27 cze 2018

Dmitrij CD Blue

Łaźnia to był raj na ziemi. Siedziałem zadowolony wśród otaczającej mnie gęstej pary, oddychając spokojnie i delektując się ciepłem. Ostatnia osoba przed chwilą wyszła, chyba mnie nie zauważając. Przebywałem tutaj teraz sam. Oparłem głowę o kafelki za mną i przymknąłem z zadowoleniem oczy. Nagle usłyszałem, jak drzwi łaźni się otwierają. Ktoś wszedł do środka, niepewnie uderzając stopami o podłoże. Po chwili dało się usłyszeć także odgłos ściąganych ubrań. Dopiero teraz zauważyłem, że cały się spiąłem w oczekiwaniu. Rozluźniłem mięśnie i stwierdziłem, że już pora wstać z gorącej wody. Opuszki palców miałem całe pomarszczone – to chyba dobra pora, żeby wyjść. Z cichym pluskiem wynurzyłem się z bali, złapałem pobliski ręcznik i owinąłem go sobie wokół pasa. Włosy miałem rozpuszczone i teraz przykleiły mi się do pleców. Szybko wycisnąłem je z wody i związałem w supeł. Ruszyłem w kierunku wyjścia, jednak coś, a właściwie ktoś skutecznie mi to uniemożliwił. Przede mną stała młoda osoba płci żeńskiej o bajecznych kształtach, ustach, jak maliny, oczach, jak gwiazdy i włosach, jak wiosenne chmurki. Szekspirze, znalazłem twe natchnienie! Uśmiechnąłem się półgębkiem. Dziewczyna wpatrywała się we mnie z rozszerzonymi ze strachu źrenicami i nieudolnie starała się zasłonić ręcznikiem, tak naprawdę coraz więcej odkrywając. Gdy szarmanckim ruchem chciałem podać jej dłoń, odskoczyła, a ja poczułem, jak jej tętno znacznie przyspiesza. Odwróciła się szybko i niemal tracąc po drodze ręcznik, pognała przed siebie. Początkowo stałem zdziwiony bez ruchu, jednak z czasem, gdy powoli pojmowałem całą sytuację, na moją twarz wystąpił sarkastyczny uśmiech. Kręcąc głową i ubierając się powoli, wciąż miałem przed oczami półnagą, wystraszoną dziewczynę. Nie wiedziałem, że wystarczy moje spojrzenie, a niewiasty już zrzucają swe odzienie. W dobrym nastroju wyszedłem z łaźni.

Następnego dnia rano, trzymając w dłoni styropianowy kubek pełen kawy, dziarsko maszerowałem przed siebie. Na dworze było tak, jak zwykle bywa w Londynie. Trochę słonecznie, trochę mgliście, trochę deszczowo. Nagle zauważyłem dwie dziewczyny, które rozmawiając, wskazywały na jakieś wielkie pudło. Zaskoczony, zorientowałem się, że jedną z nich była moja wczorajsza „towarzyszka”. Uśmiechając się, wziąłem łyka ciepłego napoju i podszedłem do nastolatek. Okazało się, że drugą dziewczyną była Smiley, chyba pierwsza osoba, jaką tu poznałem. Rozmawiały o pudle, którego nie były w stanie przenieść.
– Z tym sobie nie poradzimy, potrzebujemy jakiegoś mężczyzny.
Ujawniając się, nonszalancko zapytałem.
– Może ja pomogę? – szczęśliwa różowo włosa, podziękowała mi, uśmiechając się. Po chwili przedstawiła mi swoją towarzyszkę, która zdenerwowana tylko coraz dalej się odsuwała. Dzięki Smiley dowiedziałem się, że wiecznie przerażone, ale urocze małe coś, nazywa się Blue. W momencie, gdy dziewczynka uniosła oczy do góry i na mnie spojrzała, znowu poczułem jej natychmiastowe przerażenie. Blondynka spuściła wzrok i zaczęła się trząść spanikowana. Odpowiadając na słowa Smiley, oznajmiłem, że już znamy się z Blue, ta jednak nie wydała z siebie nawet najcichszego odgłosu. Spróbowałem jeszcze raz, spokojnym gestem podając dłoń dziewczynie. Moje dobre chęci skończyły się jednak dokładnie tak samo, jak poprzedniego wieczoru.
– Nie bierz tego do siebie. Blue nie daje się nikomu do siebie zbliżyć i mało co mówi – oznajmiła Smiley. Wzruszając ramionami, uśmiechnąłem się tylko do dziewczyn. „Nie daje się nikomu do siebie zbliżyć”? No, no. Jeszcze zobaczymy.
– A więc gdzie mam zanieść to pudło?
– Najlepiej do magazynu – Smiley z zamyśleniem popatrzyła na trzęsącą się nieopodal dziewczynę. – Blue może cię tam zaprowadzić.
Na te słowa, blondynka uniosła szybko głowę i ze strachem popatrzyła na koleżankę, która w odpowiedzi dała jej tylko piękny uśmiech. Pokiwałem z zadowoleniem głową i wyciągnąłem rękę z kawą w kierunku Blue. Spojrzała się na mnie nieufnie.
– Spokojnie. Czy możesz mi potrzymać kubek? Gdy wezmę pudło, nie będę mieć już wolnych rąk.
Dziewczyna pokiwała powoli głową i zabrała naczynie z moich rąk, ja natomiast podniosłem pudło i czekałem, aż towarzyszka mnie pokieruje. Blue ruszyła, delikatnie sie wahając, by po chwili nadać równe i dość szybkie tempo. Maszerowaliśmy w ciszy, żadne z nas nie próbowało nawiązać kontaktu. Przynajmniej na razie. Prawdopodobnie dotarliśmy na miejsce, gdy dziewczyna stanęła przed jakimś pomieszczeniem, wskazując na wejście dłonią.
– Nie wiem, gdzie je dokładnie odłożyć. Pomożesz mi? – poprosiłem grzecznie, jednak plan, który siedział mi w głowie, w żaden sposób nie był grzeczny. Blue spojrzała się na mnie nieufnie, aczkolwiek po chwili weszła do środka, machając do mnie ręką. Z dyskretnym uśmieszkiem na ustach, wszedłem do pomieszczenia. Dziewczyna szła przed siebie, nawet na mnie nie patrząc. Odłożyłem pudło na bok, zamknąłem drzwi na zasuwkę i zgasiłem światło. Usłyszałem, jak Blue zatrzymała się na chwilę, po czym zaczęła się cofać. Nie ruszyłem się nawet o milimetr, gdy jej małe plecy oparły się o moją klatkę piersiową. Czułem jej szybko bijące serduszko, wołające o pomoc.
– Ojej, chyba jesteśmy zamknięci – wyszeptałem jej we włosy.

<Blue, słoneczko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz