy czułem w nim też miłość.
Tak jakby mówił do najdelikatniejszej lalki z porcelany, której
mógłby zaszkodzić najmniejszy nawet krzyk czy dźwięk ironii.
Po
chwili po namiocie rozniósł się cudowny zapach jajecznicy na maśle
z dodatkiem bekonu. Już od samego aromatu zaburczało mi w brzuchu.
Również Aurum wyczuła ten interesujący zapach, podniosła się z
łóżka i skierowała w stronę swojego pana. Usiadła przy jego
nogach obserwując jego poczynania. Ja również się podniosłem i
dopiero, kiedy kołdra zjechała z mojego ciała, poczułem chłód.
Też byłem bez koszulki i w piżamowych spodniach, które były na
mnie co najmniej o rozmiar za duże. Zaraz jednak przyzwyczaiłem się
do spadku temperatury. Opuściłem łóżko i podszedłem do
mężczyzny, który już przekładał śniadanie na talerze. Objąłem
do od tyłu i oparłem głowę o jego plecy.
-
Och, Edziu... - westchnął magik – Nie rozpieszczaj mnie tak –
dodał, na co ja się zaśmiałem. Uwolniłem go ze swoich objęć i
pomogłem w nakrywaniu stolika. Przeniosłem przyprawy i herbatę, a
jasnowłosy talerze z jedzeniem. Kiedy już zasiedliśmy do wspólnego
posiłku zauważyłem, że moja porcja jest wyraźnie większa od
jego. Jeśli oddawał mi już większość jedzenia to znaczy, że to
prawdziwa miłość. Zabrałem się z ochotą do pałaszowania.
-
Czemu mnie tak obserwujesz? - zapytałem, kiedy poczułem na sobie
wyraźnie jego wzrok.
-
A co? Nie mogę obserwować swojego chłopaka, jak słodko pałaszuje
jajecznicę bez koszulki? - zapytał z chytrym uśmieszkiem. Na moją
twarz zaraz wypłynął uśmiech i fala rumieńców.
<
Midas? :3 Nic szczególnego nie napisałam, ale zawsze możesz
wymyślić nam kolejną przygodę :* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz