Kręcąc dłonią w powietrzu, próbowałem coś z siebie wykrzesać. Oczywiście coś neutralnego. Chociaż może lepiej, jakbym poszedł w którąś ze stron. Po tym, co usłyszałem, mogłem wywnioskować, że każdy z nich miał odmienne zdanie o tej całej sytuacji. Ona była przeciw, a Boris powiedzmy, że bronił, natomiast Spectro? Raczej wolał znaleźć więcej poszlak. Zresztą jak my sami. Westchnąłem przeciągle i odkroiłem kolejny kawałek ciasta. Biorąc go do ust, spojrzałem po sali pełnej zajadających i zajętych rozmową ludzi. Nie wiem nawet, co było moim planem. Najłatwiej powiedzieć, że go po prostu nie miałem. Zapewne to, że odezwałem się za głośno, skreśliło odnalezienie jakieś poszlaki. No nic, może samotnie tego dokonam, o własnych siłach. Powróciłem wzrokiem do trójki, która wyglądała na wygłodniałe zwierzęta. Chcieli informacji ode mnie tak bardzo, jak ja od nich. Prychnąłem pod nosem, zwieszając głowę.
- Naprawdę nic więcej nie powiesz? - odezwała się kobieta, po czym z roześmianym głosem ciągnęła dalej - Nie wiem, kim jesteś, ale najwyraźniej nie znasz tego, co się aktualnie dzieje. Ten dzieciak, Jumper, podpalił namiot i są na to dowody. Jasne i nie do podważenia - wypięła piersi w dumie, na co podniosłem brwi.
- Nuktar nie bądź już taka - przemielił posiłek Boris - Mógłby być to każdy...
- Każdy? Ha! - trzasnęła dłonią o stół, odwracając się w pełni do swojego kompana - Może powiesz jeszcze, że ktoś go wrobił? Proszę cię, w co ty chcesz wierzyć - pokręciła głową.
- A jeżeli tak właśnie jest, to co zrobisz? - odpowiedziałem niepytany, ponownie zwracając na siebie uwagę. Spojrzałem w jej kierunku - Przeprosisz za swoje słowa?
Dziewczyna, słysząc to, na krótko się zapowietrzyła i zaczerwieniła. Chyba nie mogła zdzierżyć mojego spokojnego głosu w tym wszystkim.
- Zapomnij - warknęła - Zrobił już tyle szkód w cyrku, że nawet jeżeli to nie jego sprawka, to nie ma co go przepraszać. Jest rozwydrzony i myśli, że wszystko, co robi, jest w porządku. Przyda mu się kara i to surowa. Może przez to choć trochę zmądrzeje - zarzuciła włosami do tyłu, po czym wstała - Idę potrenować i się trochę uspokoić, bo z wami to się nie da rozmawiać - jak powiedziała, tak zrobiła, bo chwilę później odprowadzaliśmy ją do wyjścia.
Między nami wywiązała się długa cisza, która po jakimś czasie została przerwana przez cichy głos Spectro.
- Ta to ma dopiero gorącą głowę... - westchnął, kręcąc głową, którą chwilę później ułożył na otwartej dłoni - Co masz na myśli? Z tym że to może nie on?
Wzruszyłem ramionami, celując w nich widelcem.
- No nie wiem, może to, że nie należy oceniać książki po okładce?
- Ale po opisie już tak... - powiedział powoli Boris. Może jednak myliłem się co do tego, że broni chłopaka?
- Przestań pieprzyć - uniosłem kącik ust, pokazując, że nie biorę ich słów na poważnie - Każdemu mogło się zdarzyć - wzruszyłem ramionami.
- Zdarzyć - Spectro wyprostował się i skrzyżował ręce na piersiach - I kto tu pieprzy? Tak w ogóle, to kim jesteś?
- Zwykłym pracownikiem - włożyłem widelec z jedzeniem do ust - Tymczasowo tak zwaną "złotą rączką" - pokazałem cudzysłów palcami.
- Hmm... - zamyślili się oboje, po czym Boris pstryknął palcami - Ah! Musisz być tym nowym! Dalej, jak ci...
- Vogel - kiwnąłem głową na znak przywitania.
- O, właśnie! - zaśmiał się cicho, a następnie ciągnął, uprzednio odchrząkując - Co masz w ogóle na myśli, mówiąc wpierw, że go oczerniamy, następnie, że sam go tak jakby skazujesz, a następnie jednak go bronisz? - zaczął wyliczać na palcach moje przemowy, co uważnie obserwowałem.
Właśnie, co miałem na myśli? Gdybym tylko wiedział...
- Mam swoje powody - wzruszyłem ramionami - Chcę się tylko dowiedzieć, co, jak i gdzie. Nic więcej, nic mniej - uśmiechnąłem się do nich, a właściwie wysiliłem się na ten gest. Miałem po dziurki w nosie taką rozmowę: chaotyczną i nic niewnoszącą.
Ponownie, po raz kolejny w naszym "spotkaniu" spojrzeli po sobie. Po chwili jednak Spectro zwrócił się na nowo do mnie, mówiąc, że opowie mi to i owo. Może jednak sytuacja nie jest na straconej pozycji? Może jednak coś mi przekażą? Może sytuacja trochę się rozjaśni? Liczyłem na to. Chcę przeżyć spokojne dni, a nie martwić się o jakieś bzdety. No, może nie powinienem tego tak nazywać, ale co innego mogłem rzec?
Po około półgodzinnej rozmowie wiedziałem już dużo, a przynajmniej wystarczająco, by móc zacząć węszyć. Podobno jest taka plotka, że ktoś go widział. Ubranego w ciemną bluzę z kapturem i tego samego koloru spodnie. Jedyne co było dziwne dla tej postury, było to, że wydawał się nieco większy i masywniejszy, ale zgonili to na ciemność, która wtedy panowała. Wiedziałem jednak, że to znacząca poszlaka, bo mimo wszystko księżyc był wtedy duży i jasny więc nie mógł zakrzywiać aż tak poglądu na świat. Nie było o tym mowy. Idąc między budynkami, zaszedłem do miejsca zbrodni. Kompletnie stracone. Cały namiot i zapewne też to, co było w środku. Podszedłem do niego bliżej, chcąc wejść do środka, ale wtedy na kogoś wpadłem, a właściwie ktoś na mnie. Uchylając na chwilę zamknięte powieki, dojrzałem, że był to nikt inny, a Jumper. Nie wiem, czy miałem się na te spotkanie cieszyć, czy wręcz przeciwnie - coś podejrzewać. Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami jakby nie dowierzał, że to naprawdę ja. Obawiał się, co w sumie rozumiałem. Teraz tylko musiałem opowiedzieć mu to, czego się dowiedziałem. Dodatkowo będąc czujnym, bo kto wie, może wszystko tu, nawet najmniejsza kępka trawy, ma uszy, które nie będą zbyt pomocne.
- Muszę ci coś powiedzieć - odezwałem się, ale w tym samym momencie zrobił to i on. Zamilkliśmy, patrząc na siebie jak na jakiś obrazek.
Przeczesałem włosy dłonią, nieco odchylając głowę.
- Mów pierwszy - wypuściłem powietrze, mówiąc to.
Długo się nie odzywał, aż w końcu nabrał powietrza w płuca. Coś czułem, że to będzie poważna pogadanka.
<Jumper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz