- Użyje twoich słów: to ty chcesz ciuchy, więc to twój problem, nie mam zamiaru się w to wtryniać - przekształciłem jego zdanie. Jak można wleźć komuś bez zaproszenia, rozwalić mu wszystko tworząc coś gorszego, niż zwykły bałagan, a potem twierdzić, że to jest właściciela rzeczy wina? Co się stało z tamtym przyjaznym blondynem?!
- No błagam i co taki z ciebie znajomy? Że też ten klaun się z tobą jakoś dogadał - popatrzyłem na niego jak na idiotę. Czy on miał jakieś rozdwojenie jaźni, czy może wrednego brata bliźniaka? Ale to by nie tłumaczyło tej sceny w bufecie... A może znowu go uderzyć talerzem?
- Jaki klaun? - przecież mówił o sobie... czy nie? - Czemu mówić o sobie w trzeciej osobie? - zapytałem w końcu. Jego słowa były dla mnie niezrozumiałe.
- O sobie? Co ja mam niby wspólnego z klaunem? Tamten ma, nie ja - uderzyłem się otwartą dłonią w czoło, byłem załamany. Gdzie był ten słodki blondynek, który chciał mi ukraść melonik? A może to wina pogody? Lub dni? W parzyste jest miły, w nie parzyste opryskliwy... Przecież są różne charaktery.
- Wracaj do siebie - odparłem w końcu, nie mając sił na próbowanie go zrozumieć. - Nie skończyłem tu sprzątać - odwróciłem się do niego plecami i kontynuowałem zbieranie rzeczy z podłogi. Usłyszałem, jak Shuzo za moimi plecami wydaje z siebie odgłosy frustracji.
- Po prostu co za... - nie dokończył, bo wyszedł z mojego namiotu. Poczułem ulgę. Nie mogłem już myśleć na jego temat, nie chciałem zrozumieć, co się z nim stało, chociaż nie wykluczam, że ten talerz mój mu jednak coś poważnego zrobić. Może uszkodził jego mózg?
Sprzątałem do wieczora i gdy tylko schowałem ostatnią bieliznę, praktycznie padłem na materac i zasnąłem. Gdy wstałem, było grubo po południu (ponieważ znowu parę razy budziłem się w nocy). Wylazłem z namiotu i skierowałem się do bufetu z nadzieją, że coś tam zostanę. Przy stole zauważyłem czarną czuprynę... podszedłem do Shuzo mając nadzieję, że wrócił stary blondynek.
- Cześć. Humorek dalej nie dopisuje? - zapytałem stając obok i robiąc sobie herbaty.
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz