- Zimno mi - powiedziałem zgodnie z prawdą, glownie by odbiec myślami od cudownie prezentującego się chłopaka. Gdybym wyglądał tak chociaż w połowie dobrze się prezentujący co on... Boże o czym ja myślę...
- Trudno nie zauważyć, trzęsiesz się jak galareta - zaśmiał się ze mnie, a ja jedynie prychnąłem, bo na nic więcej nie było mnie stać. Czułem, że jeśli zostanę tutaj dkuzejz to dosłownie stanę się soplem lodu.
- Wychodzę - oznajmiłem, robiąc to, co zapowiedziałem. Usłyszałem cichy śmiech, co go tak bawi? Czy naprawdę nie mógłby przeżyć paru sekund bez śmiechu? Debil.
- Boże na zewnątrz jest jeszcze zimniej - przerażony poczułem chłodny powiew wiatru na skórze. W dupę...
- Jestes taki irytujący - powiedziałem, gdy znowu zaczął się śmiać. Wystawiłem mu środkowy palec. - Tyle ci wchodzi - dodałem na koniec.
- A chcesz sprawdzić? - znowu się zaśmiał.
- Czy ty właśnie zaproponowałeś mi ruchanie się ze zdechłym kotem? - spytałem, drżąc z zimna.
- zależy kto pyta - mruknął i mrugnął do mnie okiem.
- I tak nie zarucham - westchnął po chwili, opuszczając teatralnie ramiona do przodu, spuszczając głowę w dół i ocierając dłonią niewidzialną łzę. Parsknąłem śmiechem.
- No nie zarucham, młody - oznajmiłem, po raz kolejny uświadamiając sobie o naszej różnicy wiekowej. Jakim cudem on jest taki młody? Czy w Polsce wszyscy wyglądają tak dojrzale?
- Wracajmy już - poprosiłem, patrząc na niego błagalnie. Ten tylko westchnął. No także przecież dopiero co przyszliśmy, a ja już zaproponowałem powrót. No ale co mogę poradzić na to, ze ZAWSZE I WSZĘDZIE JEST MI ZIMNO?! Jak mogłem przewidzieć to, że woda będzie taka chłodna, skoro na zewnątrz panuje skwar? Cóż, chociaż teraz tego nie czułem...
Mefoda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz