Montgomery wpadł do swojego namiotu niczym burza, na wejściu o mały włos nie przewracając się przez zabawkę Aurum. Zaklął szpetnie i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Tygrysica wskoczyła na łóżko, tylko po to aby chwilę później z niego zeskoczyć. Miotała się niespokojnie po domu, to powarkując to ocierając się o swojego właściciela. Zwierze nie nawykło do sytuacji w którym jego pan bywał tak rozchwiany emocjonalnie, zresztą nie było czemu się dziwić. Sam Midas czuł że wszystko wymyka się mu z pod kontroli, szczerze mówiąc, miał wrażenie że się topi.
Jenna, Jenna, Jenna.
To niepozorne imię pustoszyło jego poukładany światek, bębniło w głowie i z pasją rozwalało całe to nikłe poczucie bezpieczeństwa jakie sobie wypracował. Bo, dobry boże, jakim prawem sobie na coś takiego pozwolił? Gorycz podeszła mu do gardła ze zdwojoną siłą. Och, tracił głowę i kręgosłup jednocześnie, w dodatku bał się że pociągnie za sobą w to wszystko Eda. Absolutnie nie chciał skrzywdzić chłopaka, który okazał się mu tak bliski, ale przekonanie że dzieli go krok od kompletnej katastrofy nie dawała mu spokoju.
Schemat działania był w zasadzie bardzo prosty – spakowałby najpotrzebniejsze rzeczy, wziął Aurum i jeszcze tego samego dnia wyjechałby z kraju. Problemów z pieniędzmi nie miał nigdy, a odpowiednia ilość złota przynajmniej na jakiś czas kupiłaby i jemu i tygrysowi nieco dyskrecji. Czuł się jednak podle, rozważając tak haniebną ucieczkę, zresztą nie sądził by zdołał się do niej tak łatwo zmusić. Jeśli miał być szczery, gdyby tylko mógł zabrać Le Bleueta ze sobą, nawet się by nie obejrzał. Nie mógł jednak prosić o to młodego krawca, w zasadzie nic nie mógł.
Opadł na łóżko i ukrył twarz w dłoniach. Nie zbyt długo mógł jednak pozostać w tej pozycji, duży łeb tygrysa siłą wepchnął się mu na kolana, domagając się natychmiastowej uwagi. Midas pogładził głowę futrzastej towarzyszki, powoli uspakajając własny oddech.
Położył się niedługo potem, dla pewności zażywając tabletki na senne. Trzymał je zawsze w pogotowiu, a teraz zdecydowanie nie miał ochoty ani na bezsenność ani na żadne jawy senne. Przynajmniej chwilowe odcięcie się od rzeczywistości było jednak niezwykle kuszące.
~~~
Poranek należał zdecydowanie do tych cięższych i jeśli jasnowłosy miał być szczery, wolałby dzisiaj w ogóle nie wyściubiać nosa z namiotu. Aurum wychynęła się na zewnątrz o świcie, żeby rozruszać kości. Nie oddalała się jednak zbyt daleko, co jakiś czas przy materiale pojawiała się jej pokrzepiająca sylwetka. Wielki kot czaił się gdzieś w pobliżu, najwyraźniej pilnując namiotu i jego właściciela.
Długowłosy przetarł oczy, starając się jakoś zapanować nad denerwującą gonitwą myśli. Wiedział że powinien jak najszybciej porozmawiać z ciemnowłosym, który zasługiwał zarówno na wyjaśnienie jak i na przeprosiny. Czuł jednak jak pod jego gardło podchodzi dławiąca gula, a wnętrzności zwijają się w nerwowy supeł. Machinalnie pogładził podłużne blizny na rękach, beznamiętnie dochodząc do wniosku że jeśli przed laty nikt by go nie ocalił, nie byłoby żadnego problemu.
Odetchnął, a zaraz potem poderwał głowę, zaalarmowany wściekłym warczeniem Aurum. Usłyszał zaniepokojone głosy, a niedługo potem dźwięki jego zwierzęcia przekształciły się w złowieszczy ryk.
Skoczył na równe nogi, bez zastanowienia wypadając na dwór. Pobladły Edward stał kilka kroków przed tygrysicą, jednak nie na niego skierowana była jej furia. Większy problem miała Jenna, która najwyraźniej zakodowała się w głowie wielkiego kota jako zmartwienie i powód stresu właściciela, a co za tym idzie – obiekt zdecydowanie nie pożądany na tygrysim terytorium.
Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, tygrysica skoczyła do przodu, swoim impetem zbijając z nóg o wiele drobniejszą dziewczynę. Ta wrzasnęła urywanie, zwalając się ciężko na ziemię.
- Aurum! – krzyknął mężczyzna, ze zgrozą zauważając iż rozeźlona kocica nie reaguje na jego głos. Doskoczył do futrzastej towarzyszki, chwytając ją stanowczo za luźną skórę na karku. Parsknęła niezadowolona, jednak zachowanie Midasa zdołało wyrwać ją z największego amoku. Powoli skupiła na właścicielu swoją uwagę, posłusznie złażąc z dziewczyny. Montgomery trzymał ją jeszcze przez chwilę, w czasie gdy Le Bleuet pomagał wstać i dojść do siebie roztrzęsionej ofierze, która na szczęście wyszła z całej sytuacji bez szwanku.
Zdenerwowana Aurum ułożyła się przy nogach długowłosego, nadal spięta i gotowa powtórzyć swój wyczyn z o wiele większą skutecznością.
Jenna odgarnęła włosy z pobladłej twarzy, wbijając wzrok w złotookiego. Przez chwilę wydawała się całkowicie zatopiona we własnych myślach, jednak kiedy z jej kredowego oblicza odpłynęła reszta kolorów, miał pewność że go poznała.
- Montgomery? – zapytała ostrożniej, unosząc drżącą dłoń do ust. Midas skrzywił się odruchowo na ton jej głosu i odwrócił wzrok. Nie miał zamiaru zachowywać się nerwowo, bo to jedynie dodatkowo zaniepokoiłoby tygrysicę.
- Kopę lat – mruknął tylko niechętnie. Edward poruszył się niespokojnie, a dziewczyna zrobiła kilka kroków w tył. Zobaczył jak jej oczy rozszerzają się na wskutek silnych emocji.
- Jak mogłeś wtedy odejść – syknęła do niego, nie wykonując jednak gwałtownych ruchów. Najwyraźniej nadal bała się obecności tygrysa. – Wszyscy cię tak cholernie potrzebowali – warknęła. Aurum prychnęła i uniosła się lekko w ostrzegawczym geście.
- Nie, zdecydowanie nie. I lepiej by było gdybyś na razie stąd znikła – dodał. Jenna zacisnęła usta i odwróciła się na pięcie, odchodząc z zaciśniętymi pięściami. Cóż, Midas wiedział iż absolutnie sobie nie odpuściła, nie mogła jednak nic zrobić kiedy Aurum przy nim warowała. Długowłosy spojrzał bezradnie na ciemnowłosego.
- Możemy porozmawiać? – zapytał ostrożnie, na co ten powoli pokiwał głową. Weszli do namiotu w dziwnie nieprzyjemnym milczeniu.
- Znasz tę dziewczynę – bardziej stwierdził niż spytał krawiec. Midas oparł się ciężko o szafkę i nerwowo przeczesał dłonią włosy.
- Tak. To stare dzieje – zaczął powoli. Le Bleuet spojrzał na niego smutno.
- Przyjechała tu bo jej kuzynka zmieniła się w złoto – wyjaśnił chłopak. – Myślałem, że możesz pomóc w tym temacie. Wujek Pik jeszcze bada tę sprawę, ale Jenna strasznie upierała się, żeby cię poznać – wyjaśnił. – Nie wiem czemu tak jest, być może to jakiś nowy podgatunek potwora, który ma podobne moce co ty, albo jakoś je skopiował – krawiec bezradnie rozłożył ręce. Midas poczuł się jakby ktoś uderzył go w twarz. Poruszył się nerwowo, spuszczając wzrok na ziemię i maniakalnie pocierając blizny, jakby to w jakiś magiczny sposób miało przegnać jego strach. Desperacko próbował zebrać sensowne myśli jednak im bardziej się starał tym bardziej mu one umykały. Opuścił lekko głowę, pozwalając włosom opaść i zakryć jego twarz. Czuł, że złote oczy wzbierają łzami, których wstydził się i zdecydowanie nie chciał pokazać światu.
- Potwór… - powtórzył głucho, jakby z zamyśleniem. Nieprzyjemna strzała bólu przemknęła przez jego serce, wywołując lekki grymas na jego twarzy.
- Monty? Wszystko w porządku? – zapytał Edward niepewnie, robiąc kroczek w jego stronę. Midas parsknął niewesoło, zmuszając się do uniesienia głowy. Potarł twarz drżącą dłonią, starając się ukryć łzy.
- Nie, oczywiście, że nie jest w porządku – odparł, wykonując nieartykułowany ruch dłonią. Odwrócił się w końcu w stronę krawca.
- To całe przekleństwo ze złotym dotykiem zaczęło się kiedy byłem dzieckiem. Kiedy zmieniłem moją mamę – zaczął głosem nieco wyzutym z emocji. – Ojciec wykorzystał mnie jak kurę znoszącą złote jaja. A potem inni i kolejni – nakreślił ostrożnie. Wbił pusty wzrok w tygrysicę która zaczęła kręcić się po namiocie.
- W końcu uciekłam, ale w zasadzie nie widziałem w niczym zbyt wielkiego sensu – mówił dalej, przesuwając palcami po jednej z blizn – Moja śmierć nic dla nikogo nie znaczyła. Ale zanim się wykrwawiłem znalazła mnie Harlow i jej ojciec. Zaopiekowali się mną, opatrzyli, dali normalny dom. Jakoś doszedłem do siebie, zacząłem panować nad sytuacją. I jakoś tak wyszło, że ja i Harlow byliśmy razem. Oświadczyłem się jej – dokończył.
- Nie mam pojęcia jak to się stało, chyba byłem zbyt rozemocjonowany. To była tylko chwila kiedy zmieniła się w złoto. Następnego dnia uciekłem. Tułałem się przez jakiś czas, potem dołączyła Aurum i znaleźliśmy się w cyrku – dodał, spuszczając wzrok.
- A teraz wróciła Jenna, chociaż nie mogę z tym nic zrobić – uśmiechnął się krzywo i niewesoło. W końcu odważył się podnieść wzrok na nieco pobladłego Edwarda.
- Kocham cię, ale widocznie wszystko na czym mi zależy prędzej czy później przez to ginie. Nie chcę ściągnąć cię na dno, zrozumiem jeśli nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego. Po prostu to powiedz, a zniknę – powiedział Monty, czując jak w złotych oczach ponownie zagnieżdżają się łzy.
<Słońce? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz