Po tym, jak Cal odszedł, zauważyłam klona, idącego w moją stronę. Nie wiedziałam czy mam ją jakoś zatrzymać czy wręcz przeciwnie. Jednak nie musiałam się zastanawiać, ponieważ zatrzymała się przede mną i chwilę się na mnie patrzyła. Nie wiedziałam, co mam robić. Chciałam, jak najszybciej się znaleźć w siebie, w namiocie. Jednak zanim użyłam swojej mocy, wzięła mnie mocno za ramię i szepnęła do ucha:
-Nie ma innego wyjścia
-Niech się sam o tym dowie, bo ja nie zamierzam za nim chodzić, tak jak ty- powiedziałam, wyrywając się jej z uścisku. Za każdym razem się zastanawiam, dlaczego ja? Postanowiłam od niej uciec na kilkanaście metrów, po czym zwolniłam. Chciałam się uspokoić, dlatego poszłam na stołówkę po herbatę. Rozglądałam się po kątach w szklanką w dłoni. Miałam ochotę na miejsce z jak najmniejszą liczbą osób wokół mnie. Usiadłam tam, gdzie prawie nie było ludzi. Położyłam herbatkę na stoliku i patrzyłam, jak ulatuje z niej para. Byłam zmęczona tym wszystkim. Niańczeniem, ciągłym pomaganiem i nienawiścią. Owszem, nie przepadam za nim i wolałabym nie mieć więcej do czynienia z księciuniem, jednak przez tego demona nie jest mi to dane. Unikać tej dwójki też nie mogę, przynajmniej teraz, kiedy mam sobowtóra na karku. Nagle do stołówki wparował wściekły Cal. Śledził wzrokiem każdego, dopóki nie przystanął na mnie. O co tym razem mu chodzi?
<Cal?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz