- Teraz czas na ciebie. Idź na zwiady tą swoją teleportacją. Zbadaj teren i wróć. Tak będzie szybciej, niż wpakowywać się razem w pułapkę. Powodzenia - nie cierpiałem, gdy ktoś polecał mi jakiekolwiek zadanie (z wyjątkiem Pika, do którego czułem respekt), a tym bardziej wysyłał w nieznane jako pierwszego. Pułapka... nie ma co w nią razem wpadać? Może niech on do niej ruszy, a nie mnie wysyła? Wymieniłem pod nosem kilka znanych mi przekleństw, po czym spojrzałem na czerwony ślad. Nie miałem ochoty iść w tamtą stronę, myśląc jednak, że wcześniej czy później się zrewanżuje, chciałem wykorzystać jeszcze w miarę spokojną sytuację i pokazać, że mogę być dobrym człowiekiem. Bo mogę, prawda?
Teleportowałem się za drzewa. Ślady nie zniknęły, dlatego przeniosłem się dalej. Po kolejnej teleportacji zatrzymałem się. Ślady butów zniknęły w strumyku, skrawki ubrania już wcześniej, ostatnie znalazłem w krzakach głogu (współczułem temu, kto w nie wpadł), a kropla krwi leżała za strumykiem, przy wejściu do jakiejś groty.
Za cholerę nie mogłem przypomnieć sobie co to było za miejsce. Wybrzeże znałem, ale nie wchodziłem do ciemnych jaskiń w strachu przez dzikimi zwierzętami lub zawaleniem. Aktualnie najbardziej możliwa byłą ta druga opcja.
Teleportowałem się częściowo. Przenosiłem się na tyle metrów, ile mój wzrok dosięgał. Niestety nie trwało to długo, jaskinie po jakimś czasie wypełniała jedynie ciemność. Kopnąłem kamień leżący na ziemi i na nowo zwyzywałem nieznajomą mi osobę. Tak właściwie, to jak się nazywał? Nie raczył się nawet przedstawić. Ci ludzie nie umieją się w ogóle zachować, pomyślałem ze złością, nie widząc w swoim charakterze i kulturze żadnych wad (nawet, jeśli podświadomie je znałem).
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, wsadziłem jednego z nich do ust i zapaliłem zapalniczką. Zaciągnąłem się tytoniem i wyciągnąłem dłoń z ogniem przed siebie. Nie wiele mi ona oświetlała, prawie nic, ale wystarczyło, abym nie wpadł na ścianę. Stałem w miejscu i w ciszy spalałem papierosa. Kiedy skończyłem, przydeptałem go i ponownie kopnąłem kamień, chcąc w ten sposób oddać irytację. Nagle kamień uderzył w ścianę, która wydała z siebie dźwięk, charakterystyczny dla metalu. Zaraz po tym coś obok zaszurało. Pobladłem i znieruchomiałem. Mimo wszystko, byłem tchórzem.
Szybko wróciłem do chłopaka, starając się usunąć z twarzy strach. Nie byłem pewny, czy mi się to udało, dlatego postanowiłem nas szybko przenieść, aby zwrócić jego uwagę na jaskinie.
- Nie możesz być ostrożniejszy? - fuknął. Posłałem mu tylko wkurzone spojrzenie.
- A ty mnie nigdzie nie wysyłaj samego - burknąłem, po czym wskazałem na grotę.
- Znalazłeś coś? - zignorował mnie. Wzruszyłem ramionami.
- W pewnym sensie - stałem w miejscu, a chłopak spojrzał na mnie. Wymieniliśmy kilka spojrzeń. Chciał, abym go zaprowadził do środka, a ja nie miałem zamiaru tam wchodzić jako pierwszy. W końcu chłopak machnął ręką i wszedł pierwszy. Ruszyłem za nim, trzymając bezpieczną odległość, aby w razie wypadku osłonić się nim. Nie szliśmy długo, jaskinia nie była głęboka.
- Tu nic nie ma - powiedział, kiedy dotarliśmy do ściany.
- No nie - odparłem spokojny, po czym zastukałem w ścianę, chcąc mu pokazać, że to kawałek metalu, ale nie usłyszeliśmy niczego takiego. - Poczekaj, to gdzieś tu... - macałem i pukałem w ścianę. To nie możliwe, abym się wtedy przesłyszał. Nagle coś zaszurało...
...i wszystko zaczęło się trząść.
- Kolejne trzęsienie? - uklęknąłem, kiedy nie mogłem utrzymać równowagi. Tutaj trzęsienie było o wiele mocniejsze, niż w lesie. Epicentrum musiało być położone bliżej. Pod wpływem wstrząsów z sufitu zaczynały spadać kamienie. Po chwili dostałem jednym z nich w głowę. Jęknąłem i przekląłem. Kiedy chłopak dotknął mojego ramienia, pewnie po to, aby stąd uciec, niekontrolowanie nas przeniosłem.
<Cherubin? Gdzie wylądowaliśmy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz