Mimo, iż byłam dalej niż Akuma (z jakieś dwa metry) to nie oznacza, że mi szło bardzo dobrze. Wystające kamienie były dla mnie ogromną przeszkodą, nie miałam czasu na rozmyślanie gdzie postawić nogę, jak się odbić, a to wszystko tylko po to, żeby się nie wywalić i nie zostać zjedzonym lub zabitym przez te stwory. Co jakiś czas musiałam odwrócić głowę z dwóch powodów: pierwszy, to aby sprawdzić, czy przyjaciele dalej biegnie, czy nie leży na ziemi przygnieciony przez stwory, a drugi to po prostu strach. Tak jak kiedy uciekasz przed czymś, czego się boisz, a potem się odwracasz, żeby sprawdzić, czy tego nie zgubiłeś. Tak teraz się czułam, miałam nadzieję, że kiedy odwrócę głowę, ich nie będzie, to wszystko okaże się bardzo głupim snem, ale zamiast tego strach się powiększał, a ja już nie miałam sił na ucieczkę. Kamienie wbijały mi się w stopy i tylko cudem unikałam wylądowania na ziemi, z której pewnie już bym nie wstała.
I nagle droga ucieczki się skończyła. Z trudem wyhamowałam, musiałam upaść na kolana i kawałek się przetoczyć, bym zatrzymała się tuż przez urwiskiem. Poczułam w ustach ohydny smak ziemi i słonego potu, kiedy nagle obok mnie zatrzymał się chłopak. On stał na nogach, nie miał problemu z zatrzymaniem. Teraz po prostu chylił głowę na urwiskiem, jego twarz była blada, namalowany na niej był strach, a wręcz przerażenie - pewnie jak u mnie. Także wychyliłam głowę zza urwisko. Zamiast skalnego terenu, czy rwącej rzeki z kawałkami drewna, tam na dole płynęła sobie czerwono-pomarańczowo-żółta ciecz, z której gorąc docierał aż tutaj.
- Lawa?! - powiedzieliśmy oboje na chwilę zapominając o tym czymś, co biegło za nami. Odwróciliśmy głowy, a te dziwne monstrum w pomnożonej ilości (skąd się one wzięły?!) stały w jednej odległości od nas. Niespokojnie poruszały się w prawo i lewo, patrząc na nas wzrokiem mordercy, psychopaty, który został całkowicie pozbawiony rozumu i został stworzony tylko po to, by zabijać. Wydawały z siebie dziwne dźwięki; coś jak walenie młotem i metalową rurę, wymieszanym z syczeniem kota, którego własnie obrywa się ze skóry. To było dziwne, tak jakby między nami, a nimi, znajdowała się niewidzialna bariera, której nie mogą przebić. Czułam się, jakbym wsadziła nogi do tej lawy. Wiedziałam, że już nie wstanę, nie w najbliższym czasie. Ale... co teraz? Przed nami mordercze potwory, a z tyłu gorąca lawa. Żadne z nas nie miało sił się chociażby odezwać, oboje dyszeliśmy ze zmęczenia.
Nagle ziemia pod nami zaczęła się jakby trząść, a do uszu dotarł charakterystyczny dźwięk osuwanej się ziemi lub łamiących się głazów. Siedziałam na ziemi i czułam jak podłoże się rusza, nieco chwieje. Akuma także usiadł, zapewne zwalony z nóg po mocniejszym trzaśnięciu, po którym skalna półka, na której się znajdowaliśmy, osunęła się w dół. Co dziwniejsze, te dziwne stwory zostały na górze, ich wstrząs nie dotyczył. Z krzykiem zaczęliśmy spadać w dół. Najpierw mocno uderzyliśmy o kawałek ziemi, a potem osunęliśmy się do rzeki lawy. Oboje przybliżyliśmy się do środka, aby być jak najdalej od krawędzi, przy której wręcz płonął ogień. "Tratwa" na szczęście okazała się na tyle trwała, aby nie spłonąć, chociaż czułam pod tyłkiem ciepło. Spojrzałam w górę, gdzie te dziwne stwory zaczęły się kręcić przy krawędzi, a po chwili wszystkie jak leci zaczynały skakać. Dwa wylądowały w lawie i od razu się spaliły, ale większość wylądowała na twardej ziemi i wzdłuż brzegu biegła obok nas. Kiedy uderzyliśmy o wystający kamień i nieco nami zatrzęsło posuwając w stronę brzegu, jedne z nich próbował do nas doskoczyć. Nim jednak wylądowało na naszej "łódce", uderzyłam go jedną nogę, dzięki czemu wpadł do lawy. Czułam się, jakby właśnie złamał mi wszystkie palce.
- Co robimy? - zapytałam pospiesznie odwracając się w stronę przyjaciela. Nim odpowiedział, między nami zaświeciły cztery znaki i napis, który akurat widziałam do góry nogami. Obrazki jednak były skierowane w moją stronę: ćma, ptak, kret i ryba.
<Akuma? Jaka tym razem zagadka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz