Chłopiec od razu się skruszył, słysząc ton towarzysza, który zamknął księgę. Robin odsunął się do tyłu na gałęzi, nie patrząc już na niego.
- Przepraszam - szepnął i wstał, chwytając gałąź nad sobą. - Ale byłem tu pierwszy - dodał i się podciągnął. Taka była prawda, Robin spał trzy gałęzie wyżej, gdzie dwie były ze sobą złączone i nie musiał się bać, że spadnie na ziemie. Chłopak usadowił się na wyższej gałęzi, czując ciepło na ciele. Podciągnął rękaw do góry i zobaczyłem, ze jego tatuaże się świecą. Zagrożenie? Teraz?
- Wystraszyłeś się mnie? - usłyszałem głos z dołu. Był trochę spokojniejszy, przez chwilę milczałem czując, że znaki gasną. Zagrożenie minęło tak szybko, jak poprawił się humor Vivi. Coś tu zdecydowanie nie grało.
- Nie martw się, niczego nie przeczytałem - powiedział, nie odpowiadając na pytanie. Zamiast myśleć o tym, czy się go wystraszył (no raczej, że tak), zastanawiał się, co się dzieje z jego tatuażami. Psują się? To niemożliwe... albo zagrożenie przeszło dołem i ich nie zauważyło. Tak, na pewno to.
- Robinku, przecież nie jestem na ciebie zły - usłyszał. Wychylił głowę w dół, patrząc na niego. Chłopak tylko w odpowiedzi skinął głową, ale do niego nie zszedł, zamiast tego wstał i idąc na gałęzi, przeszedł na drugą stronę. Po chwili zobaczył kątem oka, jak Vivi przemienia się w lisa i przechodzi na wyższą gałąź. Robin kucnął i mu się przypatrzył. Księgę zostawił na gałęzi, przez chwilę miał ochotę skoczyć tam i ją zabrać, ale zamiast tego przeszedł po gałęzi, na której się znajdował i zatrzymał na jej końcu. Lis przekręcił głowę w bok i mu się przyglądał. Robin po chwili zeskoczył z gałęzi i chwycił się drugiej. Potem zszedł na ziemię i kucnął. Za jego śladami ruszył lis.
- Mogę iść z tobą do cyrku? - zapytałem. Lis pokiwał twierdząco główką, po czym wrócił po księgę. Potem przemienił się w człowieka. - Co to za książka? - zapytał zaciekawiony. Vivi rzucił na niego przelotnie wzrok.
- Nic ciekawego - zapewnił, ale chłopiec nie uwierzył. Mimo to nie dociekał. Szedł obok niego na dwóch nogach, chociaż miał ochotę pobiec na czterech. Szli w ciszy, aż nagle dzieciak się zatrzymał. - Co się dzieje? - zapytał Vivi. Robin na niego spojrzał, a potem na jego stopy. Znaki znowu były ciepłe i to bardzo... Nim się odezwał, śnieg pod nimi się zsunął. Stracili grunt pod nogami i zaczęli spadać w dół. Robin próbował złapać się czegokolwiek, ale nawet najmniejsza gałązka nie wystawała spod białego puchu. Wylądowali z pluskiem w lodowatej rzece. Nurt był silny, ale chłopak szybko wynurzył się na powierzchnie. Zaczął machać nogami i rękami, starając się dopłynąć do brzegu, ale nie miał na to tyle siły. Złapał się jakiegoś kamienia, trzymając się go z całych sił, gdy zobaczył towarzysza, który także wpadł do wody, jednak on mia trudność z wynurzeniem się. Długo nie myśląc, puścił kamień i podpłynął do niego. Zanurkował i pomógł wyjść na powierzchnie. Czuli, że nurt staje się coraz mocniejszy. W końcu chłopakowi udało się chwycić jakiś głaz, także Vivi położył na nim dłonie. David powoli tracił siły i czuł, że długo się nie utrzyma.
<Vivi? Taka mała akcja... co dalej? c;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz