Szlag. W tamtej chwili nienawidziłem ich wszystkich. Tych ludzi, którzy eksperymentowali, tej dwójki, którą chciałem zabić, Cherubina, który nie pozwolił mi tego zrobić, wszystkich cyrkowców, których gdzieś wcięło. Skąd u mnie taki nastrój? Nie miałem pojęcia. Jak usłyszałem głos Cherubina przy moim uchu, w jakimś stopniu kazało mi się to uspokoić i ich zostawić, ale z drugiej strony kłóciłem się w duchu z samym sobą, że chciałem to zrobić, a raczej, że chłopak kazał mi to zrobić. Nie miałem pojęcia, co to za technika, ale miałem ochotę go za to zabić. Tak, mordowanie ludzi to proste wyjście, na pozbycie się wszystkich wkurzających istot.
Czyli po pierwsze – wkurzył mnie chłopak. Nienawidziłem, gdy ktoś nade mną górował i wydawał mi rozkazy, a on użył jeszcze jakiejś dziwnej mocy i zmusił mnie do czegoś. Po drugie – zranił ich przede mną. Nie mam pojęcia co mnie bardziej denerwowało. To, że mi zakazał ich ranić czy to, ze sam to zrobił. Niby taki bezbronny i niewinny, a tu proszę, wyrywa się na śmierć jak oni wszyscy. Tylko go dźgnąć tym jego nożem…
Po trzecie i chyba ostatnie, czułem się niekomfortowo. Gdy spadłem na plecy, zabrakło mi tchu w płucach i aktualnie dziwnie mi się oddychało. Jakby „nie do końca”. Owszem, chorowałem na analgezje, która nie pozwala mi odczuwać bólu, ale pozwala odczuwać „efekty”. Złamanie ręki – brak bólu, ale odczucie, że nie mogę nią poruszać. Uderzenie w klatkę piersiową – brak bólu, ale odczucie, że nie mogę nabrać powietrza. Zamiast bólu, czułem się tylko niekomfortowo. Z jednej strony lubiłem tą chorobę, z drugiej wiedziałem, jakie ryzyko niosła ze sobą - prawdopodobnie nie dożyje starczego wieku przez jakiś durny wypadek.
Wróciłem do swojego namiotu, w którym od razu się położyłem. Oddech wracał do normy, a ja czułem się wyłącznie ociężały. Postanowiłem się zdrzemnąć – tylko na chwilkę. Potem się okazało, ze ta chwilka trwała pięć godzin, a mnie obudził Cherubin, który wszedł do namiotu z jakimś ważnym pytaniem.
- Jumper, obudź się – słyszałem jego głos i chociaż mój umysł usiłował się wyprzeć rzeczywistości, zostawiając mnie w błogim śnie, poległ. Otworzyłem oczy i spojrzałem na cyrkowca, czując, że początkowa złość gdzieś zniknęła, wiedziałem tylko, że jeśli sobie przypomnę, czemu byłem zły, ona momentalnie wróci.
- Czego – wymruczałem, podnosząc się z ziemi.
- Gdzie jest Diane? – zapytał, a ja słysząc to dziwne pytanie, sądziłem, że jeszcze spałem.
- Kto?
- Diane.
- No przecież została – podrapałem się po głowie.
- Tak? Wydawało mi się, że też się tu przeniosła – powiedział bardziej do siebie, jakby się nad czymś zostawiał.
- Nie. Wyciągnęli ją z tego inkubatora i zabrali. Masz urojenia? – zapytałem spokojnym i jeszcze zaspanym tonem.
- Chyba – wymruczał pod nosem. Westchnąłem tylko.
- Cherubin – podniosłem się z łóżka. – Co ty mi zrobiłeś? Te szeptanie do ucha – chciałem wiedzieć. Przez moment milczał, aż w końcu się lekko uśmiechnął.
- Nauczyłem się tej techniki od pewnego mnicha.
- A niby taki cichy pisarzyk – powiedziałem złośliwie, a nawet trochę z pogardą. Znowu się położyłem. – Nie rób mi tak więcej, bo teleportuje cię na środek oceanu – zagroziłem poważnie. Nie miałem pojęcia, czy przyjął to do serca, czy miał to gdzieś, bo już na niego nie patrzyłem. – Jeśli to wszystko, to wypad.
- Nie chcesz usłyszeć, czego się dowiedziałem? – przez moment milczałem. W sumie przydałoby się wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Czemu nas porywają, wsadzają do inkubatorów, wywołują trzęsienia ziemi, a mnie nazywają Źródłem.
- No mów – znowu podniosłem się do siadu.
Z jego krótkiego wywodu się okazało, że dwójka ludzi pracowała dla kogoś, komu bardzo zależało na osobach magicznych. Takich, które miały nadnaturalne moce. Wywoływano trzęsienia ziemi, aby nikt nie pomyślał, że ludzie są porywani. W podziemnym laboratorium wysysają z nich magię, a słowo „Źródło” określało ludzi z magicznymi mocami. To była cała śpiewka porwanych przez Cherubina dwójki. Trzęsienie ziemi, porwania, wysysanie magii – wszystko dla kogoś, kogo nikt nie znał, bo sobie tak zamarzył. Cudownie.
- Co planujesz teraz zrobić? – zapytałem Cherubina, już całkowicie się budząc.
<Cherubin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz