Zaśmiałam się. Ja mam mu robić kanapkę? Co to, to nie. Musiałam go wieźć na koniu i wysłuchiwać jego jęczeń, jak to bardzo go boli tyłek. To on mi powinien robić kanapki, ale z tego względu, że oddał mi (tak jakby) swoją zupę, nie powiedziałam tego. Ale za to wrzuciłam do kubka saszetkę herbaty. Miałam ochotę się wyluzować na jego łóżku - było bardzo mięciutkie - i wsłuchać się w cisze, popijając gorącą herbatkę, by po chwili marudzić mu (bo na pewno będzie tam ze mną siedział), że mi się nudzi. Od razu wypiję ciecz nie zważając na to, że jest gorąca i wyciągnę go na dwór, aby... znowu pojeździć na kłodzie? I znowu zaczęłam się śmiać.
- Napady śmiechu jednak ci zostały - stwierdził zalewając swoja kawę wrzątkiem, a po chwili moją herbatę. Wody wystarczyło akurat.
- Tak samo wspomnienie na jeżdżącej kłodzie - zaśmiałam się wsypując cukier do herbaty. Akuma chwilę milczał, aż się uśmiechnął i zaśmiał.
- To chyba ja wtedy wygrałem - jeszcze raz się zaśmiałam.
- Ledwo trafiałeś w drzewa - szturchnęłam go ramieniem w brzuch.
- Może - odpowiedział to takim tonem, jakby to on miał rację, a nie ja. Nie skomentowałam, tylko podeszłam do jakiegoś stolika i położyłam na nim swój napój. Potem wróciłam i wlałam ponownie wodę do czajnika, aby zalać moją (jego) zupkę. - To jak? Gdzie moje kanapki? - pojawił się obok mnie. Spojrzałam na stół, jego kawa już musiała być przy stole.
- No tutaj - wskazałam na cały stół w jedzeniem. - Tam masz chleb - wskazałam na pieczywo. - Masło, mięso... a nawet sałata i rzodkiewki - wskazałam na warzywa. Akuma poklepał mnie po plecach.
- To dobrze. Tylko nie dawaj rzodkiewki - uśmiechnął się serdecznie i poszedł do stolika. Także się uśmiechnął. Wygrał. Najpierw zalałam sobie zupkę, a potem jemu zrobiłam jedną kanapkę; dowaliłam także trzy całe rzodkiewki. Wróciłam do stolika, gdzie chłopak pił swój napój.
- Mam nadzieję, że mojej herbaty nie ruszałeś - zauważyłam cukierniczkę na środku stołu. I dobrze, przyda się.
- Czekałem na swoje kanapki - odparł z uśmiechem, a kiedy zobaczył talerz z jedną kanapkę, zdziwił się, jednak nic nie mówił. Położyłam oba naczynia na stole siadając po drugiej stronie.
- Smacznego - powiedziałam miło. Akuma posłał mi podejrzliwe spojrzenie, a potem uważnie przyjrzał się kanapce. Zdjął górną kromkę (rzodkiewka znajdowała się w środku), a potem będąc pewnym, że nic się nie stanie, wziął gryza. Przeżuł dwa razy i się skrzywił, połykając wszystko za jednym razem i pijąc kawę.
- Jesteś podła - mruknął niczym zbite dziecko, na co się zaśmiałam.
- A ty masz ryj jak świnka - wystawiłam mu język śmiejąc się. Posłał mi mordercze spojrzenie i odłożył kanapkę. Wzięłam talerz i wyjęłam z niego trzy rzodkiewki przekrojone na pół i oddałam mu z powrotem jedzenie. Zamoczyłam jeden kawałek warzywa w cukrze i go zjadłam.
- Fuj - chłopak się skrzywił w obrzydzeniu, a ja oblizałam usta.
- Pyszne - uśmiechnęłam się szeroko. - Spróbuj. Z cukrem są lepsze, ja sama nie tknę ich na surowo - powiedziałam i zjadłam kolejną, rzucając jedną część rzodkiewki w jego kierunku. Złapał ją i spojrzał podejrzliwie.
- Jesteś dziwna - mruknął i zamoczył rzodkiewkę w cukierniczce.
- A ty drętwy - obserwowałam jak bierze do ust warzywo. - Jeśli się nie otrujesz, powiesz mi co dzisiaj robimy - po tych słowach wzięłam się na swoją (jego) zupkę.
<Akuma? Wybacz, że tyle czekałeś. Postaram się to nadrobić>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz