Robin patrzył na to wszystko jednocześnie z zachwytem, ale też z lekkim strachem. To wszystko było magią, jednak przerażały go postaci, jakie siedziały w tym pomieszczeniu. A mimo wszystko, najbardziej się przestraszył, kiedy ta główna, siedząca na samym środku odezwała się do niego, chociaż z nim wszystkich najbardziej przypominał człowieka. Instynkt w takich chwilach każe mu uciekać, rzadziej walczyć, a ponieważ żadna z tych metod nie wchodziła w grę, stał i milczał, starając się utrzymać kamienną minę, chociaż w wykonaniu takiego amatora to dość trudne. Gdy wspomniał, że jest ciamajdą, nie zrozumiał go, bo nie znał znaczenia tego słowa. Po prostu stał i się na niego patrzył, myśląc ile by dał, gdyby był od niego wyższy, może chodź trochę czuł by się pewniejszy siebie? A tak stał przy Vivi’m i czekał, aż mężczyzna skończy mówić.
Gdy nieznajomy przypomniał Robinowi, że chciałby poznać odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania, od razu przypomniały mu się historię zwierząt, które mówiły o istotach, które postanowiły skorzystać z „usług” diabła. Wszystkie, nie ważne jak bardzo szlachetne czy wręcz przeciwne działania, miały taki sam skutek. David słysząc o nich, obiecał sobie, że nie ważne co się stanie, nigdy nie pójdzie ich drogą. Jednak w tej chwili… czy dlatego żywi tak łatwo dają się namówić demonom? Tylko dlatego, że potrafią być przekonujące?
- To wszystko, możecie odejść – gdy to powiedział, Robinowi spadł kamień z serca, chciał stąd już zniknąć. Mężczyzna wrócił na swoje siedzenie wysłane poduszkami, podnosząc z nich zwierzątko i kładąc je sobie na kolanach. Pod tym jedynym względem miejsce to nie było aż takie straszne. Przez chwilę stał i przypatrywał się niedźwiedzicy, aż spojrzał na niego właściciel zwierzęcia. Davida przeszły ciarki i po chwili został odciągnięty stąd przez Vivi’ego. Wrócili do miasta.
Przez chwilę szli w ciszy. Vivi szedł pierwszy, a Robin z tyłu, wpatrzony w chodnik, zamyślony. Kiedy prawie wpadł na jakiegoś przechodnia, otrząsnął się z zamysłu i zrównał kroku z przyjacielem.
- Vivi – odezwał się.
- Hm? - lis spojrzał na niego.
- Kto to desperat? - chłopak lekko się uśmiechnął.
- Ktoś, kto jest w stanie poświęcić wszystko dla czegoś konkretnego – czy Robin był w stanie poświecić wszystko, dla poznania prawdy? Nie był jeszcze pewien, więc chyba nim nie był?
- A ciamajda? - pytając o to, nagle przewrócił się o tablicę, którą ktoś wystawił przed restauracją. Usłyszał cichy śmiech i zaraz Vivi pomógł mu wstać. Z budynku obok wyszedł mężczyzna, który nakrzyczał na chłopca, podniósł przewrócony przedmiot i wrócił do środka.
- Ktoś niezdarny, kto łatwo się wywraca – wytłumaczył. „Czyli jak ja” pomyślał Robin, idąc za chłopakiem.
- A kim był ten mężczyzna? Ten właściciel niedźwiedzicy – zadał kolejne pytanie.
- Mój stary znajomy, poznałem go jakieś sto lat temu – chłopaka lekko zatkało.
- To ile ty masz lat? - zapytał trochę zdziwiony. Wiedział, że chłopak był demonem, ale nie miał pojęcia, że chodzi po tym świecie już tak długo.
- Robin, ile masz dla mnie jeszcze pytań? - zapytał, patrząc na białowłosego. Ten się lekko speszył, ale nie miał zamiaru stracić okazji, później się nie dowie.
- Kilka – odparł. - Więc? Ile masz lat? - przysunął się trochę do niego, patrząc mu w twarz. - Nie masz zmarszczek – dotknął jego policzka.
<Vivi? Riddle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz