Patrzył na chłopaka, nie potrafiąc zrozumieć, co się stało. Przed chwilą umierał, a teraz wygląda, jakby nic się nie stało. Robin coraz bardziej miał ochotę stad zniknąć, pójść w nieznane i więcej tu nie wracać, ale wiedział, że nie potrafił go opuścić. Chociaż znał go krótko, zdążył się przywiązać do tego demona. Jednak to nie zmienia faktu, że złość powoli wracała do Davida, może nie była to ta sama wściekłość, jaką wyładował na obcym mężczyźnie, ale była na tyle silna, aby wyrwać rękę z jego uścisku i spojrzeć na Vivi’ego ze zmarszczonym czołem.
- Jak mogłeś… - powiedział cicho, bardziej do siebie, a potem zaczął krzyczeć. - Ja ciebie wystraszyłem? To ty zostałeś postrzelony, wpadłeś we wnyki, a jakiś obcy koleś chciał cię zabić! A ja się głupi wystraszyłem, że ty mi umierasz… - złapał się za głowę, nie mogąc uwierzyć, jak przyjemnie jest dać upust wszystkim swoim uczuciom. - Ja tu się martwię, ryczę, że mi odchodzisz, a tobie nic się nie stało! - krzyczał dalej, nie mogąc się opanować. Pierwszy raz w życiu był czymś tak bardzo sfrustrowany. - Na dodatek przez ciebie zabiłem człowieka! Rozumiesz to? Zamordowałem żywego człowieka! - wykrzyczał mu to prosto w twarz, to najbardziej ciążyło mu na sercu i dopiero wtedy zaczął odczuwać żal. Nie musiał go zabijać, nie musiał tu nawet przychodzić. - I nie myśl sobie, że jak na mnie nakrzyczysz, to się skrusze, bo to twoja wina – zaczął go wytykać palcem. - Myślałem, że zadźgam go nożem, bo cię zastrzelił, a ty sobie tylko leżałeś! - kontynuował, a w oczach zaczynały mu się pojawiać łzy, ale nie ze złości, zaczął nienawidzić samego siebie, za zabicie obcego mężczyzny. - Jak mogłeś być taki głupi i udawać? Tylko mnie niepotrzebnie nastraszyłeś, na dodatek zostałem postrzelony! Czemu mi nie powiedziałeś, że masz dziewięć żyć? Aż tak bardzo masz mnie gdzieś, że o niczym nie chcesz rozmawiać?! - na chwilę przerwał, ponieważ zabrakło mu oddechu. Patrzył się ze wściekłością na Vivi’ego, który obserwował go kompletnie oszołomiony odwagą chłopca, który zawsze był cichy i spokojny. - Zabiłem człowieka – odezwał się znowu, wbijając wzrok w ziemię, tym razem mówił spokojnie, jakby ta informacja do niego docierała bardzo powoli. - Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię… - znowu spojrzał w jego oczy. - To jest kurwa twoja, pieprzona wina – powiedział głośno, podkreślając wyraźnie każde słowo. Pierwszy raz użył takie słownictwa i czuł się z tym bardzo dobrze.
Vivi na początku był w szoku, ale po chwili się zaśmiał, co tylko bardziej zdenerwowało Robina, poczuł się tym bardzo urażony. Już miał zamiar odejść, pójść gdziekolwiek, gdzie nie będzie żadnego żywego człowieka, kiedy demon ukląkł przy nim i wziął za rękę. David patrzył na mnie zdziwiony, ale nie ukrywał też zdenerwowania.
- Oh Robinie – zaczął. - Masz całkowitą rację, jest to moja wina. Niepotrzebnie cię wystraszyłem i strasznie mi przykro, czy będziesz w stanie mi wybaczyć? - zrobił typowe wielkie oczka zbitego psiaka, które na Robina nie podziałały. Dalej był na niego okropnie zły. Milczał. - Może mogę wynagrodzić ci to pokazem sztucznych ogni? - zaproponował. Wtedy to chłopiec się zaśmiał i wyrwał dłoń z jego uścisku.
- Czy możesz? - powiedział z kpiną, a po chwili uderzył go w policzek, tak, jak on to zrobił - Ty musisz – podkreślił ostatnie słowo, po czym się odwrócił do niego plecami, aby nie patrzeć na czerwony odcisk na jego skórze. - I nie rozmawiam z tobą – dodał głośno, aby mieć pewność, że Vivi go usłyszy. Nie było mu głupio za uderzenie, należało mu się. Potem ruszył w kierunku jeziora, starając się nie myśleć o zamordowanym człowieku. Czuł się z tym okropnie, gdyby mógł, na pewno cofnął by się w czasie, nie mógł uwierzyć, że dzisiaj emocje tak nad nim zapanowały. Pierwszy raz to mu się zdarzyło i z jednej strony był bardzo podekscytowany nowymi doświadczeniami, ale z drugiej czuł niepokój, bał się tego, co uczucia mogą z nim zrobić. W końcu w ciągu tylu lat nie wiedział, że potrafi panować nas naturą, a dzisiaj dowiedział się tego przez zabicie łowcy. Nie wiedział już, co ma o tym wszystkim myśleć.
Lepiej będzie, jeśli stąd zniknę. Czyjś głos rozległ się po jego głowie, chłopiec się wzdrygnął, głos na pewno nie należał do Vivi’ego, ani do Riddle’a. Postanowił go zignorować, może mu się tylko wydawało?
<Riddle? Vivi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz