Tak jak przypuszczał od samego początku. W sumie nie przypuszczał. On już to zwyczajnie wiedział. Nie miało to możliwości zadziałania, a przynajmniej nie tak jak zazwyczaj. Roślina jak oparzona puściła Robina i wróciła do postaci zwykłego łysego drzewa. Tylko nie na długo.
- Było? - demon parsknął śmiechem, a potem spojrzał za siebie. - To nie jest koniec, a zaledwie początek.
Gdy tylko skończył to zdanie, zerwał się mocny wiatr, gęste chmury zasłoniły niebo, a cały las pogrążył się w ciemnościach. Jednak szybko wszystko ucichło. Wiatr ustał, dało się jedynie usłyszeć bicie własnego serca. Robin nie miał dokąd uciec. Poza tym nie miał po co. Nic mu przecież nie grozi, a Riddle nie może mu nic zrobić. Nagle coś rozświetliło mały skrawek tej ciemnej nicości. Było to małe światełko, wydobywające się z lampy naftowej, która pojawiła się między demonem a chłopakiem. Robin zrobił niepewny krok w tył, przyglądając się lampie. Natomiast Riddle stał gdzie wcześniej, gładząc dłonią ludzką czaszkę.
- Co tu się dzieje? - wydusił z siebie w końcu Robinek, gdy dostrzegł za sobą świecące się na biało oczy. Tylko tyle było widać w tej ciemności. Niedługo później okazało się, że mieli o wiele więcej gości. Tysiące świecących się oczu, otoczyło ich i zaczęło się powoli zbliżać w ich kierunku.
- Uwolniłeś ich. Dorobek całego mojego życia po życiu. - odpowiedział w końcu demon, o dziwo nie kryjąc swojego zadowolenia. Chyba mu odbiło. Kto normalny się cieszy, gdy straci wszystko, co zbierał od stuleci? Cała ta sytuacja była dziwna. Czemu duszę są tutaj? Czemu nie trafiły do piekła albo nieba? Były wcześniej drzewami. Czemu nagle są zwykłymi duchami? Tyle pytań i tak mało odpowiedzi. Goście znaleźli się dość blisko Robina i Riddle'a. Można się im było spokojnie przyjrzeć. Jednak były to po prostu szare małe duszyczki w długich białych koszulach. Zdecydowana większość była mała, a mówiąc wprost, były to dzieci, które nie miały nawet dziesięciu lat. Szły z wyciągniętymi rączkami w stronę Robina.
"Gdzie jest moja mama?"
Spytała mała dziewczynka z dwoma kucykami, która wbiegła do lasu po swoją piłkę, podczas zabawy z przyjaciółmi.
"Daj mi cukierka."
Odezwała się siedmioletnia panienka o długich czarnych włosach, która uciekała przed groźnym psem i utknęła na drzewie na skraju lasu.
"Przytulisz mnie?"
Zapytał pięcioletni maluch, który przez nieuwagę rodziców wszedł do lasu, gdy tamci pakowali rzeczy z kempingowe do samochodu.
"Śmiesznie wyglądasz."
Stwierdził dziewięcioletni brunet, który wiele lat temu pasł kózki na jednej z polan i pobiegł za jedną do lasu.
"Skończ nasze cierpienia."
Odezwała się dwójka bliźniaków, którzy zaginęli podczas powrotu ze szkoły w jednym z lasów.
Reszta próśb, pytań i zwykłych zdań zmieszała się ze sobą. Dzieci było za dużo i każde coś chciało od biednego, zaczynającego już panikować Robinka. Demon natomiast był tam zbędny. Pomimo tego, że to on był ich oprawcą, żadna zjawa nie ośmieliła się do niego odezwać czy nawet zbliżyć bardziej niż na metr. Tylko czego one tak naprawdę chciały? To były przecież tylko dzieci, które nigdy nie powrócą do swoich ciał. Czemu skupiły się na Robinie? Co z tego, że je uwolnił, skoro teraz są skazane na wieczną tułaczkę między niebem i piekłem? Może sądzą, że on ich odeśle do raju gdzieś wysoko albo do ognistej otchłani w piekle? Może twierdzą, że zwróci im życie?
(Robin~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz