- Nie wiem - odpowiedziałem szczerze, wzruszając ramionami. Shuzo zmarszczył brwi i odsunął krzesło. Wyglądał, jakby był zły na cały świat... bo nie miał czarnej farby? Ale na co mu ona w tej chwili? - Gdzie idziesz? - zapytałem blondyna, gdy kierował się do wyjścia z bufetu.
- Szukać czarnej farby - mruknął bardziej do siebie, przez co trudno mi było go zrozumieć.
- Poczekaj - nie posłuchał. Wyszedł z namiotu, jakby nagle się dowiedział o czyjejś śmierci i chciał iść się zemścić. Może sobie o czymś przypomniał? Spojrzałem na jego talerz. Nawet po sobie nie posprzątał, pomyślałem. Teraz czystość tego stolika zależy ode mnie. Dokończyłem pić kakao i zajadać się kanapkami z masłem orzechowym, po czym ogarnąłem cały stolik. Zastanawiało mnie, co mu się stało. Nie licząc faktu, że dostał talerzem w głowę, a jak? Jakaś dziewczyna zobaczyła pająka i zaczęła w niego rzucać wszystkim, co miała pod ręką. Niestety jej cel nie był najlepszy, dobrze tyle, że chłopak nie dostał jakimś odłamkiem, które się nie wbiło w jego czaszkę.
Wyszedłem z bufetu i skierowałem się do swojego namiotu, by przygotować się do ćwiczeń. Gdy w zasięgu wzroku wychwyciłem swój dom, zobaczyłem, że wejście było odsłonięte. Przyspieszyłem kroku. Znowu ktoś do niego wszedł?! Wparowałem do namiotu i zobaczyłem plecy blondyna.
- Shuzo? - zapytałem. Chłopak odwrócił się na chwilę, a potem wrócił do przeszukiwania moich rzeczy. - Co ty robisz? Przestań grzebać mi w ciuchach! - poleciłem mu, ale on kontynuował swoje zadanie.
- U mnie nie ma ani czarnej farby, ani czarnych ubrań! W co on się ubiera! - krzyknął rozzłoszczony i rzucił w moją stronę moje bokserki i koszulę.
- Jaki on? - zapytałem, nic nie rozumiejąc. Podszedłem do niego i chwyciłem jego dłoń. - Dlaczego grzebiesz w moim namiocie? - pociągnąłem go do góry. Wstał i spojrzał na mnie ciemnoniebieskimi oczami, ich blask nagle gdzieś uleciał.
- Skąd miałem wiedzieć, że jest twój? - prychnął zirytowany. Zmarszczyłem brwi.
- Byłeś tu u mnie wczoraj. Zszyłeś mi kapelusz.
- Nie ja, tylko ten kolorowy księciunio - mruknął, przewracając oczami.
- O czym ty mówisz? - próbował się wyrwać. Popchnął mnie do tyłu, dlatego poleciał razem ze mną. Przewróciłem go na plecy i trzymałem go pod sobą. - Uspokój się.
- Uspokoję się, jak dasz mi tę cholerną czarną farbę - przez chwilę się nie ruszałem, aż w końcu wstałem i zdjąłem kapelusz. Wyciągnąłem z niej ciemną farbę do włosów.
- Trzymaj - zmieniony chłopak sprawdził etykietę.
- Nie mogłeś tak od razu?
- Powiedziałem ci, żebyś zaczekał - wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia.
- Potem wyczarujesz mi ubrania - powiedział i wyszedł. Patrzyłem jeszcze chwilę na wyjście, czując zażenowanie tą sprawą. Jednak najpierw musiałem się zając swoim pokojem. Wyglądał gorzej niż po przejściu tornada.
<Shuzo?>
Mam nadzieję, że dobrze napisałam. Jak ci nie pasują te ubrania, to napisz. Ja nie mogłam, bo mi się howrse zepsuło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz