Gdybym miał się zastanawiać, nad sposobem istnienia mym w tym wszechświecie. Nie starczyło by papieru, mózgów oraz ludzi do słuchania. Snułem wiele teorii na ten temat, ale też jak na razie żadna nie pasowała. Rozmyślałem nad sposobem, by nowa książka zatytułowana "Spadający liść, ogniem płynie". Była to historia, z gatunku zarówno romansu, jak i fantastyki, była w tym akcja, horror oraz tragedia. Sam tytuł nic nie mówił o zawartości. Zarys okładki sam miałem wymyślić. Starałem się, ale za każdym razem coś mi nie pasowało i musiałem poprawić. Westchnąłem i zacząłem od porządków w namiocie. Musiałem pochować rzeczy, które nie są mi na razie potrzebne. Moje zwierzątko powędrowało do bliźniaków. Najwyraźniej bardziej lubi ich ode mnie.
Kolejnym elementem na mojej drodze, było poukładanie na biurku wszystkiego, by mi się nie pogubiło. Dłuższą chwilę mi to zajęło. Zacząłem przeglądać, co takiego miałem w szkatułce. Ostatnio zaglądałem do niej, w sumie to nawet nie pamiętam. Dokładałem do niej co jakiś czas, małe elementy albo i większe. Cały czas coś nie dawało mi spokoju, a mianowicie spotkanie z jednym z bliźniaków dzień wcześniej. Był jakiś dziwny.
~Dzień wcześniej~
Wstałem zmęczony, kiepsko się czułem. Dzwoniło mi w uszach. Chciałem wziąć tabletki i ponownie się przespać. Jednakże w skórzanej bluzie, o dwa rozmiary za dużą do tego, musiałem wyjść z ciepłego namiotu. Ubrany, by było mi ciepło i się nie przeziębić, zawędrowałem na stołówkę. Chciałem, a raczej musiałem coś przekąsić, oraz wziąć sobie co nieco do namiotu, na później. Nie wiem, czy za wcześnie wstałem, czy może odbywało się jakieś zebranie, o którym mi niepowiedziane. Gdyż stołówka, była prawie pusta. W tym wszystkim dziwne było to, że czułem pod stopami jakieś wstrząsy, ale nikt najwyraźniej tego nie odczuł. Może zwyczajnie zmęczenie dawało mi siwe znaki i dlatego.
Po jakiejś godzinie zjadłem i wziąłem ze stołówki coś na później, gdybym nie wstał. Zadrżałem, a może to tylko ciarki mnie przeszły po całym ciele, gdy wyszedłem na zewnątrz. Akurat, gdy wracałem do siebie, drogę zastawił mi Funny. Wydawał się szukać kogoś. Chyba nie widział, że zastawia mi drogę i nie mam jak go nawet ominąć.
- Funny. - najwyraźniej mój głos, zwrócił jego uwagę. - Jeśli szukasz Sad, to jest na stołówce i chyba czeka na ciebie. - powiedziałem, to po chwili. Kiwnął głową i szybko pognał do dziewczyny. To też było dziwne, zazwyczaj się tak nie zachowują. Zazwyczaj są praktycznie razem, niemalże cały czas. Jak ich oczywiście spotkam albo widzę.
Głowa zaczynała mnie boleć niemiłosiernie. W końcu, gdy wróciłem do namiotu i go zamknąłem. Zdjąłem wierzchnią kurtkę. Pod kurtką miałem piżamę, w której zawędrowałem na stołówkę, nie miałem ochoty, energii ani potrzeby się przebierać. Wziąłem od razu dwie tabletki, popiłem je i wgramoliłem się do ciepłego i wygodnego łóżka. Szczelnie przykryłem się kołdrą, wtuliłem głowę w poduszkę i zasnąłem.
Przebudził mnie oddech, tuż przy moim uchu. Gdy tylko otworzyłem oczy. Night i jego czerwone włosy, zbliżały się ku mojej twarzy.
- Łaskocze. - mruknąłem. Z zamiarem zaśnięcia, wtuliłem się w poduszkę, a gdy chciałem zasnąć, poczułem dotyk na swoich włosach. Zazwyczaj to jego brat mnie odwiedzał, a nie on sam.
- Black przychodził do ciebie? - spytał. Usiadł na łóżku i przyglądał mi się uważnie.
- Nie było go. Choć może jak spałem albo jak byłem w stołówce. Zgubiłeś go? - spytałem, zdziwiony tym dziwnym zdarzeniem. To już druga osoba, która kogoś zgubiła.
- Mówił, że idzie do ciebie. - przechylił głowę, po czym pogłaskał mnie po głowie i musnął ustami moje czoło. Najdziwniejsze było to, że zazwyczaj Black był od tego rodzaju usług. Jeśli można to tak nazwać. Night był od zwariowanych herbatek oraz pomagania mi.
- Może wrócił do siebie? - spytałem, a może stwierdziłem. Byłem na tyle senny, że miałem wrażenie, że to jest tylko sen. Położyłem się, czerwono włosy mnie przykrył szczelnie kołdrą i zarzucił na mnie koc, który najwyraźniej przyniósł.
- Black. - powiedział imię brata, po czym wyszedł jak gdyby nigdy nic...
I tak oto skończył mi się poprzedni dzień. Gdy już zasnąłem, obudziłem się dziś wypoczęty i dużo lepiej się czułem.
Z rozmyśleń, o wczorajszym dniu, trzęsienie ziemi mnie wytraciło z równowagi i to dosłownie. Musiałem pilnować rzeczy, by nic się nie zbiło. Tutejsze wstrząsy były zdecydowanie większe niż, wczoraj.. Wczoraj były jakieś wstrząsy? Dobra nie mam teraz po co o tym myśleć, nie ma czasu. Ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz. Pomagałem po kolei, tym co trzeba było pomóc. Stołówka na mniej wycierpiała. Tam zbierali się ranni, nikt nie widział Pika ani innych opiekunów. Byli tu niektórzy, ale po bliźniakach, ani śladu, ani po Funny i Sad. Wczoraj ich widziałem, ale dziś już nie.
Zdziwiłem się, ale mimo wszystko musiałem kogoś zaczekać do pomocy, a dokładniej został mi przydzielony partner. Niejaki Jumper. Skierowałem się do namiotu, owego osobnika. Gdy tylko wszedłem, ujrzałem niską i chudawą postać. Czapka, rękawiczki i pomalowane paznokcie.
- Kolejna osoba do pomocy. Chodź, trzeba pomóc znaleźć innych. - rzekłem, do osobnika, który stał centralnie kilka centymetrów ode mnie.
- Serio? Muszę? To nie moja wina, że złamałem tego patyka. - jego zabawna odpowiedź, sprawiła, że chciałem się zaśmiać. Jednakże nie było na to miejsca.
- Kilka osób zaginęło, a może zniknęło. Nikt nie może ich odnaleźć. - powiedziałem, ponaglając osobę. Czekałem cierpliwie, aż się poruszy i zacznie iść ze mną.
<Jumper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz