Uśmiechnęłam się lekko. Chłopak naprawdę wydał mi się sympatyczny, miły. Fakt, że nalegał na oprowadzenie mnie po okolicy cyrku dał mi wrażenie ciepłego przyjęcia. W dodatku zaproponował jedzenie, co sprawiło, że ponownie u mnie zapunktował.
- Jasne, dzięki - powiedziałam i oderwałam mniejszą gałązkę z bodajże trzema owocami. Słońce lekko świeciło mi w oczy, co nie należało do przyjemności. Natomiast wygląd chłopaka mógł je cieszyć - atrakcyjny, chociaż nieco dziwaczny; bo bosy. Jak dotąd nie spotkałam osoby, która tak po prostu zrezygnowała by z butów idąc gdziekolwiek poza dom, a w tym przypadku namiot. Intrygujące. Trochę mnie to odpychało - stopy to jedna z tych części ciała, której wolałabym nie oglądać, ale co na to poradzić? Nie powiem mu przecież, że mi to przeszkadza - w zasadzie to nie przeszkadza.
- Więc, czym się zajmujesz? Skoro nie klaun, to co? - spytałam ciekawa, zmieniając kierunek myśli. Wysoki, z tego co widzę to o naprawdę zadbanej sylwetce - mogłabym się założyć, że skrywa mięśnie pod ubraniem, na które poleciałaby niejedna. Być może więc jego profesja wiąże się z jakimś sportem?
- Zajmuję się między innymi akrobatyką - oznajmił, potwierdzając moje wcześniejsze domysły. - Powietrzną -dodał po chwili ciszy.
- Naprawdę podziwiam. Takie rzeczy wymagają wiele pracy i umiejętności, pewnie i talentu - powiedziałam całkiem szczerze. Od zawsze osoby zajmujące się czymś jak taniec, łyżwiarstwo figurowe, czy też właśnie akrobatyka, intrygowały mnie. W końcu trzeba wiele treningów, namęczenia się, a jednocześnie należy potrafić zrobić to wszystko w ten sposób, by efekt końcowy nadawał występowi estetycznego wyglądu.
- Dzięki - uśmiechnął się (naprawdę ładnym uśmiechem), po czym wpadł w zadumę jakby zastanawiając się, czy coś jeszcze dodać, po czym wskazał palcem na wielki namiot znajdujący się parę metrów od nas. Zmarszczyłam czoło, nie rozumiałam, o co mu chodziło.
- Co? - spytałam, a on podniósł palec wskazujący, niemo oznajmiając "chwila" lub też "czekaj". I wtedy zauważyłam, że przeżuwa jedzenie, przez co mi nie odpowiedział. - Och, wybacz - zaśmiałam się zmieszana.
- Tutaj występujemy - oznajmił, a ja przytaknęłam cicho.
- A więc jesteś w grupie zaawansowanej? Z tego co wiem, to tylko oni występują? Zdolniacha z ciebie - pogratulowałam, szczerząc się. Chyba komplement sprawił mu przyjemność, ale trudno było stwierdzić, gdyż pominął ten fakt.
- No, powiedzmy. Ale tak, jestem w grupie zaawansowanej - potwierdził.
- Cóż, ja w sumie na niewiele się zdam, nie mam żądnego doświadczenia jeśli chodzi o cyrk. Załapałam się na animatorkę, bo dobrze dogaduję się z dziećmi, a organizacja jakichś zabaw, widowisk dla innych to chyba nie jest aż tak skomplikowana rzecz - opowiedziałam. - Wejdziemy do środka? - dopytałam, na co skinął głową. I w tej chwili uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem, gdzie znajduje się wejście. Nigdzie nie wiedziałam żadnego nawet najmniejszego otworu prowadzącego do wewnątrz konstrukcji. Orion jednak z łatwością znalazł odpowiedni punkt - wolną ręką zgarnął materiał i przesunął nim na bok. Weszliśmy do środka, wszędzie panowała ciemność. Zanim oczy zdążyłyby przyzwyczaić się do braku światła, chłopak oświetlił namiot. Rozejrzałam się na boki. Światło padało ze zwykłych żarówek, ale mogłam się założyć, że na czas występów były zgaszone, a scena podkreślona specjalnymi reflektorami czy też innym sprzętem.
- To chyba musi być stresujące? To całe występowanie? Każdy się na ciebie patrzy, oczekuje dobrego show, a skoro zajmujesz się akrobatyką, to chyba nietrudno o wypadek? Wiadomo, jesteś profesjonalistą, ale jednak takie rzeczy się zdarzają - mówiłam, ale miałam wrażenie że powiedziałam trochę za dużo. Może zbyt wiele pytań naraz? Zastanawiało mnie, czy Orion należy do tych cichych, czy raczej wręcz przeciwnie - gadatliwych, rozmownych na wszelkie tematy. Z pewnością jednak robił dobre wrażenie, przynajmniej w moim przypadku.
<Orion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz