Nie wiedział od czego zacząć. To, co go spotkało, było jednocześnie tak nierealne, że trudno w nie uwierzyć, ale Robin czuł i wiedział, że to zdarzyło się naprawdę. Nie potrafił tylko wyjaśnić, dlaczego to zobaczył i kim było to ciało. Gdzieś głęboko w podświadomości łączył wątek grobem z tym ciałem, ale nawet bał się pomyśleć, że to mogło być jego ciało. Było w okropnym stanie, wręcz niemożliwym do przeżycia i było przerażające.
Nie potrafił się teraz śmiać, jego myśli ciągle krążyły wokół tego, co widział, nawet żart z gałkami ocznymi nie do końca do niego dotarł. Nie miał ochoty jeść, a nawet opowiadać o tym, ale czuł, że jeśli to zrobi, poczuje się trochę lepiej. Miał przed sobą osobę, której ufał i której nie bał się dotknąć, a trzeba pamiętać, że chłopiec jest bardzo strachliwy i nienawidzi żadnego dotyku. Nie pamięta momentu, w którym się przełamał, na pewno pomagała mu lisia forma Vivi’ego; zwierząt się nie bał, więc w pewnym sensie od początku go lubił i się nie bał. Musiało minąć trochę czasu, nim chłopak mógł to zrobić w ludzkiej formie i gdyby miał wybrać jeden moment, w którym się przełamał… była rzekoma śmierć demona, w której Robin był świecie przekonany, że straci przyjaciela. Wtedy ta granica pękła jak bańka mydlana, nie dając nawet znać, kiedy.
Milczał dłuższą chwilę, aż w końcu podniósł wzrok na lisa.
- Bo… - jęknął, starając się w końcu coś powiedzieć. - Mam dwadzieścia lat i na nazwisko Kingsway – powiedział w końcu, te informacje bardzo ciążyły mu na sercu. Miał je brać na poważnie? Vivi był nieco zdziwiony, ale po chwili lekko się uśmiechnął.
- Przypomniałeś sobie? - w odpowiedzi chłopiec pokręcił przecząco głową, a zaraz potem się potrafił i pokiwał twierdząco.
- Widziałem swój grób – powiedział w końcu. Uśmiech z twarzy słuchającego zniknął, jakby nie wierzył własnym uszom.
- Gdzie? - David napił się herbaty i wtedy opowiedział mu wizje. Zaczął od oślepiającego światła, przeszedł do martwego ciała za drzwiami i skończył na grobie. Opowiadając to, czuł się, jakby znowu tam był. Znowu czuł zapach miasta, słyszał samochody, na ziemi leżała krew, a przed oczami stał jego pochówek. Nazwisko i daty wręcz świeciły. Dwadzieścia lat… ostatnie, jakie pamięta, to jedenaste. Pamięta tą liczbę, dwie jedynki stojące obok siebie, w końcu jedynek dzieci uczą się najszybciej. I to nazwisko… znaczy, że musiał mieć rodzinę.
- Wydaje mi się, że ci się to śniło – powiedział Vivi, kiedy chłopiec przestał opowiadań. Ten popatrzył na niego jak na zbrodniarza.
- Nie, zobaczyłem jeszcze Potwora z Lasu, ze strachu nigdy bym nie poszedł spać – mówił głośniej, był nieco oburzony, że chłopak mu nie wierzył, nawet bardzo. On tu się przed nim otwiera, opowiada o nienaturalnych zjawiskach, mając nadzieje, że uzyska jakieś wsparcie, a jedyny przyjaciel mu nie wierzy.
- Może to też był tylko sen? - Robin zmarszczył brwi. Nie miał więcej argumentów i nie potrafił go przekonać do swej racji, jednak też nie chciał sobie wmawiać jego słów. Na pewno nie spał i dobrze o tym wiedział. Musiał sobie z tym poradzić sam. David odwrócił głowę i spojrzał na podłogę. Przez głowę przeszła mu myśl, że naprawdę rzadko tu bywał.
- Idź sobie – powiedział cichutko, bardziej do siebie. - Chce być sam – dodał już głośniej. Wstał z krzesła i… normalnie by uciekł do lasu, ale zamiast tego podszedł do łóżka i usiadł na nim po turecku, plecami do przyjaciela. Z jednej strony poczuł się zraniony, że mu nie uwierzył, z drugiej zaś nie chciał, aby szedł, mimo wszystko bezpiecznie dalej się czuł tylko przy nim.
<Vivi? Riddle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz