Oddychaj, spokojnie. Głęboki wdech i wydech. Opuść rękę, unieś ją i zamknij oczy. Poczuj ciepło między palcami. Obróć się i znowu opuść rękę. Oddychaj, podnieść dłoń. Jeszcze jeden obrót i mocny wymach w górę. Lekko oderwij się od ziemi, podskocz. Wystrzel promyk ognia w górę. Otwórz oczy i uchwyć go. Zapanuj. Właśnie tak, spokojnie. Niech leci z wiatrem. Zatrzymaj, zbliżył się do drzewa. Odwróć go w drugą stronę. Tak, niech leci.
To był dobry dzień. Od samego ranka nic złego się nie stało, powiedziałbym nawet, że jest podejrzanie dobrze. Żaden ptak nie nafajdał mi na ubranie, żaden dzieciak nie wpadł na mnie z lodami, nie obiłem się nigdzie, nikt nie miał do mnie żadnych pretensji, a co najważniejsze, niczego nie podpaliłem. Szło mi wyjątkowo dobrze i jak z początku denerwowałem się tym – w końcu coś musiało się stać, nadszedł wieczór. Cały dzień był spokojny. Wyszła mi próba, czułem, że jestem coraz bliższy osiągnięcia kontroli nad mocą. To było jedyne, o czym mogłem w tej chwili marzyć – umieć coś robić dobrze i nikogo przy tym nie krzywdzić.
Gdy wracałem do namiotu, spotkałem Smiley. Różowowłosa ubrana była w swój nowy strój. Cała świeciła. Była ubrana w ładną sukienkę z cekinami i kokardami. Delikatnie przylegała do jej ciała, dół jednak był bardziej rozkloszowany.
- Wyglądasz na zadowolonego, dobry dzień? – pokiwałem głową. Rzadko kiedy wyglądałem tak, jak teraz. Zazwyczaj patrzyłem w dół, miałem gdzieś spalony kawałek ubrania albo popiół i starałem się iść na brzegu pola namiotowego, aby spotkać jak najmniej osób.
- Nowy kostium? – również skinęła pozytywnie głową.
- Ładny? Shuzo mi go uszył.
- Śliczny – ta tylko odskoczyła i obróciła się wokół osi. – Idę go odłożyć, nałożyłam go na próbę.
- No tak, jutro występ – stwierdziłem.
- A jak tobie idzie? – wzruszyłem ramionami.
- Lepiej i gorzej.
- Nie mogę się doczekać aż zobaczę te tańczące płomienie – posłałem jej lekki uśmiech. Byle nie na czyjejś głowie, pomyślałem.
- Może kiedyś – pożegnawszy się z dziewczyną, kontynuowałem drogę do namiotu. W tym czasie zauważyłem, że nagle wszystkie lampy się zgasiły. Tak samo miasto zniknęło w ciemności. Pewnie mają jakąś awarię. Oczy szybko przyzwyczaiły się do mroku, dlatego spokojnie szedłem do siebie. Gdy znalazłem się w namiocie, darowałem sobie zapalanie świecy; przecież potrafiłem dojść do własnego łóżka. Zdjąłem buty i sięgnąłem po pidżamę leżącą zawsze na drugim krześle pod oknem. Przebrawszy się i stwierdziwszy, że prysznic wezmę z samego rana, skierowałem się do łóżka. Uniosłem kołdrę i wskoczyłem na materac. W tamtej chwili poczułem, jak wpadać na kogoś. Zepchnąłem osobę na ziemie i szybko zapaliłem dłoń. Moim oczom ukazały się najpierw niebieskie, wystraszone oczy na małej, bladej twarzy.
Jakim trzeba być idiotą, aby zamiast pytać się, co nieznana osoba robi w mojej przyczepie, zacząłem go przepraszać.
- Ty jesteś Ozyrys? – pokiwałem głową, tym samym zamykając swoje usta i kończąc przeprosiny. – Pik mnie tu przysłał i pozwolił się przespać. Miałem nadzieje, że to łóżko jest wolne – niepewnie pokręciłem głową.
- Pójdę na drugie – szybko zszedłem z materaca i zaraz znalazłem się na pustym. – Będziesz tu mieszkał? – zapytał szybko, możliwie, że niegrzecznie, ale nie zbyt podobał mi się fakt posiadania współlokatora, jeszcze poznanego w taki sposób. Nieznajomy wzruszył ramionami.
- Przynajmniej dzisiaj. Jutro o 5 zaczynam rozgrzewkę – skinąłem głową. Cały czas siedziałem spięty. Kiedy chłopak usiadł, zdałem sobie sprawę, jak bardzo był młody. Co on tutaj robił?
- Ah, więc się wyśpij. Zgaszę już – zacisnąłem rękę w pięść, a ogień zniknął. Położyłem się na plecach. Przez długą chwilę panowała cisza, która była dla mnie nie zręczna. Nie spał, ja też. W dalszym ciągu było mi wstyd. – Jak się nazywasz? – zapytałem w końcu. Chłopak długo milczał. – Tutaj możesz mieć ksywkę – dodałem, kiedy nie byłem pewny, że mi odpowie. Znowu zapanowała dłuższa chwila milczenia. Kiedy zamknąłem oczy, usłyszałem ,,Doll”. – Ładnie – powiedziałem cicho i wtuliłem się w kołdrę. Byłem jednocześnie zły na Pika, ale to uczucie było ukryte pod niepewnością i strachem. Ktoś jest na tyle mądry, aby wrzucać nieznajomych ludzi do czyjegoś miejsca snu? Z drugiej strony ta przyczepa nie była w stu procentach moją własnością, a cyrku.
Prawie nie przespałem nocy, za bardzo się bałem. Na zmianę zasypiałem i się budziłem, cały czas zerkając w stronę Doll’a i sprawdzając, czy śpi. Chyba spał. Kiedy udawało mi się zasnąć, miałem koszmary, jak ktoś dźga mnie nożem w plecy, a ja nie mogę się odwrócić. To była okropna noc – czyli moja zapłata za piękny dzień. Obudził mnie z samego rana, kiedy chłopak wstawał z materaca.
- Obudziłem cię? – pokręciłem przecząco głową, kłamałem.
- Wiesz, gdzie iść? – zaprzeczył. – Pokaże ci – powoli wstałem z łóżka.
Dzieciak był cichy, miał białe włosy i wyglądał jak… lalka. Tak, ten pseudonim do niego pasował. Miał nieskazitelnie czystą i jakby porcelanową cerę, z zaróżowionymi policzkami – jak figurowa laleczka z kryształu. Może to głupie określenie, ale jego niebieskie oczy mnie tylko w tym utwierdzały. Był niższy niż ja i powstrzymałem się od zapytania go o wiek. Gdy już miałem się przebierać, zauważyłem jego porwane ubranie. Wskazałem na dziurę palcem.
- Na pewno znalazłbym coś dla ciebie – odczekałem chwilę, aż chłopak posłał mi słaby uśmiech i pokiwał głową. Zostawiłem swoje ubrania i zerknąłem w głąb szafy. Grzebałem w niej, aż nie wyciągnąłem starej, czarnej koszuli w kratę. Strzepałem ją. Nie nosiłem jej jakiś czas, ale nie wyglądała najgorzej. – Powinna być dobra – podałem mu ją.
Doll? Ubierz się człowieku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz