Nie zdążyłem zareagować. Nim się zorientowałem, gad pełznął w stronę łóżka, groźne sycząc. Nie miałem czasu pomyśleć, co zrobić. Wąż wylazł z mojego kapelusza, jakim cudem?! Widziałem, że to Shuzo go wyjął, ale dlaczego węża? Dlaczego o nim pomyślał?! Albo to wina tego, że nie ma zdolności podobnych do moich i kapelusz postanowił go ukarać, świetnie. Tylko co ja mam teraz zrobić z wężem? Krzyk chłopaka mi nie pomagał. Chwyciłem przypadkowy materiał, który potem okazał się kocem i rzuciłem się z nim na stworzenie. Musiałem go wrzucić z powrotem do kapelusza, ale jak? Strasznie się rzucał, rwał materiał, a ja starałem się go przytrzymać.
- Shuzo! Daj kapelusz! - rozkazałem czując, że gad powoli mi się wyrywa z uścisku. - Shuzo! - powtórzyłem, gdy chłopak nie zareagował. Zeskoczył z łózka i podbiegł do odzienia, które leżało rzucone gdzieś w kąt. Miałem coraz mniej materiału, koc rwał się pod wpływem ostrych kłów i szamotania. Gdy dostałem pożądany przedmiot, wąż się uwolnił. Zdążył wbić mi się w ramię, ale nie poczułem bólu. Byłem zbyt zajęty cała sprawą, szybko złapałem jego ogon i wsadziłem go do kapelusza, który zaczął go wchłaniać. Zwierzę nie zdążyło się ode mnie odczepić i pociągnięty do środka, pozostawił po sobie dwie mocne rany na mojej skórze. Dopiero gdy pozbyłem się gada, zacząłem czuć mocny piekący ból.
- Lennie! - usłyszałem Shuzo, ale nie dałem mu dokończyć. Zamiast tego wstałem i podszedłem do niego.
- Co ty sobie myślałeś? - zacząłem krzyczeć, byłem wściekły. Może gdyby wąż mnie nie udziabał, a ja bym nie czuł paraliżu całej ręki, może moja złość byłaby mniejsza. Może nawet bym się z tego śmiał, ale teraz byłem wściekły. - Mój kapelusz i moje sztuczki to żadne tanie przygrywki, jakiś żart, który może robić każdy. To prawdziwa magia i tylko ja mogę korzystać z tej czapki – potrząsnąłem przed jego oczami kapeluszem. - Lepiej następnym razem poczekaj na odpowiedź, zamiast brać się za coś, czego nie umiesz – warknąłem, widząc, jak jego oczy stają się mokre. Zniżył wzrok i załkał, pociągając nosem.
- Ja wiem, bardzo cię przepraszam – zaczął łamiącym się głosem. - Nie chciałem wyciągać węża, nawet nie wiem jak to się stało – nie dokończył, bo się rozpłakał. Krew, jaka ciekła rany na ramieniu, ściekała mi po palcach na podłogę. Widząc jego łzy płynące po policzkach, poczułem się głupio. Wiem, że nie chciał, nie mógł tego przewidzieć. Wyciągnąłem ręce i go przytuliłem.
- Kapelusz sam ci go podsunął – wytłumaczyłem mu. - No już, nie płacz – pogładziłem go po głowie. Czułem, jak płacze w mój tors, a ubranie staje się mokre. Po chwili jednak to straciło znaczenie, tak samo krew. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a nogi zrobiły się jak z waty.
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz