- Pik mówił, że najlepiej te stwory zabijać, ale nie zawsze jest to możliwe - stwierdziłem szybko. - Na pewno musimy go wyprowadzić z miasta - poleciłem. Nice skinęła głową. Po chwili to coś ruszyło w naszym kierunku. Instynktownie wyciągnąłem (wyczarowałem) z pod płaszcza malutkie kulki, które rzuciłem w stronę wroga. Automatycznie wybuchły przy jego czaszce, na chwilą go ogłuszając. Mieliśmy parę sekund.
- A masz pomysł, jak to coś stąd wybawić? - zamilkłem zastanawiając się. Gdy bestia się ocknęła, dziewczyna machnęła ręką, a kręgle uderzyły w jego ciało. Powaliło go to na ziemię. Gdy wstał, rzucił się na jej broń. W głowie przypomniała mi się zabawa z kotami.
- Chyba mam pomysł - powiedziałem szybko do Nice. Stwór był zajęty kulami. Na jednej stał, a drugą gryzł. Jego zęby okazały się być na tyle mocne, że jakimś cudem wgryzł się z ciężkie kule do kręgli. Teraz niebieska była pozginana, miała wgłębienia w wielu miejscach i nie wyglądała na zdatną do użytku.
- Jaki?
- To jak zabawa z kotem. Atakuj go jedną kulą i tocz je w kierunku lasu. Poleci za nimi - wytłumaczyłem. Nice skinęła głową i zabrała się do pracy.
Tak jak sądziłem, stwór leciał za jej kulami, a gdy się zaczynał tym nudzić i postanawiał atakować przechodniów, dziewczyna uderzała w niego drugą kulą i w ten sposób kontynuowała zabawę. Ja biegłem pierwszy, by wskazać jej najkrótszą drogę, czyli między budynkami, przez wielki plac do koszykówki i nie duży zaniedbany ogródek. Znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni z dala od cywili.
- A co teraz? - w głosie dziewczyny usłyszałem zmęczenie, a kręgle zniknęły. Teraz to coś biegło w naszym kierunku, gdy zdało sobie sprawę, że nie ma tu nikogo innego.
- Stań z tyłu - poleciłem. Nice to zrobiła, a ja stanąłem na przeciwko tego czegoś. Zdjąłem kapelusz i wyjąłem z niego średniej wielkości kolorowe kulki. Zamiast rzucić je na ziemię, wyrzuciłem je wysoko w górę. Jedna pękła i wydawał z siebie głośny huk, który zwrócił uwagę wroga. To coś stanęło i przyglądało się kulkom, które zaczęły opadać. Gdy były nisko i prawie dotykały ziemi, zamieniły się w piękne gołębie, które ruszyły na to coś. Stwór próbował złapać któregoś z nich za pomocą pyska, ale gdy zaciskał zęby, one raptownie zamieniały się w kleistą maź, dzięki której nie mógł otworzyć pyska. Zaczął się cofać. - Pilnuj go z przodu - pobiegłem dookoła niego i gdy wylądowałem przy jego ogonie, przysunąłem kapelusz do jego tyłu i zacząłem go wciągać do swojego kapelusza. Chociaż się stawiał, zniknął w głębi mojego odzienia. Założyłem zadowolony kapelusz na głowę.
- Co się z nim stało? - zapytała Nice.
- Zniknął - odpowiedziałem spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. Gdy zapytała jakim cudem, odpowiedziałem, że magik nie wydaje swoich sekretów.
W rzeczywistości to coś na prawdę zniknęło. Czasem obieram teorię, że wszystko, co zniknie w moim kapeluszu, ląduje w jakiejś "nicości".
<Nice?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz