- Ale nie tu – odezwałem się w końcu. Szybko złapałem go za rękę i przeniosłem nas do… Ohio. Żeby sprostować; panowałem nad mocą w stu procentach, a to, że często przenosiłem się w randomowe miejsca, było skutkiem moich nierozgarniętych myśli, które zamiast mi podsuwać myśli o najbliższym miejscu, podsuwały mi obrazy miejsc, w których chciałbym się pojawić. Dlatego też, gdy wyobrażałem sobie najprzyjemniejszą, a może nawet randomową wizje miejsca, przenosiło mnie do niego. W tym wypadku oboje wylądowaliśmy w Ohio.
Nie chciałem nic mówić na terenie cyrku, ponieważ bałem się, że ktoś nas podsłucha – chociaż ja sam nie miałem nic do ukrycia w sprawie podpalenia namiotu, bałem się, że prawdziwy podpalacz ucieknie, gdy usłyszy, że go szukamy.
- Więc co znalazłeś? – zapytał Vogel, a ja wyciągnąłem z kieszeni moją zapalniczkę. Popatrzył na nią, a następnie na mnie. – Ktoś chce mnie wrobić. To moja zapalniczka. Na miejscu zdarzenia, rozumiesz? Zginęła mi jakiś tydzień temu – wyjaśniłem, trochę drżącym głosem. Zaczynałem ponownie ulegać wszystkim moim emocjom i przestawałem nad sobą panować.
- Skąd wiesz, że to twoja? – zaraz mu wyjaśniłem, że wszystkie moje zapalniczki miały pogryzione dna. Na dowód pokazałem mu dół przedmiotu, więc przyznał mi rację. – A ty co masz?
- Mówią, że ciebie widzieli – gdy to usłyszałem, poczułem się, jakby spadł na mnie ciężki głaz. – Przynajmniej twierdzą, że to ty. Ktoś widział kolesia ubranego w ciemną bluzę i tego samego koloru spodnie – westchnąłem. Każdy się tak mógł ubierać, każdy i dlatego, że ja każdego dnia wyglądałem tak samo, od razu stwierdzili, że to byłem ja? Czy to oznaczało, że miałem spalić wszystkie swoje czarne ubrania i przenieść się na śnieżnobiałą, niegrzeszną biel?
- Świetnie, zostanę skazany za ciemne ubrania – schowałem twarz w dłoniach, aby przetrzeć zmęczone oczy i całą twarz.
- Jedyne, co się nie zgadza, to postura. Ten ktoś był większy i masywniejszy od ciebie – dodał, a ja ponownie na niego spojrzałem. Czyli moja własne chude ciało ratuje mi na ten moment dupę.
- Eh… - westchnąłem, po czym usiadłem na ziemi, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że znajdowaliśmy się w parku miejskim dla psów. Siedziałem na trawie, a nie daleko nas biegał jakiś bury Pimpek. – To mi przypomina, jak mieszkałem z takim jednym kolesiem, któremu jak relacje z ludźmi zaczęły się sypać, to stwierdził, że to moja wina – nie mam pojęcia, czemu zacząłem opowiadać tę historię. – Jego łatwo się pozbyłem. Wywaliłem jego rzeczy za okno, te cięższe wystawiłem na klatkę schodową, wcześniej kradnąc mu klucze do pokoju – powiedziałem w lekkim uśmiechem. – Dlaczego tak teraz nie mogę zrobić – powiedziałem trochę łamiącym się głosem.
- Bo nie wiemy kto to zrobił – odpowiedział Vogel.
- A ja nie mam pojęcia jak to zmienić. Nie mamy czego śledzić, nie mamy podejrzanego, nie mamy nic… oprócz śladów i plotek, że to ja – i niestety się w tej chwili załamałem. – Wracamy – zarządziłem i chwyciłem go za rękę, przenosząc nas z powrotem do cyrku, a konkretniej, to za główny namiot. Chciałem tylko zająć czymś swój umysł, aby nie wybuchnąć.
- Wyglądasz, jakbyś miał się poddać – spojrzałem na niego spode łba. – Albo się rozpłakać – zmarszczyłem brwi i tylko go uderzyłem w ramie, nie chcąc przyznać mu racji. Nic nie odpowiedziałem. – Na pewno wiemy, że ktoś użył twojej zapalniczki, więc jeśli chciał cię wrobić, musiał ci ją ukraść. Jeśli zrobił to przypadkiem, to miałeś niebywałego pecha, że akurat twoją podpałką. Wiemy też, że jest to ktoś większy od ciebie – podsumował wszystkie fakty z dzisiejszego dnia. – Na miejscu zdarzenia raczej nie ma więcej śladów. Możemy się popytać innych, którzy w większej części powiedzą, że to ty.
- Wcale nie pomagasz – skomentowałem, ale to zignorował.
- Spróbujmy może znaleźć potencjalnych winnych.
- Słuchaj, w tym cyrku prawie każdy jest ode mnie większy, nawet niektóre kobiety. Nie mam nawet metra sześćdziesięciu, więc możemy jedynie odsunąć z grona podejrzanych dzieci i może połowę dziewczyn.
- A ci, którzy mieli motyw?
- Tutaj każdy ma jakiś motyw, by się mnie pozbyć – przyznałem z małą niechęcią, zdając sobie sprawę, że chyba naprawdę przesadzałem w niektórych przypadkach.
- Ale nie każdy ma motyw, aby spalić akurat namiot Diane.
- Może to, że mnie nie lubi i byłaby idealną dla mnie ofiarą?
- Czyli jak każdy w tym cyrku – na to nie miałem argumentów, więc zamilkłem. Zaczynał gadać z sensem.
Vogel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz