- Aż tak nie lubisz zielonej herbaty? - spytał z lekkim uśmiechem, pokiwałem głową.
- Ja nie wiem jak ty to możesz pić - prychnąłem, patrząc się na parującą zawartość naczynia. - Gościu, ty mnie chyba tym otruć chciałeś... - dodałem po chwili czując, że mój żołądek niebezpiecznie się skręca. Od tego zapachu nawet zaczęła mnie boleć głowa. Ewentualnie od tego, że nie palę prawie tydzień, a wcześniej paliłem codziennie. Aż tak ze mną źle? Zaśmiałem się w duchu. Zabawne.
- Mam taki pomysł, pójdziesz teraz spać, odpoczywać czy coś, a wieczorem znowu się spotkamy i pójdziemy coś zjeść. Naprawdę zasypiasz na stojąco - zaśmiał się, również parsknąłem śmiechem, nie wiedziałem, że tak to wygląda. No ale nie będę ukrywać, naprawdę jestem zmęczony. Nie wiem jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem.
- Dobra, może być. To ja chyba już pójdę... - oznajmiłem. Byle jak najdalej od tej obrzydliwej herbaty! Poszedłem wolno przed siebie, po czym przy drzwiach odwróciłem się i pomachałem do Mefody. Uśmiechnął się do mnie, pijąc kawę. Moją kawę. Z mojego kubka. Nikomu wcześniej nie dałem się z niego napić. Nikomu. Pasuje mu mój kubek.
Shiro szedł obok mnie. Muszę przyznać, wygląda groźnie nawet wtedy, gdy po prostu się przechadza. Jego smukłe ciało, całe pokryte bliznami, daje do myślenia. Bystre, jasne oczy ciągle błądzą po terenie. Mięśnie gotowe do rzucania się na swoją "ofiarę". Uszy postawione do góry, jakby ciągle czegoś nasłuchiwał - być może też tak było. Był dość wysoki, być może nie jest czystej krwi, że tak powiem. Wzrostem różni się o dobre 10-15 centymetrów od przeciętnego dobermana. Być może to też jakąś choroba lub po prostu taki wzrost - czy to w ogóle możliwe?
Nie myślący nad tym dłużej, poszedłem do swojego namiotu. Pierwsze co zrobiłem, to sen. Dosłownie, rzuciłem się na łóżko i zasnąłem. Nie byłem pewien, ale obok chyba położył się Shiro. Taki mój anioł stróż.
Obudziłem się po jakimś czasie. Nie byłem w stanie stwierdzić jakim, a na telefon nadal nie było mnie stać. Poszedłem się umyć, zostawiając psa w namiocie. Nie żebym się przy nim krępowałz no ale błagam - chodzić z psem pod prysznic? To prawda, jesteśmy do siebie przywiązani, ale nie aż tak. Wszystkie czynności higieny osobistej zajęły mi najwyżej dwadzieścia minut. Odświeżony, w czystych ubraniach, postanowiłem się przejść. Słońce nadal było wysoko na niebie, gorąc chyba opanował cały świat. Nie licząc tych miejsc, gdzie nie dotarł. Czekaj, co?
Idąc z Shiro wśród namiotów, stwierdziłem, że sen i prysznic wiele mi dały. Czułem się świeżo i bardziej wypoczęty. Ból głowy jednak nie zniknął, po raz kolejny jednak pojawiła się chęć zapalenia. Wiem, że tylko przez to podupadam na zdrowiu, ale bądźmy szczerzy - i tak umrę młodo. Astma, całe życie przy sumie, podejrzenie raka płuc... To nie potrwa długo. I to na moje własne życzenie. Eh.
Przechodząc obok pastwiska zauważyłem, że na łące za nim jest Wołga oraz Mefoda. Uniosłem brwi. Chce mu się? Zacząłem iść w ich kierunku, miałem zamiar poinformować o moim przybyciu jakimś fajnym tekstem, ale oczywiście ten mały małpiszon mnie wyprzedził i podbiegł do ich dwójki. Mefoda od razu zareagował - zaczął rozglądać się na boki, aż w końcu odwrócił się. Widząc mnie uśmiechnął się szeroko.
- Długo to ty nie spałeś - oznajmił, uśmiechnąłem się jedynie. Promienie słoneczne raziły mnie w oczy, przez co musiałem je przymknąć. Podszedłem, obserwując poczynania chłopaka. Nadal nie wiedziałem ile na lat. Postanowiłem przeczekać ten temat.
- Co robisz? - spytałem, a on pokazał mi naprawdę długą linę. Ma zamiar powiesić tego konia, czy jak? Popatrzyłem na niego z niezrozumieniem, gdy przewrócił oczami, ja jedynie uśmiechnąłem się niewinnie i wręcz promiennie, po czym poruszyłem ramionami w geście "No to mnie naucz, profesorze".
- To jest lonża. Przypinam ją tutaj - pokazał gdzie, po czym właśnie ja podpiął - i lonżuję konia. Biega on sobie po prostu w kółku. - Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. W prawdzie widziałem parę razy jak lonżuje się konia, ale nie wiedziałem, że on ma zamiar to zrobić. - Chcesz to możesz zostać i popatrzeć, bo dopiero zaczynam i nie mogę jej dzisiaj odpóścić - zaproponował.
- Czemu nie - powiedziałem, po czym zastanowiłem się na moment. - To co ja mam robić? - spytałem, nie wiedząc zbytnio, gdzie powinienem się udać, by nie przeszkadzać.
- Możesz usiąść tam na trawie. Chyba że chcesz stać obok i kręcić się w kółko, bi jakbyś siedział to bym cię podeptał. Chociaż...nie ważne z kusząca propozycja - pokazałem mu środkowy palec, udając się we wcześniej wskazanym kierunku. Shiro przyszedł po chwili do mnie z przestając wąchać nowego przyjaciela. A raczej przyjaciółkę.
- Ja nie wiem jak ty to możesz pić - prychnąłem, patrząc się na parującą zawartość naczynia. - Gościu, ty mnie chyba tym otruć chciałeś... - dodałem po chwili czując, że mój żołądek niebezpiecznie się skręca. Od tego zapachu nawet zaczęła mnie boleć głowa. Ewentualnie od tego, że nie palę prawie tydzień, a wcześniej paliłem codziennie. Aż tak ze mną źle? Zaśmiałem się w duchu. Zabawne.
- Mam taki pomysł, pójdziesz teraz spać, odpoczywać czy coś, a wieczorem znowu się spotkamy i pójdziemy coś zjeść. Naprawdę zasypiasz na stojąco - zaśmiał się, również parsknąłem śmiechem, nie wiedziałem, że tak to wygląda. No ale nie będę ukrywać, naprawdę jestem zmęczony. Nie wiem jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem.
- Dobra, może być. To ja chyba już pójdę... - oznajmiłem. Byle jak najdalej od tej obrzydliwej herbaty! Poszedłem wolno przed siebie, po czym przy drzwiach odwróciłem się i pomachałem do Mefody. Uśmiechnął się do mnie, pijąc kawę. Moją kawę. Z mojego kubka. Nikomu wcześniej nie dałem się z niego napić. Nikomu. Pasuje mu mój kubek.
Shiro szedł obok mnie. Muszę przyznać, wygląda groźnie nawet wtedy, gdy po prostu się przechadza. Jego smukłe ciało, całe pokryte bliznami, daje do myślenia. Bystre, jasne oczy ciągle błądzą po terenie. Mięśnie gotowe do rzucania się na swoją "ofiarę". Uszy postawione do góry, jakby ciągle czegoś nasłuchiwał - być może też tak było. Był dość wysoki, być może nie jest czystej krwi, że tak powiem. Wzrostem różni się o dobre 10-15 centymetrów od przeciętnego dobermana. Być może to też jakąś choroba lub po prostu taki wzrost - czy to w ogóle możliwe?
Nie myślący nad tym dłużej, poszedłem do swojego namiotu. Pierwsze co zrobiłem, to sen. Dosłownie, rzuciłem się na łóżko i zasnąłem. Nie byłem pewien, ale obok chyba położył się Shiro. Taki mój anioł stróż.
Obudziłem się po jakimś czasie. Nie byłem w stanie stwierdzić jakim, a na telefon nadal nie było mnie stać. Poszedłem się umyć, zostawiając psa w namiocie. Nie żebym się przy nim krępowałz no ale błagam - chodzić z psem pod prysznic? To prawda, jesteśmy do siebie przywiązani, ale nie aż tak. Wszystkie czynności higieny osobistej zajęły mi najwyżej dwadzieścia minut. Odświeżony, w czystych ubraniach, postanowiłem się przejść. Słońce nadal było wysoko na niebie, gorąc chyba opanował cały świat. Nie licząc tych miejsc, gdzie nie dotarł. Czekaj, co?
Idąc z Shiro wśród namiotów, stwierdziłem, że sen i prysznic wiele mi dały. Czułem się świeżo i bardziej wypoczęty. Ból głowy jednak nie zniknął, po raz kolejny jednak pojawiła się chęć zapalenia. Wiem, że tylko przez to podupadam na zdrowiu, ale bądźmy szczerzy - i tak umrę młodo. Astma, całe życie przy sumie, podejrzenie raka płuc... To nie potrwa długo. I to na moje własne życzenie. Eh.
Przechodząc obok pastwiska zauważyłem, że na łące za nim jest Wołga oraz Mefoda. Uniosłem brwi. Chce mu się? Zacząłem iść w ich kierunku, miałem zamiar poinformować o moim przybyciu jakimś fajnym tekstem, ale oczywiście ten mały małpiszon mnie wyprzedził i podbiegł do ich dwójki. Mefoda od razu zareagował - zaczął rozglądać się na boki, aż w końcu odwrócił się. Widząc mnie uśmiechnął się szeroko.
- Długo to ty nie spałeś - oznajmił, uśmiechnąłem się jedynie. Promienie słoneczne raziły mnie w oczy, przez co musiałem je przymknąć. Podszedłem, obserwując poczynania chłopaka. Nadal nie wiedziałem ile na lat. Postanowiłem przeczekać ten temat.
- Co robisz? - spytałem, a on pokazał mi naprawdę długą linę. Ma zamiar powiesić tego konia, czy jak? Popatrzyłem na niego z niezrozumieniem, gdy przewrócił oczami, ja jedynie uśmiechnąłem się niewinnie i wręcz promiennie, po czym poruszyłem ramionami w geście "No to mnie naucz, profesorze".
- To jest lonża. Przypinam ją tutaj - pokazał gdzie, po czym właśnie ja podpiął - i lonżuję konia. Biega on sobie po prostu w kółku. - Pokiwałem głową na znak, że rozumiem. W prawdzie widziałem parę razy jak lonżuje się konia, ale nie wiedziałem, że on ma zamiar to zrobić. - Chcesz to możesz zostać i popatrzeć, bo dopiero zaczynam i nie mogę jej dzisiaj odpóścić - zaproponował.
- Czemu nie - powiedziałem, po czym zastanowiłem się na moment. - To co ja mam robić? - spytałem, nie wiedząc zbytnio, gdzie powinienem się udać, by nie przeszkadzać.
- Możesz usiąść tam na trawie. Chyba że chcesz stać obok i kręcić się w kółko, bi jakbyś siedział to bym cię podeptał. Chociaż...nie ważne z kusząca propozycja - pokazałem mu środkowy palec, udając się we wcześniej wskazanym kierunku. Shiro przyszedł po chwili do mnie z przestając wąchać nowego przyjaciela. A raczej przyjaciółkę.
<Mefoda? Wracamy do konika <333 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz