- Jej, kolejna przygoda, ale się cieszę - powiedziałam do zażenowanym tonem, całkowicie pozbawionym jakiejkolwiek radości czy podniecenia. Czy nie możemy przeżyć chociażby jednego dnia bez żadnych cyrków? Spokojny normalny dzień dorosłych ludzi (ta, my dorośli, jaaasne), skupiając się na sztuczkach w cyrku i uszczęśliwianiu dzieci. Pomijając to, że mamy bronić ludzkość przed złem - takie rzeczy dzieją się tylko w książkach i filmach, gdzie głównie bohaterowie przypadkiem zabiją demona, a potem się okazuje, ze należą do jakiejś tajnej organizacji, ale ich rodzice to przed nimi ukrywali i teraz wszystkiego się uczą od podstaw, kiedy to powinni być już zawodowcami.
- Ktoś nas nienawidzi - stwierdził chłopak odbierając mi z rąk kartkę i wertując ją wzrokiem.
Trzy cele, każdy na głazie, iść tam, skąd wiatr wieje.
- I jak? Wyczytałeś coś jeszcze? - zapytałam zaglądając do tekstu, ale on go zwinął, schował do kieszeni i podniósł głowę patrząc na mnie wzrokiem tak zmęczonym, że można by pomyśleć, że nie spał paręnaście dni.
- Nie - odpowiedział krótko. - Ale mam już dość tych wszystkich zagadek - westchnął. - Tym bardziej, że nie wieje żaden wiatr - warknął i w tym momencie poczuliśmy nieprzyjemny chłód wiejący z mojej prawej strony. Spojrzeliśmy w tym samym czasie na krzaki, które (raczej) poruszyły się przez wiatr, chociaż w pewien sposób wyglądało to jakoś mrocznie. Tak, jakby coś tam się kryło i czekało na nas, ale żadne z nas nie odezwało się na ten temat.
- Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy. Przynajmniej nie nudzimy się jak te mopsy - stwierdziłam idąc w kierunku wiatru. Akuma ruszył za mną.
- Ta, zginiemy jak ci łowcy skarbów - mruknął. Schował ręce do kieszeni, ale raptownie stanął. Wyciągnął je i zaczął macać swoje plecy. Na jego twarzy malował się strach. - Gdzie mój plecak?! - ryknął na cały głos odwracając się. W tym momencie wyglądał jak pies, który próbuje dogonić swój ogon, a wiadomo jakie rezultaty są. I co miałam powiedzieć? Milczałam, próbując się nie śmiać. Zdążyłam zauważyć, że plecak to dla niego bardzo cenna rzecz; ani razu się z nim nie rozstawał. Ale teraz jego reakcja była tak zabawna... - I co się głupio śmiejesz?! - był jednocześnie rozwścieczony jak i wystraszony. Zakryłam ręką usta i wzięłam głęboki oddech.
- Uspokój się - tylko tyle zdążyłam powiedzieć, bo raptownie wybuchnęłam śmiechem. Spiorunował mnie morderczym wzrokiem, odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. - A ty gdzie?! - przestałam się śmiać i pobiegłam za nim. Oczami uważnie penetrował ziemię.
- Może gdzieś tu leży - mruknął. - Miałem go na plecach! - westchnęłam łapiąc go za ramię.
- Nie ma go tu. Przeszliśmy raptownie parę kroków. Najwyraźniej jego tu nie przeniosło - posłał mi jeszcze raz to samo mordercze spojrzenie, ale nieco spokojniejszy.
- Jak to nie przeniosło, jak miałem go na plecach! Te cholerne wisiorki tez przeniosło! - warknął próbując wyrwać talizman z szyi, ale za każdy razem gdy ciągnął, nie chciał się zerwać. - Co za... - nie dokończył, próbując zdjąć przedmiot z głowy normalnie, automatycznie go puścił i złapał się za rękę. - Co jest... - zasyczał z bólu. Złapałam jego rękę i na nią spojrzałam. Widniał na niej czerwone bąble po oparzeniu, które powoli znikały. W tej chwili bałam się dotknąć swojego.
- Lepiej go nie dotykaj - zasugerowałam.
- No coś ty? - był coraz bardziej zdenerwowany, jakby był bombą, która tylko czeka na wymówkę, by wybuchnąć. Rana zniknęła, a Akuma przestał zaciskać zęby.
- Chodź, idziemy - pociągnęłam go w porządnie stronę. Wątpię, aby był to jakiś żart. Nie taki i nie po tym, co nas spotkało. Miałam ochotę jak najszybciej wrócić do domu, a nie szlajać się po tym lesie do wieczora, tym bardziej, że nie wiadomo co możemy spotkać, ale co może nas znaleźć.
- Ale mój plecak... - powiedział już nieco zrozpaczonym głosem. Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Chcesz, to mnie możesz ponieść - zasugerowałam, chociaż wiedziałam, że się nie zgodzi. Miało to na celu zamknięcie jego ust w tym temacie.
- Pf... - prychnął. - Mój plecak nie jest ciężką parówą - uderzyłam go lekko w ramię.
- Ale jego pan jest płaczliwą dzidzią - mruknęłam. Także mnie spiorunował wzrokiem i to tyle było w temacie. Do głazu doszliśmy w milczeniu. Pojawił się on po jakimś pół kilometrze; wiele razy mieliśmy zamiar zawrócić, ale zawsze któreś z nas się na to nie zgadzało. Ja to rozpoczęłam, potem Akuma chciał się zrewanżować i tak na zmianę, aż doszliśmy do wielkiego szarego głazu, z dziwnymi znakami. Podeszliśmy bliżej. Marszcząc czoło zaczęłam czytać:
- Cztery drogi, jeden wybór. Gniew, smutek, władza i... i... Co tam piszę? - szturchnęłam chłopaka, aby trochę się wysilił. Ja już więcej bazgrołów nie umiałam przeczytać.
<Akuma? Nie znam się na rymach XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz