Ryba. Wykluczone. Kret? Tym bardziej. Więc ptak, czy ćma?
- Ćma lub ptak - powiedziałam szybko do chłopaka. Nie zareagował, musiałam nim potrząsnąć, aby zwrócił na mnie uwagę, chociaż musiałam odczekać parę sekund, aby wybudził się z transu. Duszące gorąco stawało się coraz bardziej nie znośne. Poczułam także, jak nabraliśmy prędkości. Jeśli się okażę, że na końcu rzeki znajduje się wodospad, pomyślę, że to na prawdę kiepski film, w którym nie chcę brać udział. Spojrzałam w kierunku, w którym płynęliśmy. Lawa rozciągała się jeszcze daleko stąd, ale dlaczego ciągle przyspieszaliśmy? Spojrzałam w bok, te dziwne pokraki nie spuszczały z nas wzroku, ale powoli nie nadążały. Albo na prawdę przyspieszamy, albo one się zmęczyły; raczej to pierwsze. - Ćma lub ptak - powiedziałam ponownie do chłopaka, który był wpatrzony w cztery obrazki. Milczał, a na jego twarzy malował się strach, jak i zdezorientowanie.
Czy ptak miałby sens? Jakie lotne stworzenie przeleciało by po tym niebie? Jeśli o to chodzi, to...
- Ćma - mruknęłam pod nosem.
- A nie ptak? - chłopak podniósł wzrok. Chwilę milczałam zastanawiając się dlaczego wybrałam nocnego motyla.
- Ćma. Idą do ognia, jest ciemno... - wymieniłam, chociaż sama nie byłam tego pewna, bo zagadka ani wcale mi się nie kojarzyła z żadnym stworzeniem. Cóż, albo giniemy ryzykując, albo tchórząc. Bez dłuższego namysłu dotknęłam obrazek przedstawiający ćmę.
Bynajmniej tak mi się wydawało.
Ptak rozjarzył się czerwonym ogniem, a reszta zniknęła. Napis także się rozjarzył, obydwoje musieliśmy się odsunąć, aby przypadkiem nie zostać poparzonym. Z obydwu stron buchnął ogień. Skuliłam nogi i schowałam głowę w kolanach przykrywając się rękoma. Ciepło było nie do wytrzymania, miałam wrażenie, że zaraz spłonę. Nagle poczułam mocne uderzenie, a kiedy podniosłam głowę, okazało się, że zostałam rozdzielona z chłopakiem. Kamienna płyta po której płynęliśmy rozerwała się w pół.
Jakim cudem dotknęłam nie tego obrazka?!
Odsunęliśmy się wpierw od siebie i z nieco większa prędkością ruszyliśmy przed siebie. Stwory już dawno zostały w tyle, a my zaczęliśmy krzyczeć, kiedy na naszej drodze pojawiły się wystające skały. Jeśli w któreś uderzymy, natychmiast się rozbijemy i...
- Rue! - odwróciłam głowę w kierunku Akumy, który klęczał starając się nie wypaść. Także próbowałam się czegoś złapać, ale czego? Krawędzi, żeby mi spłonęły palce? - Musisz złapać tej gałęzi! - krzyknął wymachując ręką w przód. Spojrzałam we wskazanym kierunku, nad rzeką lawy, dość wysoko wisiała gruba gałąź, wyglądała na starą, była bez liści. Była także dość wysoko...
- Przecież nie doskoczę! - odpowiedziałam czując jak prąd porywa i miota mnie.
- Ale musisz! Pomyśl, że jesteś w cyrku! Jak się złapiesz to i mnie wciągniesz! - Gałąź była coraz bliżej. Musiałam spróbować, być może to ostatnia szansa na przetrwanie. Wstałam chwiejąc się na nogach i starając się utrzymać równowagę, co było jednak trudne. Spadłam raz na kolano, ale ostatecznie trzymałam się na nogach. Byłam już blisko, ale lawa mnie przerażała. Miałam wrażenie, że nawet jeśli uda mi się złapać drewno, ono się złapie i spadnę w ogień. Ale... Już kiedyś to ćwiczyłam.
Pierwszy trening przy Akumie: skok na trapezach nad płonącą siatką.
Zrobiłam dwa kroki (tylko tyle mogłam) i się odbiłam, wyciągając rękę do góry, wyobrażając sobie, że znajduje się w cyrku i tylko ćwiczę. Poczułam w palcach szorstką korę, wisiałam nad rzeką lawy czując, jak ręka powoli mi drętwieje od wbijanej kory w skórę. Złapałam się drugą ręką i szybko się podciągnęłam.
- Rue! - spojrzałam w kierunku chłopaka, który już znajdował się pod gałęzią. Skierowałam się w jego stronę, szybko i niezgrabnie, starając się nie spaść. Wyciągnęłam rękę, ale był zbyt daleko, bym mogła go złapać.
- Skacz! - rozkazałam.
<Akuma? Trochę tak ryzykować życie trzeba xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz