- Lennie... - poklepałem go po policzku. - Nie rób mi tego. N... Nie idź spać. - chłopak już w ogóle na nic nie reagował. Ostatni raz spojrzał na mnie swoimi fiołkowymi oczami, a potem stracił przytomność, upadając na łóżko. Puściłem go i po chwili zawahania się pobiegłem do pielęgniarza. Od razu tam wpadłem, krzycząc co się stało. Łzy stały mi w oczach. Pielęgniarz pierwsze co zrobił to skomentował mój eyeliner na policzkach. Jakoś za bardzo go nie ruszyła wiadomość o magiku ugryzionego przez węża. Coś tam powiedział do swojego asystenta, który zabrał apteczkę, a potem zwyczajnie z nim tam poszedł.
(Godzinę później)
Zacząłem się zachowywać jak porzucony pies, który nie wie, gdzie jest jego miejsce. Siedziałem przy namiocie Lennie'go. Gapiłem się przed siebie tym niewyspanym wzrokiem na malutkie płatki śniegu, które wolniutko opadają na ziemię. Ciągle miałem łzy w oczach, eyeliner na policzkach. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Spieprzyłem totalnie... Zawaliłem na całej linii. Gdy pielęgniarz w końcu wyszedł z jego namiotu, zerwałem się na równe nogi.
- Co z nim? - spytałem, brzmiąc przy tym, jak matka, która martwi się o życie swojego jedynego dziecka. Spojrzałem na tego gościa z nadzieją w oczach. Chciałem, żeby mi powiedział, że wszystko z nim będzie dobrze. Jednak z drugiej strony też byłem przygotowany na smutną wiadomość, że z magikiem nie jest ani trochę dobrze. Nawet na to, że... Lennie mógł już nie żyć. Przeze mnie... Z każdą sekundą obawiałem się tej najgorszej wersji. Okazało się, że nie jest z nim bardzo dobrze i nie jest z nim bardzo źle. Odzyskał przytomność na jakiś czas, jednak jest bardzo osłabiony i nie wiadomo czy paraliż ręki ustąpi. Skinąłem głową. Najważniejsze, że żyje, ale nie mogę sobie odetchnąć. Dalej chciało mi się płakać. Pielęgniarz już wrócił do siebie razem z asystentem. Zostałem sam przy namiocie. Chciałem zajrzeć do Lennie'go. Zobaczyć jak się czuję, spytać, czy czegoś nie potrzebuje, ale zwyczajnie nie miałem odwagi. Jak ja mam mu teraz spojrzeć w twarz? On dla mnie tyle zrobił, a ja mu krzywdę robię. Najpierw był przeze mnie chory, teraz kto wie, może mu rozwaliłem całe życie? Od razu odszedłem od jego namiotu. Jednak po chwili zawróciłem i zatrzymałem się parę kroków przed wejściem. Nie mogę go teraz tak zostawić, ale z drugiej strony... Odwróciłem się i spojrzałem za siebie na wejście do namiotu. Dobra niech już będzie, co ma być. Zmieniłem się w pieska i cicho wszedłem do środka. Gdy tylko zobaczyłem Lennie'go od razu znowu zachciało mi się płakać. Leżał nieprzytomny na materacu z opatrzoną raną. Jak ja żałuję, że nie mogę teraz cofnąć czasu. Nie wiem już co ze sobą zrobić. Westchnąłem cicho i zwinąłem się w kłębek pod jego łóżkiem. Oby wyzdrowiał. Błagam...
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz