Siedziałam i obserwowałam jak mój pupilek, bestia moja ukochana pożerała swój dzienny posiłek. Tym razem, niejako w nagrodę, przyniosłam nieco więcej surowego mięsa, co nie było takie łatwe, żeby zająć ją nieco dłużej. Rozrywane mięśnie i ścięgna, dźwięk łamiących się między zębami kości obijał się echem po kaplicy, miałam wrażenie, że kapiąca na posadzkę krew także mu wtórowała. Ale nie zwracałam na to uwagi, patrzyłam ślepo na potwora, a w głowie cały czas pracowałam nad planem, musiał być perfekcyjnie idealny, dopracowany w każdym szczególe bym mogła poznać wszystkie tajemnice, które mnie interesują, a które są tak dobrze pilnowane przez uparcie niemego potwora. Jednak wszystko jest kwestią czasu, a ja nie zamierzałam się spieszyć na siłę, pośpiech nigdy nie jest dobrym doradcą, jeden nieostrożny krok i można stracić wszystko, co się dotychczas wywalczyło. Dopiero później, gdy już osiągnę swój cel, będę mogła dać mu się zerwać bezpowrotnie, nieważne gdzie by to było czy kto byłby tego świadkiem.
Wykrzykujący pogróżki i słowa pogardy tłum zacieśniał krąg coraz bardziej. Ofiara wewnątrz, jak zaszczute zwierzątko, była z każdej strony otoczona i raz po raz coraz bardziej agresywnie atakowana słownie, czekałam, aż ten kumulujący się od jakiegoś czasu gniew wybuchnie i przeobrazi się w coś więcej niż kilka przykrych słów. Byłam niezmiernie ciekawa, co zrobi, zwierzę w pułapce, zapędzone w kozi róg, albo odgryzie sobie łapę, by uciec albo w desperackiej próbie rzuci się do skazanego na porażkę ataku, do walki o przetrwanie. Orion wybrał drugą opcję. Na pierwszy ogień poszedł pierwszy oprawca, którego Orion całkowicie pozbawił głosu, co przeraziło artystę. Ten dziki strach połączony z bezradnością. Szamotał się zrozpaczony i przerażony, zupełnie jak taka mała myszka zamknięta w pudelku z wężem, której są to ostatnie chwile marnego życia. Orion zmierzył tłum gniewnym wzrokiem, by w końcu zatrzymać go na mnie. Staliśmy tak chwilę, mierząc się spojrzeniem, dopiero Pik przerwał wszystko, a towarzystwo rozeszło się w pośpiechu, nie chcąc narażać się jeszcze bardziej na jego gniew, ja także bez słowa odwróciłam się na pięcie, przedstawienie dobiegło końca, więc nie było sensu nadal tam tkwić. Dostałam to co chciałam, jednak niedosyt wypełniał mnie całkowicie. Po prostu najzwyczajniej w świecie zawiodłam się, liczyłam, że zobaczę coś więcej, że on pokaże zdecydowanie więcej, coś, co mnie zainteresuje na tyle, by nie okazał się tylko krótkotrwałą zachcianką. Jednak chwilowo wszelkie zainteresowanie dotyczące jego osoby mocno przygasło, nie wypaliło się całkiem, nadal tliło się gdzieś pod grubą warstwą rozczarowania i zniechęcenia, które z powodzeniem studziły entuzjazm. Kazały przemyśleć czy aby Orion warty jest poświęcenia mu swojego czasu, w końcu wokół jest tyle innych możliwości, można przebierać do woli, zmieniać i pozbywać się jednych, by na ich miejsce stawiać kolejne. Jednak przeczucie mówiło, by nie rezygnować tak łatwo, że ten żar, który teraz ostatkiem sił się ćmił, może przeobrazić się w prawdziwą, niezatrzymaną pożogę.
Obracałam w dłoni niewielki odłamek kamienia górskiego, niewiele większy od źrenicy, kiedy usłyszałam pierwsze uderzenie grzmotu gdzieś z oddali, jednak nikt z widowni się tym nie przejął. Każdy pochłonięty całkowicie przez przedstawienie nie zwracał uwagi na pierwsze takty zapowiedzi końca, który nieuchronnie nadchodził.
Dotychczasowe próby, jedna po drugiej były zwykłym nieporozumieniem i kompromitacją, które z dnia na dzień coraz bardziej obciążały mój rachunek. Nie mogłam odkryć tego sposobu, który zmieniał człowieka w bezrozumne monstrum. Dokładnie za każdym razem, gdy myślałam, że jestem blisko upragnionego celu, ten wymykał mi się między palcami niczym piasek. Taki sam, a nawet jeszcze mniejszy od tego co miałam w dłoni, kawałek kryształu górskiego podrzuciłam niezauważona jednemu mężczyźnie do prawej kieszeni kurtki, gdy tłum wlewał się do namiotu i zajmował swoje miejsca przed rozpoczęciem pokazu. Mnie pozostało tylko czekać i mieć nadzieję, że tym razem pójdzie nieco lepiej.
Pierwszy krzyk, natychmiast skierowałam swój wzrok w tamtym kierunku. Kobieta która krzyczała z przerażeniem przyglądała się mężczyźnie, którego kończyny zaczęły nienaturalnie wykrzywiać się w każdym możliwym kierunku, a korpus skręcać, by w końcu zacząć zmieniać się w bestię. Moją cudowną siejącą strach i nieokiełznaną bestię. Ryk rozchodzący się po namiocie zwrócił uwagę już wszystkich oglądających. I wtedy się zaczęło, jeden wielki krzyk panujący w środku, przepychający się ludzie chcący jak najszybciej oddalić się od zagrożenia tratujący siebie wzajemnie. Chwilowo stałam w miejscu i podziwiałam rwetes, który panował z każdej strony. Gdy tylko zobaczyłam, że bestia wyrywając dziurę w materiałowej ścianie wydostała się na zewnątrz, sama ruszyłam do wyjścia.
Czyżbym w końcu dopięła swego? Czy odkryłam sekret na którego od tak dawna czyhałam? Stojąc na środku dość sporego placu widziałam jak tłum w popłochu usilnie próbuje znaleźć bezpieczne schronienie. Chaos panujący wokół, krzyki i nawoływania matek szukających swoich dzieci i jeszcze deszcz, a właściwie burza, która na dobre rozpętała się dopełniała obrazu tragedii. Stojąc po środku tego wszystkiego, zadarłam głowę wysoko wpatrując się w niebo. Spadające krople deszczu już dawno mnie całkowicie przemoczyły, włosy i ubrania przykleiły się do mojego ciała, a płynąca po twarzy woda zalewała oczy. Jednak wewnątrz czułam całkowity spokój i coś na kształt szczęścia. Dumy, że w końcu mi się udało, że potwór który jeszcze przed chwilą był człowiekiem teraz szalał tratując wszystko i wszystkich na swojej drodze. Jednak to uczucie szczęścia nie trwało długo. Tak samo jak szybko się zaczęło, wszystko się skończyło. Zupełnie jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki słońce rozgoniło czarne chmury a bestia, jeszcze przed momentem szalejąca upadła na przemoczoną ziemię i zaczęła z powrotem zmieniać się w człowieka. Widziałam to z daleka, jak pojedynczy, co odważniejsi ludzie powoli i ostrożnie zaczęli podchodzić do mężczyzny sprawdzając co z nim. Wraz z upadkiem mężczyzny odeszła panika, którą przed momentem szerzył. Mnie to już nie interesowało, odwróciłam się i poszłam do namiotu cyrkowego, który już dawno opustoszał, kolejna klątwa, która mimo obiecującego początku, zawiodła na całej linii. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że byłam blisko upragnionego celu. Bliżej niż kiedykolwiek. Przechadzając się między siedzeniami mniej więcej w okolicy gdzie początkowo siedział mężczyzna szukałam kryształu, który obłożony klątwą zmienił go, ku mojemu zawodowi, tymczasowo w potwora. Gdy w końcu go znalazłam, schowałam go do kieszeni sukienki, gdzie znajdował się ten, którym się bawiłam w czasie pokazu i ruszyłam do siebie, będąc tak blisko nie mogłam się teraz poddać.
Orion? To dopiero początek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz