Chwila, podczas której chłopiec leżał pod lisem, wydawała się trwać wiecznie, a słowa, które wypowiedział, nie miały żadnego znaczenia. Miał, powinien zginąć, ale tak się nie stało. Lis jakby wrócił do trzeźwego myślenia, ale Robin nie potrafił się jeszcze przez dłuższą chwilę podnieść z ziemi. Bał się, że mężczyzna czeka na jego ruch, że chce się pobawić w kotka i myszkę, ale druga część jego umysłu dalej trwała przy myśli, że nic się nie stanie. Że to zwykłe nieporozumienia, popchnięte silnymi emocjami. Nic się nie dzieje.
Otworzył powoli oczy i podniósł głowę, zobaczył białe zwierzę, które po chwili pobiegło w las, a chłopiec jeszcze przez chwilę nie mógł się poruszyć. Ta cała sytuacja nie docierała do niego, była tak niewiarygodna, że wydawało mu się, że to tylko zły sen. Zły sen i nic się nie dzieje.
Nic się nie dzieje.
Poczuł mocne ukłucie w głowie. Zacisnął mocno powieki w jednej chwili złapał się za głowę, ściskając ją. Był to jednorazowy ból, podobny do uderzenia jakimś metalowym prętem. W tej samej chwili zobaczył przed sobą czyjąś pięść, która się zamachnęła i uderzyła w niewiadomy punkt, a obraz się wywrócił, kończąc na silnym nurcie rzeki. I to było tyle, impuls zniknął tak szybko, jak się pojawił, znowu siedział w miejscu przez kilka sekund, a z transu wyrwało go wycie, pochodzące z lasu. Spojrzał w tamtą stronę, miał dziwne uczucie, że był to Vivi, ale nigdy nie słyszał tego dźwięku, więc nie był pewien. Westchnął i postanowiłem zignorować dziwną wizję, która w tej chwili nie miała dla niego żadnego znaczenia, myślał o przyjacielu, z którym chciał pogadać. Musiał z nim porozmawiać, ale teraz wiedział, że musi zostać sam. Robin podniósł się chwiejnie na swoich nogach i odwrócił, spoglądając na miejsce, gdzie jakiś czas temu Vivi rozszarpał Riddle’a. Z jego gardła wydobył się cichy jęk, a ze strachu odsunął się do tyłu. Ciała nie było, ani śladu czarnej krwi.
Chłopiec przyłożył do twarzy dłonie i zakrył oczy. Trząsł się głównie ze strachu, niż z zimna, wokół niego w ciągu tak krótkiego czasu zdarzyło się za dużo, co w porównaniu do jego beztroskiego życia w lesie, było zbyt wielkim dla niego ciężarem. Odwrócił się i pobiegł do lasu, ale nie w stronę Vivi’ego. Wbiegł do innej części, którą znał na pamięć. Tam odnalazł najwyższe i największe drzewo, na które wspinał się od małego. Z łatwością wlazł na samą górę i chowając się wśród gałęzi i liści, zamknął oczy i starał się o niczym nie myśleć.
W końcu nic się nie stało.
<Vivi? Riddle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz