Po powrocie do cyrku nie robiłem nic ciekawego. Głównie zająłem się kolorem moich włosów. Po jakiejś godzinie były już takie jak dawniej. Chociaż część pasemek dalej mi nie pasowała. Wciąż były jakieś za jasne. Jednak koniec z końców dałem sobie z tym spokój. Tak czy siak, wyglądałem super. Przydałby się jeszcze moje ciuchy, a nie te szmaty od tego blondyna. Mniejsza o to. Załatwiłem pierwszą sprawę, więc czas wziąć się za drugą. Muszę wrócić do domu i wszystko naprawić. Pięć lat... Całe pięć lat minęło od tamtego zdarzenia. Ciekawe, czy ktoś mnie w ogóle pamięta? Pewnie nie. Poza tym blondyn narobił mi niezłego wstydu i będę się musiał płaszczyć, żeby cokolwiek naprawić. Czemu nie mogę zwyczajnie cofnąć się w czasie i do tego nie dopuścić? Westchnąłem, widocznie niezadowolony tą sytuacją. Co tu zrobić? Włóczyłem się po terenie cyrku z ręcznikiem na szyi, mając totalną pustkę w głowie. Wiał wiatr, z każdą godziną było coraz ciemnej i zimniej. Miałem już wracać do namiotu tego pajaca, ale na samą myśl o tym, co mogę tam zobaczyć — robiło mi się niedobrze. Nienawidzę kolorów. Czemu świat nie może być czarno-biały? O wiele lepiej by wyglądał. Po jakiś dziesięciu minutach stanąłem przed namiotem tego blond przygłupa. Zamiast wchodzić do środka. Wpadł mi do głowy o wiele lepszy pomysł. Uśmiechnąłem się wrednie na samą myśl o tym. Czas na małą zemstę.
***
- Gdy dasz mu jeść — będzie żyć, gdy dasz mu pić — umrze. Kto to taki? - spytałem. O dziwo ktoś mi po chwili odpowiedział.
- Ogień!
Zaśmiałem się cicho. Rzeczywiście ogień, który pięknie chłonął namiot tego blond pajaca. Westchnąłem zadowolony, patrząc prosto w płomienie. Tak mi się ciepło zrobiło. Ach cudowne uczucie. Odwróciłem się na pięcie i oddaliłem od tego pożaru. Większość osób już biegła pomóc to ugasić. W końcu, jak na moje oko to ogień dość szybko się rozprzestrzeniał. Blondyn ma nauczkę. Tak to jest. Zniszczył moje życie. To ja zniszczyłem dla niego coś równie ważnego. Jednak dziwne, bo rudzielec się w ogóle jeszcze nie wtrącił. Czyżby olał sprawę? Z czystej ciekawości poszedłem do niego zajrzeć. Znowu musiałem przejść na drugi koniec tych durnych namiotów. Za niedługo pewnie będą mnie od tego nogi boleć. Jeszcze dzisiaj ani na chwilę nie usiadłem. Po prostu masakra. Minęło parę minut i wszedłem jak gdyby nigdy nic do namiotu tego magika. Spokojnie się rozejrzałem i nic. Pusto. Gdzie on się włóczy o tej porze? Już miałem zamiar wyjść. Jednak gdy tylko się odwróciłem, zobaczyłem za sobą rudzielca. - Jednak jesteś. To nic tu po mnie.
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz