Jedynie sapnąłem cicho. Cóż za niefortunny przypadek ,że też musimy mieć świadka. Odwróciłem głowę słysząc zbliżające się kroki. Moment później do namiotu wpadła moja zbłakana duszyczka. Gdy już miała się rzucić na młodego panicza pstryknąłem palcami a ciało kobiety zaczeło się topić się i przemieniać w oleistą czarną maź.
- Jednak zmieniłem zdanie... Jak narazie nie potrzebuję jego duszy. - Znudzony obserwowałem jak resztki brei są wchłaniane w podłoże nie pozostawiając po sobie ani śladu.
Strzepałem niewidzialny pyłek z ramienia po czym mój wzrok powędrował do dziewczyny. Teraz w jej oczach oprócz złości widać było również zdziwienie. Pojawiłem się przy niej wręcz wkładając jej bukiet kwiatów.
- Proszę nam wybaczyć panienko. Niefortunnie się złożyło iż ksią... Cal akurat ukrył się w namiocie szanownej damy. - Wręczyłem jej bukiet. - Już nas nie ma.
Podniosłem chłopaczka i uśmiechając się zabrałem go do jego namiotu i posadziłem na łóżku. W momencie gdy się wyprostowałem koło mojego ucha przeleciała poduszka ciśnięta we mnie przez tego małolata. Zrobiłem krok na bok zerkając na niego zirytowany.
- Uspokój się lepiej - Prychnąłem. - Arystokracie nie wypada się tak zachowywać. Tak apropos powinieneś się umyć i przebrać... Oh no nie patrz się tak na mnie tylko mówie jak jest ubranko ci się popsuje jak się go nie umyje~
Uśmiechając się usiadłem na jakiejś skrzyni.
- Wyjdziesz? - Zapytał zirytowany.
- Co? Ah no tak - Podniosłem się ukłoniłem i chcąc nie chcąc opuściłem namiot książątka.
Zatrzymując się w bardziej ustronnym miejscu rozejrzałem się i zamyślony usiadłem na jakimś kamieniu. Przydałoby się bardziej wmieszać w tłum... Otworzyłem jedno oko i klasnąłem w dłonie. Tak no to teraz wystarczy załatwić sobie coś do ubrania. Godzinkę później zaglądnąłem do namiotu Tybieriaszka na powitanie dostając butem w twarz.
- Co za skrajny brak ogłady... -Wymamrotałem cicho mimo tego starając się zachować uśmiech na twarzy.
Podniosłem bucik.
- Jak widzę masz problem z ubraniem się Tyberiaszu.
Cal rzucił mi mordercze spojrzenie.
- Ja tylko stwierdzam fakt.
Oddałem mu bucik.
- Aż ci z litości pomogę - Dzieciak oczywiście bronił się rękami i nogami ,ale koniec z końców to ja zapiąłem mu koszule i zawiązałem wstążkę pod szyją. - I co było aż tak źle? Ah wogóle co sądzisz o moich nowiutkich ubrankach. Płaszczyk kamizelka koszula. Chyba już wyglądam jak człowiek.
W odpowiedzi dostałem jedynie niezadowolone mruknięcię.
- Swoją drogą przyniosłem ci coś co powinno twój chumor poprawić~ - Pstryknąłem palcami i w ręce trzymałem talerzyk z czekoladowym fondantem i podałem go Cal'owi.
Chłopak się delikatnie skrzywił mimo tego będąc widocznie zaintrygowany czekoladowym deserem.
- Oh nikt ci nie każe tego jeść. Tak poprostu uznałem ,że może byś wolał coś zjeść~
<Cal? Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz