Publiczność zamarła. Cały namiot ogarnął mrok. Na trybunach dało się usłyszeć ciche syczenie i wyczuć jak coś pełźnie między nogami ludzi. Wraz z syczeniem do namiotu powoli zaczął się wkradać strach i niepokój. Nikt tak na dobrą sprawę nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. W końcu kto by pomyślał, że wypuściłem dwanaście węży prosto w ludzi. Nikt nie zaczął panikować, nikt nie krzyczał... Totalna cisza. Światła reflektorów oświetliły arenę. Stałem na samym środku ze spokojnym wyrazem twarzy. Ręce miałem z przodu, a dokładnie położone na trupiej główce mojej laski. Lekko uderzyłem nią o podłoże. Różnej wielkości węże od razu wyskoczyły z widowni i zaczęły krążyć wokół mnie. Sterowałem nimi laską. Robiły, co tylko zechciałem. Niektóre sztuczki były dość spektakularne. Publiczność była zachwycona. Węże były porozrzucane po całej arenie. Jeden nawet wił się po moim ciele. To było jednak nic. Gwoździem programu był mój dziesięciometrowy pyton. Jest to największy wąż na świecie. Warto się nim pochwalić. Mój występ zaczął się dość nietypowo, ale postanowiłem go skończyć tradycyjnie. Parę węży zabrało moją laskę, a ja wyczarowałem nagle w swoich dłoniach.... Od razu zacząłem grać. Nie było to trudne. Zamknąłem oczy. Wszystkie mniejsze węże się uspokoiły i skupiły się w jednym miejscu gdzieś z boku areny. Gdy melodia grana przeze mnie zdążyła już porządnie wybrzmieć przez główne wejście, do namiotu wpełzł wielki pyton. Był idealnie duży, by okrążyć całą arenę. Jego łeb zatrzymał się totalnie przede mną. Zaczął syczeć. Widocznie był niezadowolony. Wyglądał tak, jakby miał się na mnie zaraz rzucić ze swoimi ostrymi, wielkimi kłami jadowymi.Rzecz jasna tego nie zrobił. Ja wciąż grałem. Jednak otworzyłem oczy i spojrzałem na węża. Wąż uniósł głowę i trochę tułowia, zaczynając się kołysać na boki do rytmu. Potem już zacząłem się z nim bawić jak ze zwyczajnym pieskiem. Ludziom to najbardziej przypadło do gustu. Pod koniec występu gad wyszedł tak samo, jak wszedł. Natomiast jego kolegów sam odprawiłem bez jakiegoś wielkiego problemu. Po wężach nie było śladu. Ukłoniłem się. Wszyscy bili brawa, a jaką dostałem pokaźną sumkę za występ. Czuje się jak najprawdziwszy król rozrywki. Po występie od razu poszedłem do swojego namiotu. Używanie mocy na dwunastu wężach nie jest takie proste. Węże są głupie, ale nie dają tak łatwo sobą zawładnąć. Z tego powodu, że mają mniejsze móżdżki, mogę chociaż parę na raz kontrolować. Gdy już miałem zniknąć w swoim namiocie, zaczepiła mnie ta wróżbitka. Od razu wydawało mi się to trochę dziwne. Po co mnie zaczepia? W dodatku coś mnie blokowało i nie mogłem wniknąć do jej umysłu, by poznać odpowiedź.- Nie zawracaj mi teraz głowy. - odezwałem się dość znudzonym tonem. Miałem jej już dość.
- Spokojnie. To potrwa tylko chwilę.
- Nie mam nawet chwili. - po tych słowach od razu wszedłem do siebie. Ona ruszyła za mną. Za nim zdążyłem się zorientować, wykręciła mi rękę do tyłu i przyłożyła nóż do gardła. Od razu zrobiło mi się słabo. Dotykała mnie! Starałem się zachować zdrowy rozsądek, jednak panika zaczęła przejmować kontrolę. Zamarłem w bezruchu z nożem przy gardle, który coraz mocniej wbijał się w moją szyję. Przeleciałem wzrokiem po pokoju i nagle mnie olśniło:
- Gdzie jesteś, zdechlaku?! - wróżbitka spojrzała na mnie zdziwiona i odsunęła nóż od szyi.
- Przecież nie masz żadnego zwierzaka. - nie wiedziała, co ja takiego wygaduje. Sekundę później dziesięciometrowy pyton owinął się wokół dziewczyny, a ja spokojnie odszedłem od niej. - Co to jest?!
- Zdziwiona? - poprawiłem rękawiczkę. Panika zniknęła w sekundzie. Spojrzałem na nią kątem oka z lekkim uśmieszkiem. - To jest pyton. Wiesz, taki wąż. Uduś panią. - rozkazałem, a wąż od razu zaczął to robić. Na nią to jednak nie działało. Koniec z końców odwołałem węża, a ta znowu zaczęła mnie atakować nożem. Nie chciałem, żeby mi coś tutaj rozwaliła, więc wybiegłem z namiotu. Chwilę później wpadłem na drugą Rose, a jakaś druga wciąż mnie goniła. To na stówę sprawka tego pomiotu szatana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz