~ To twoja pani? ~ zapytałem psiaka.
~ A nie słyszałeś jej, że jestem dziki? ~ fuknął i wyszczerzył zęby.
~ To dziki nie może mieć swojego domu? ~ pies wstał i wbił we mnie ostre spojrzenie.
~ Chcesz, żebym znowu wszedł do klatki? ~ zaczął warczeć ze złości.
- Ja nie żartuje! - wtrąciła się dziewczyna.
~ To się nazywa kojec, w którym nic ci nie grozi, nie będziesz moknąć, dostaniesz jedzenie i ktoś się tobą zaopiekuje. O wiele przyjemniejsze niż kolce ~ szczekałem dalej. Po chwili przestał warczeć.
~ Jeśli je wyjmiesz, może tam wrócę ~ znowu się położył. Podszedłem do psa z wyciągniętą ręką, aby je wyciągnąć.
- Nie głaszcz go! - oboje zwróciliśmy uwagę na dziewczynę.
~ Nie, niech ona się odważy to zrobić, skoro chce mnie zamknąć ~ pies znowu warknął, tym razem w jej stronę. Dziewczyna się spięła.
- Powiedział, że jak wyciągniesz mu kolce, to może wróci do kojca - popatrzyła na mnie jak na wariata.
- Co? On ci to powiedział? - pokiwałem głową. - Jak?
- To proste - uśmiechnąłem się. - Rozmawiam ze zwierzętami - wyjaśniłem. Nieznajoma zamrugała kilka razy, trawiąc moje słowa. Z zamysłu wyrwało ją szczeknięcie psa.
~ Niech się ruszy w końcu.
Odsunąłem się trochę. Dziewczyna przełknęła ślinę i powoli do niego podeszła. Pies leżał z postawionymi uszami i uważnie ją obserwował. Wyciągnęła rękę w jego stronę i spokojnie położyła ją na jego sierści. Pies mówił, gdzie go boli, ja to tłumaczyłem dziewczynie, a ona wyciągała kolce. Jakoś poszło, całkiem nieźle poszło.
Z początku ignorowałem jej zachowanie. Nie znała mnie, a pies był agresywny, mimo wszystko nie miałem zbytnio czasu jej wszystkiego od razu wyjaśnić. Umiałem rozmawiać ze zwierzętami, a nie je hipnotyzować i uspokajać na rozkaz. To, że pies mnie nie zagryzł, było wyłącznie jego dobrocią oraz małym szokiem - tak samo, jak ludzie się dziwią, że szczekam bądź miauczę do zwierząt, tak samo zwierzęta nie mogą tego pojąć. Był zdziwiony i tyle. Teraz pozostało go tylko nie denerwować.
Przyjrzałem się nieznajomej, dopiero teraz się na niej skupiając. Była nieco niższa, miała bladą skórę, szare (a może siwe?) włosy i była ubrana w dresowe spodnie. Wyciągała kolce w skupieniu, obserwując psa i jego reakcję. W każdej chwili mógł ją zaatakować. Kiedy stwierdzili, że to wszystkie kolce (dziewczyna trzymała je w jednej garści), powoli wstała.
- I co teraz? - spojrzała na mnie, a ja na psa. Nie ruszał się.
~ To nie przemawia do mnie, nie chce tam iść ~ wystawił jęzor na wierzch.
~ A co cię przekona? ~ zaszczekałem. Przez moment milczał.
~ Niech mnie jutro wypuści.
~ Na spacer?
~ Tak, ale bez smyczy. Nienawidzę jej ~ przetłumaczyłem jego słowa dziewczynie. Trochę pobladła.
- Nie może iść bez smyczy, zaatakuje kogoś.
- Nie musisz go brać do miasta. Mogę pokazać ci polanę. Jest bardzo duża i pusta, nie będzie miał kogo zaatakować - wyjaśniłem. Spojrzała na Roba i wiedząc, że inaczej go nie wsadzi do klatki (kiedy szukałaby liny, pies mógłby już zniknąć), zgodziła się. Zwierzę powoli weszło do kojca i posłało nam tylko jedno, mordercze spojrzenie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Dzięki. Nie mam pojęcia, czemu kojec był otwarty.
- Może ktoś inny go otworzył - pomyślałem głośno.
- Kto byłby na tyle głupi? - uśmiechnąłem się i pomyślałem o dwóch demonach.
- I tacy tutaj są.
<Dana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz