Chrupnęło. Zatrzeszczało i znów chrupnęło. Codzienna intensywna gimnastyka nie zawsze była przyjemna, a świadczyły o tym dźwięki wydawane przez moje kości, poddawane tym torturom. Podniosłam się z pozycji szpagatu, na koniec unosząc jedną nogę tak wysoko, że dotknęłam kolanem twarzy, potem to samo z drugą. Westchnęłam i uznałam, że ćwiczenia dobiegły końca. Poczułam przy swoich stopach coś miękkiego i ciepłego. Schyliłam się i pogłaskałam Kazu za uszami.
- Cześć, mój mały, koci słodziaku! - wymruczałam cicho.
Wstałam i usiadłam przy toaletce. Zmierzyłam wzrokiem swoje odbicie. Moje długie blond włosy były w nieładzie. Musiałam to natychmiast zmienić. Nie znosiłam bałaganu, zwłaszcza w swoim wyglądzie. Zaczęłam poranny rytuał czesania włosów i aplikowaniu na nie różnych odżywek. Potem jakieś kremy oczyszczające na skórę i gotowe. Jestem zadowolona ze swojej urody, więc nie stosuję makijażu. Nie rozumiem osób, które stosują go po to, by się upiększyć. Przecież wtedy jest się jakby kimś innym.
Po ogarnięciu się wzięłam puchaty, biały ręcznik i ruszyłam do łaźni. Po drodze wywnioskowałam z obserwacji, iż jest dość późna pora. To pewnie przez to, że siedziałam wczoraj do późna. Ciepła woda opływała moje ciało.
Po kąpieli, w swieżej, białej sukience, wybrałam się do Leona, cyrkowego lwa. Weszłam po cichu do namiotu ze zwierzętami i w oczy od razu rzuciła mi się gęsta grzywa kotowatego.
- Hm, może mały trening? - zapytałam, ale widząc, jak lew rozwala się w legowisku, uśmiechnęłam się tylko.
Pomiętosiłam jeszcze jego grzywę i wyszłam. Nudziło mi się strasznie, ale nagle zobaczyłam dość wysoki murek, z którego roztaczał się rozległy widok. Czemu nie. Wdrapałam się na niego z łatwością i zaczęłam obserwować okolicę. Podświadomie myslałam nad tym, co mogłabym zaprezentować na kolejnym występie, aż usłyszałam śmiech. Chyba za bardzo odpłynęłam, bo nawet nie zauważyłam, jak jakiś młody blondyn do mnie podszedł.
Spojrzałam na niego zaskoczona, a on, sądzac po jego wypowiedzi, uznał chyba, że się przestraszyłam.
- Nie, nie bardzo - uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na niego zaciekawiona.
- Też lubisz to miejsce? - zapytał, wskazując głową na murek.
- To zależy, bo dopiero co przyszłam, ot tak, tak sobie. Nigdy tu jeszcze nie przebywałam - wytłumaczyłam, patrząc w dal. No właśnie, większość ludzi zawsze miała jakieś ulubione miejscówki. A ja? Własnego namiotu i klatki lwa raczej nie można wyróżnić mianem "swojego" miejsca, prawda?
- Stąd można popatrzeć sobie na wszystko - stwierdził i klapnął obok mnie, co przyjęłam z kolejnym lekkim zaskoczeniem - Jestem Mefoda, właśnie mnie tu zatrudnili.
- Oh, to... gratulacje - na moje usta wpłynął lekko wymuszony uśmiech - Ja jestem Raion.
Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- To ma coś wspólnego z lwem? Brzmi jak angielskie "lion".
Tutaj też mnie zaskoczył, tyle że mile.
- Tak, to pojapońsku lew. Jestem... Hm, lwią akrobatką? Po prostu zajmuję się lwem i z nim występuję - wzruszyłam ramionami.
- O kurde, zaawansowana? - rzucił bez ogródek.
Nie powiem, pogrymasiłabym trochę na temat jego bezpośredniości, ale zamiast tego zrobiłam nieco chłodną minę i rzuciłam typową dla siebie gadkę kończącą temat:
- No widzisz.
Zerknął na mnie i lekko się speszył... A może zniesmaczył? Już na pierwszy rzut oka wygląda na osobę niepoważną i beztroską, nieprzejmującą się regułami. Ja natomiast posiadam tylko jedną z tych cech - bycie beztroskim, a i to w umiarze. Ale życie nauczyło mnie, że nie należy osądzać ludzi po pozorach, dlatego postanowiłam dać mu szansę.
- Co cię skłoniło do podjęcia pracy tutaj? - lubiłam znać powody lub od czego się coś zaczęło. No i może jego odpowiedź mnie po raz kolejny zaskoczy?
- Hm... W sumie nie dołączyłem tu tak sam od siebie - zaczął - Pik, ten gostek, po prostu do mnie przylazł i zaprponował pracę. A ja, że okej, że w sumie nie mam się gdzie podziać, no i bum, jestem - zakończył lakonicznie.
Milczałam przez chwilę, pukając się po policzku. Czyżby był w choć trochę podobnej sytuacji, co moja kilka lat temu? Może czegoś miał dosyć i przy najbliższej okazji postanowił coś zmienić, jak ja? Przypomniałam sobie, co mnie skłoniło do przeprowadzki swojego dotychczasowego życia do cyrku. Chęć zmiany i brak miejsca do życia. Bo w tamtej szkole na pewno bym nie została, a do rodziców też bym nie pojechała.
- Ja w sumie miałam podobnie - zaczęłam ostrożnie, bo nie przywykłam do tak szybkiego zdradzania swoich przeżyć (co w ogóle robię raczej rzadko), ale ta iskierka nadziei, że mamy podobnie, zwyciężyła - Znaczy, ja miałam... teoretycznie... gdzie się podziać, ale nie chciałam akurat tego "gdzieś".
Spojrzał na mnie z uznaniem.
- Mały bunt, co? - zapytał z iskierkami w oczach.
- W sumie... tak - stwierdziłam i zaskoczyłam tym samą siebie. Bunt u mnie? Ja? Wywołało to u mnie dziwne rozbawienie. Zaczęłam nagle cicho chichotać, aż przerodziło się to w wybuch śmiechu.
Mefoda to podchwycił i nie minęła nawet chwila, kiedy śmialiśmy się oboje.
- Zabawne, ja i bunt - otarłam łezkę.
- No, zawsze coś nowego - parsknął.
- Haha, rzeczywiście. Tylko dlaczego zdałam sobie z tego sprawę dopiero po kilku latach? - kaszlnęłam rozbawiona.
- Lepiej późno, niż wcale - stwierdził, a ja musiałam mu przyznać rację.
- Cześć, mój mały, koci słodziaku! - wymruczałam cicho.
Wstałam i usiadłam przy toaletce. Zmierzyłam wzrokiem swoje odbicie. Moje długie blond włosy były w nieładzie. Musiałam to natychmiast zmienić. Nie znosiłam bałaganu, zwłaszcza w swoim wyglądzie. Zaczęłam poranny rytuał czesania włosów i aplikowaniu na nie różnych odżywek. Potem jakieś kremy oczyszczające na skórę i gotowe. Jestem zadowolona ze swojej urody, więc nie stosuję makijażu. Nie rozumiem osób, które stosują go po to, by się upiększyć. Przecież wtedy jest się jakby kimś innym.
Po ogarnięciu się wzięłam puchaty, biały ręcznik i ruszyłam do łaźni. Po drodze wywnioskowałam z obserwacji, iż jest dość późna pora. To pewnie przez to, że siedziałam wczoraj do późna. Ciepła woda opływała moje ciało.
Po kąpieli, w swieżej, białej sukience, wybrałam się do Leona, cyrkowego lwa. Weszłam po cichu do namiotu ze zwierzętami i w oczy od razu rzuciła mi się gęsta grzywa kotowatego.
- Hm, może mały trening? - zapytałam, ale widząc, jak lew rozwala się w legowisku, uśmiechnęłam się tylko.
Pomiętosiłam jeszcze jego grzywę i wyszłam. Nudziło mi się strasznie, ale nagle zobaczyłam dość wysoki murek, z którego roztaczał się rozległy widok. Czemu nie. Wdrapałam się na niego z łatwością i zaczęłam obserwować okolicę. Podświadomie myslałam nad tym, co mogłabym zaprezentować na kolejnym występie, aż usłyszałam śmiech. Chyba za bardzo odpłynęłam, bo nawet nie zauważyłam, jak jakiś młody blondyn do mnie podszedł.
Spojrzałam na niego zaskoczona, a on, sądzac po jego wypowiedzi, uznał chyba, że się przestraszyłam.
- Nie, nie bardzo - uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na niego zaciekawiona.
- Też lubisz to miejsce? - zapytał, wskazując głową na murek.
- To zależy, bo dopiero co przyszłam, ot tak, tak sobie. Nigdy tu jeszcze nie przebywałam - wytłumaczyłam, patrząc w dal. No właśnie, większość ludzi zawsze miała jakieś ulubione miejscówki. A ja? Własnego namiotu i klatki lwa raczej nie można wyróżnić mianem "swojego" miejsca, prawda?
- Stąd można popatrzeć sobie na wszystko - stwierdził i klapnął obok mnie, co przyjęłam z kolejnym lekkim zaskoczeniem - Jestem Mefoda, właśnie mnie tu zatrudnili.
- Oh, to... gratulacje - na moje usta wpłynął lekko wymuszony uśmiech - Ja jestem Raion.
Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- To ma coś wspólnego z lwem? Brzmi jak angielskie "lion".
Tutaj też mnie zaskoczył, tyle że mile.
- Tak, to pojapońsku lew. Jestem... Hm, lwią akrobatką? Po prostu zajmuję się lwem i z nim występuję - wzruszyłam ramionami.
- O kurde, zaawansowana? - rzucił bez ogródek.
Nie powiem, pogrymasiłabym trochę na temat jego bezpośredniości, ale zamiast tego zrobiłam nieco chłodną minę i rzuciłam typową dla siebie gadkę kończącą temat:
- No widzisz.
Zerknął na mnie i lekko się speszył... A może zniesmaczył? Już na pierwszy rzut oka wygląda na osobę niepoważną i beztroską, nieprzejmującą się regułami. Ja natomiast posiadam tylko jedną z tych cech - bycie beztroskim, a i to w umiarze. Ale życie nauczyło mnie, że nie należy osądzać ludzi po pozorach, dlatego postanowiłam dać mu szansę.
- Co cię skłoniło do podjęcia pracy tutaj? - lubiłam znać powody lub od czego się coś zaczęło. No i może jego odpowiedź mnie po raz kolejny zaskoczy?
- Hm... W sumie nie dołączyłem tu tak sam od siebie - zaczął - Pik, ten gostek, po prostu do mnie przylazł i zaprponował pracę. A ja, że okej, że w sumie nie mam się gdzie podziać, no i bum, jestem - zakończył lakonicznie.
Milczałam przez chwilę, pukając się po policzku. Czyżby był w choć trochę podobnej sytuacji, co moja kilka lat temu? Może czegoś miał dosyć i przy najbliższej okazji postanowił coś zmienić, jak ja? Przypomniałam sobie, co mnie skłoniło do przeprowadzki swojego dotychczasowego życia do cyrku. Chęć zmiany i brak miejsca do życia. Bo w tamtej szkole na pewno bym nie została, a do rodziców też bym nie pojechała.
- Ja w sumie miałam podobnie - zaczęłam ostrożnie, bo nie przywykłam do tak szybkiego zdradzania swoich przeżyć (co w ogóle robię raczej rzadko), ale ta iskierka nadziei, że mamy podobnie, zwyciężyła - Znaczy, ja miałam... teoretycznie... gdzie się podziać, ale nie chciałam akurat tego "gdzieś".
Spojrzał na mnie z uznaniem.
- Mały bunt, co? - zapytał z iskierkami w oczach.
- W sumie... tak - stwierdziłam i zaskoczyłam tym samą siebie. Bunt u mnie? Ja? Wywołało to u mnie dziwne rozbawienie. Zaczęłam nagle cicho chichotać, aż przerodziło się to w wybuch śmiechu.
Mefoda to podchwycił i nie minęła nawet chwila, kiedy śmialiśmy się oboje.
- Zabawne, ja i bunt - otarłam łezkę.
- No, zawsze coś nowego - parsknął.
- Haha, rzeczywiście. Tylko dlaczego zdałam sobie z tego sprawę dopiero po kilku latach? - kaszlnęłam rozbawiona.
- Lepiej późno, niż wcale - stwierdził, a ja musiałam mu przyznać rację.
<Mefoda?> Nie zrażaj się na razie chłodem i niechęcią Raion, bo w sumie mają troszkę wspólnego w niektórych kwestiach i na pewno rozwinie się ciekawa historia, jak sądzę ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz