Czując uderzenie w ramie, odsunął się na bok. Zatrzymał swój wzrok na twarzy chłopaka.
- Przepraszam, zapomniałem, że nie można cię dotknąć - cofnął ręce w geście obronnym.
- Czy ten magik wyzdrowieje? - zapytał, dalej idąc w kierunku przyczepy Vivi.
- Tak, bądź o niego spokojny - zapewnił, a David pokiwał głową. Spojrzał na niebo, słońce już zaszło, niebo robiło się granatowe z szarymi ciężkimi chmurami. Nagle usłyszeli grzmot, a niebo rozbłysnęło na ułamek sekundy. Nawet Shani podskoczyła na ramieniu Robina. - Burza? O tej porze? - powiedział Vivi, a Robin patrzył się w niebo. Nie bał się burzy, po prostu jej nie lubił, bo było niebezpieczna i to często przez nią lasy płonęły. Przyspieszyli kroku, gdy znaleźliśmy się blisko przyczepy, znowu zobaczyli błysk, grzmot, a do tego piorun. Jak na zawołanie, lunął deszcz. - Chodź Robin! - chłopiec wybudził się z transu, spojrzał na towarzysza, który stał przy drzwiach i machał do niego ręką. Długo nie myśląc, podszedł do niego i wszedł do środka, gdzie było przyjemnie ciepło i sucho. - Jeszcze trochę i bylibyśmy cali mokrzy - stwierdził lis, który wszedł do kuchni i nastawił wodę. - Może jeszcze jedną herbatę? Albo kawę? - zaproponował, ale Robin go nie słuchał. Patrzył się przez okno na szalejący deszcz, wiatr, jaki się zerwał i niebezpieczne niebo. Jego mała towarzyszka w tym czasie usadowiła się na parapecie.
- Mogę u ciebie zostać? Przynajmniej aż burza zniknie - zapytał, nie odwracając głowy od szyby.
- Oczywiście - usłyszał odpowiedź, a Vivi korzystając z momentu, że go jeszcze słucha, ponowił pytanie o napój.
- Nigdy nie piłem kawy - stwierdził Robin, dopiero teraz patrząc na bruneta.
- A chcesz posmakować? - chłopiec wzruszył ramionami, wstał i podszedł do lady, utrzymując bezpieczny odstęp od chłopaka. Patrzył, jak Vivi wsypuje do dwóch szklanek dwa inne proszki, a potem zalewa wodą. - Tobie wleje jeszcze mleko, będzie lepsze na początek - gdy to zrobił, pielęgniarz podsunął kubek do Robina, który wziął go niepewnie do ręki. Powąchał, a potem powoli zamoczył usta, pamiętając o gorącej herbacie. Siorbnął trochę i lekko się uśmiechnął. - Smakuje? - chłopiec pokiwał głową.
- A ty co masz?
- Też kawę, ale prawdziwą. Chcesz spróbować? - chłopiec z myślą, że ten rodzaj także będzie smaczny, pokiwał głową. Gospodarz postawił kubek na stole, a drugi go wziął i posmakował. Szybko wykrzywił usta w niesmaku, a Vivi na to się zaśmiał.
- To nie jest kawa.
- Jest, ale inna. Są różne rodzaje, ty dostałeś sypaną - szybko wrócił do swojego kubka i zapił gorzki smak tym słodkim. Robin wrócił na swoje miejsce przy oknie, jego ptaszyna zdążyła zasnąć, cieszył się, że nie musi moknąć na zewnątrz. Chłopiec spojrzał, co się działo za oknem i chociaż cała szyba była zamazana po drugiej stronie, zobaczyłem ludzką postać, kroczącą w ich stronę.
- Tak ktoś jest - powiedział do chłopaka, odsuwając się od szyby. Kto by w taką pogodę wychodził na zewnątrz? I jeszcze szedł tak spokojnie?
<Vivi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz