- Kto? - zapytałam nie rozumiejąc o czym on mówił.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia – powiedział pospiesznie. Kazał nam się złapać za ręce. Usłyszałam za ścianą głuche odgłosy kroków. Gdy zrobiliśmy to, co kazał, drzwi się otwarły, ale w nich nikt się nie pojawił. Otworzyły się z taką siłą, że najpierw uderzyły o ścianę, a potem zawisły na ostatnim zawiasie. Po chwili mężczyzna dotknął naszych dłoni. Dziwny blask oślepił mnie nagle, zamknęłam oczy, czując dziwne zawroty głowy i okropne zimno. Nie mogłam podnieść powiek, ponieważ światło raziła mnie nawet z zamkniętymi. Po chwili siedziałam na czymś zimnym. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, ze znajdowaliśmy się na pustym śnieżnym polu, a zimno pod tyłkiem to śnieg. Wszędzie śnieg, żadnych drzew czy najmniejszego kamienia lub korzenia wystającego spod białej warstwy. Od razu zaczęłam się trząść. Spojrzałam na nich. Akuma także zareagował na zimno, a Sean odetchnął z ulgą. Para wyleciała z jego ust.
- Gdzie ty nas... - zaczął, ale nie skończył, zapewne nie widząc jak to ująć. Teleportował? Na prawdę? Czy może leciał z prędkością światła? Zaraz, nie ma skrzydeł... A może to sen? Tak bardzo bym tego chciała...
- Poczekajcie – machnął rękoma i wyjął zza pleców jeden, a potem drugi kożuch. Podał nam je i bez zastanowienia nałożyłam swój. Dalej się rozglądałam w poszukiwaniu czegokolwiek, ale jedynie, co tu było, to rażąca w oczy biel śniegu. - Uciekliśmy, nie znajdą was tu – delikatnie się uśmiechnął, jakby tymi słowami wytłumaczył nam całą akcję. Oboje z Akumą spojrzeliśmy na niego jak na kompletnego idiotę.
- Mów jaśniej! Kto! - wykrzyczał zdenerwowany chłopak. Obcy chwilę milczał mierząc go zirytowanym wzrokiem.
Zaczął opowiadać o Infirytach; stworzeniach stworzonych przez demony. Niewidzialne stwory, które widzą tylko anioły i ich podgatunki, takie jak on. Opowiedział o dwóch medalionach, które po jego opisie wyglądały dokładnie tak samo, jak te, które my dostaliśmy. Z góry dowiedział się, że my byliśmy ostatnimi, którzy je dotknęli, dlatego poszukują nas te Infiryty, aby oddać je dla swoich panów, co będzie miało okropny skutek. Bowiem może to nawet zniszczyć świat, gdyż podróżowanie w czasie jest niebezpieczne, a nawet najmniejsza zmiana w przeszłości, może wywołać kataklizm w przyszłości. On, jako wysłannik Boży miał nas odnaleźć i uchronić także medaliony.
- Tak więc gdzie je macie? - zapytał. Spojrzeliśmy po sobie z chłopakiem i milczeliśmy. Uwierzyć, czy nie? W normalnym świecie takie rzeczy są wyśmiewane, a mówca brany za czubka. Ale po tym wszystkich trudno jest nie uwierzyć w taki ciąg wydarzeń. Tylko dalej nie rozumiem, jakim cudem talizmany były skierowane do Akumy. No i dziwne jest to, że on, jako wysłannik boży nic nie wie, że my je zgubiliśmy. W końcu skoro rozmawia z Tym na górze, a on wszystko widzi, to czemu nic mu nie powiedział? Coś mi tu nie gra...
- Nie mamy – odpowiedziałam po długiej chwili ciszy, podczas której Sean zaczynał się niecierpliwić. Spojrzał na nas zdziwiony, zauważyłam, że lekko się unosił w powietrzu, jego stopy wisiały nad ziemią jakieś trzy centymetry.
- Jak to ich nie macie?! - zapytał niższym głosem, wcale do niego nie podobnym.
- Po prostu, zgubiliśmy – odpowiedział chłopak. Sean zmarszczył brwi mierząc nas morderczym spojrzeniem. Jego oczy stały się czerwone. Odeszliśmy dwa kroki w tył oglądając, jak wysłannik boży unosi się coraz wyżej, jego skóra zmienia kolor na czarny, pokrywa się łuskami, palce stają się zaostrzone niczym szpony, a na głowie wyrastają zakręcone rogi. Czyli tak wygląda coś, co zesłał Bóg? Nie wydaje mi się.
- Nie wierzę... Ludzie z przyszłości są jeszcze głupsi, nić teraźniejsi... - powiedział załamany i... zniknął. Biały blask ponownie nas oślepił, ale tym razem tylko na sekundę. Sean'a nigdzie nie było, nie pozostało po nim nic, dosłownie. A my przenieśliśmy się z białego pola na środek miasta. Ludzie nie zwrócili na nas uwagi, tak jakbyśmy tu stali od samego początku.
- Co się stało? - zapytałam bardziej sama siebie, rozglądając się wokół. Tą ulicą szliśmy z Loganem, kiedy nas wyprowadzał z targu niewolników.
- Wydaje mi się, że to nie był żaden wysłannik – powiedział lekko naburmuszony chłopak. Spojrzałam na niego nie odpowiadając. Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Czyli to, co mówił, było kłamstwem? Czy jednak w jakimś stopniu mówił nam prawdę? Nie mam pojęcia... - Trzeba znaleźć te cholerne wisiorki – przyznałam mu rację, ale problem był taki, że nie wiadomo, gdzie ich było szukać. Zaczęliśmy iść kamienistą drogą przed siebie mając nadzieję, ze natrafimy na coś przydatnego. I tak się stało. Jakoś po dziesięciu minutach, gdy znaleźliśmy się na końcu miasta i mogliśmy zobaczyć las, którym Logan nas kierował do swojego dziwnego lokum, moją uwagę przykuła dziwna postać. Samego Szekspira mogłam oglądać tylko na zdjęciach i była to jedyna morda, którą zapamiętałam. Zatrzymałam się i pociągnęłam chłopaka za ubranie.
- Zobacz – wskazałam mu mężczyznę z gołym czołem i włosami po bokach. Dlaczego go zapamiętałam? Bo wyglądał koniecznie. Widziałam facetów łysych, z wygolonymi bokami, czy puchem, zamiast włosów, ale tak komicznej głowy nigdy w życiu. Wyglądał okropnie i ohydnie, a mi się kojarzył z brzydką panienką, która przez notę zaczęła łysieć na czubku.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz