Gdy przerwał ciszę, przestałem się zastanawiać. Ciepło się uśmiechnąłem.
- Chcesz spojrzeć mu w oczy? - zapytałem, on nagle zbladł.
- Nie… nie wiem. Chyba nie – powiedział szybko i jękliwie.
- To chodź – ociągnąłem go lekko w swoją stronę, idąc tyłem.
- Gdzie?
- Wyjdziemy do miasta – odpowiedziałem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ale… Lennie… przecież – nie wiedział co dokładnie powiedzieć. Objąłem go ramieniem, prowadząc do wyjścia.
- Nie martw się, nie zwariowałem – zapewniłem go. Pozwolił się wyprowadzić z namiotu. Postawiłem go przed wejściem i kazałem zostać.
- Gdzie idziesz?
- Otworzyć szafę – jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wszedłem do środka, odwiązałem wstążkę na drzwiczkach i je otworzyłem. W ostatniej chwili odsunąłem się od olbrzyma, który przewrócił się na podłogę. Kucnąłem obok jego twarzy i przyłożyłem palce do szyi. Shuzo go nie zabił i wątpię, by zwykłe uderzenie patelnią skrzywdziłoby takiego wielkiego faceta. Wstałem i mu się przyjrzałem. Założyłem ręce na krzyż i zmarszczyłem brwi, co on w nim takiego widział? No może rzeczywiście miał wspaniałe ciało (ale nie dla mnie), był przystojny, ale… nie pasował do mojego przyjaciela, tego byłem pewien. Zostałem mężczyznę na podłodze i wyszedłem z namiotu, czarnowłosy nerwowo chodził w te i z powrotem. - Żyje, nie masz co się bać. Oddychaj – stanąłem naprzeciwko niego. Lekko przytaknął głową, zamykając oczy.
- Ale co, jeśli się obudzi?
- Ciebie już nie będzie, pójdziemy do miasta, odprężysz się, a on chwilę się tu pokręci i sobie pójdzie – mówiłem przekonująco, chociaż sam w to nie wierzyłem. Czy naprawdę zniknie z własnej woli? Prędzej będą musieli go stąd wyrzucić, ale nie chciałem bardziej martwić towarzysza, nie teraz, gdy cały chodzi, a do jego głowy wchodzą dziwaczne myśli.
- Na prawdę tak myślisz? - słysząc to pytanie zdałem sobie sprawę, że mnie przejrzał. Westchnąłem i delikatnie się uśmiechnąłem, obejmując go.
- Chodź. Znajdziemy coś, co ci poprawi humorek.
<Shuzo? Wiem, że to okropne...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz