Gdy tylko wyszedł na brzeg już na własnych nogach, zaraz pobiegł do chłopca. Jego człowiek był cały roztrzęsiony. Vivi delikatnie go objął, gładząc po włosach.
- Co Ci się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczył... - zaciął się na moment, gdy kątem oka wyłapał złocisty błysk po drugiej stronie jeziora. Odwrócił się w tamtą stronę i zmarszczył brwi. - Ducha...
Robin podniósł głowę, powoli łapiąc oddech. Spojrzał w stronę, w którą patrzył się lis.
- Czy coś jest nie tak?
- Wybacz, że tak odpłynąłem. Nic się nie stało. Najzwyczajniej w świecie przypomniało mi się, że będę musiał złożyć wizytę staremu znajomemu. - przycisnął czoło do czoła białowłosego chłopaka, kładąc ręce na jego policzkach. - A ty się nie martw. Cokolwiek się tam stało, możesz mi powiedzieć. Oczywiście jak będziesz gotowy. - szepnął i zrobił krok w tył, spoglądając na Robina. - Możemy już wracać.
David podniósł głowę, zerkając na wyższego i podążył za nim. Spacerowali w ciszy, bacznie obserwując otoczenie. Artemis przerwał ciszę.
- Wiesz, że prawie bym go pokonał...? Już był szach i nic by z tym nie zrobił — westchnął głośno Vivienne.
- Że co proszę?
- Grałem z tą cholerą Riddlem w szachy i nie udało się nam zakończyć tej partii.
Ciemnoskóry odrobinę się speszył.
- Nie chciałem wam przerwać...
- To nie twoja wina Robin. - posłał mu ciepły uśmiech. - Tak już wyszło, iż los tego chciał. Nie poznamy zwycięzcy naszego starcia, przynajmniej nie teraz.
Odprowadził go aż do przyczepy, po czym delikatnie ujął jego dłoń.
- 'Zaparzę herbatę' a ty usiądź i odpocznij. - musnął noskiem jego dłoń, a następnie wszedł do środka. - Za dużo tu nie masz. To pewnie przez fakt, że preferujesz las od budynków i innych im podobnym. - machnął ręką i na środku pojawił się przystrojony stolik z herbatą i słodyczami.
Odsunął sobie krzesło i usiadł. Gestem zaprosił człowieka do stołu. Niższy dość sceptycznie usiadł przy stole, a Artemis od razu zaoferował mu talerzyk ze słodkościami.
- Spróbuj, na pewno ci zasmakują. Spokojnie są w całości zrobione przez ludzi. Czyli żadnych gałek ocznych czy też pajęczyn. - zażartował, ale spoglądając na coraz bardziej sceptyczną minę chłopca, speszony położył po sobie uszy. - Tylko żartuję, nie spożywam takich rzeczy... Rozluźnij się i oddychaj. Przy mnie już nic ci nie grozi, żaden pomniejszy demon się do ciebie nawet nie zbliży. Więc skoro to już ustaliliśmy. Co cię tak wystraszyło w tym lesie.
Zmarszczył brwi. Poważnie wpatrywał się w młodożeńca siedzącego naprzeciw. Ludzie naprawdę byli delikatnie, fizycznie oraz psychicznie.
( Robin? Riddle? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz