Popatrzyłem na czerwone róże, potem na żółte tulipany, a nawet na zwykłe stokrotki. W kwiaciarni była masa kwiatów, czułem ich unoszący się w powietrzu słodki zapach oraz słyszałem pszczołę, czającą się za oknem. Miałem nadzieje, że tu nie wleci, inaczej czekałaby ją rychła zguba – chyba, że sprzedawczyni okazałaby jej łaskę.
Dostałem małe zadanie, aby kupić kwiaty dla Layli. Kobieta pracowała jako animatorka i ostatnio miała ręce pełne roboty. Aktualnie wymyśliła nową zabawę dla dzieci, ale do tego potrzebne są kwiaty. Poprosiła Dague, by je kupił, ale on przekazał to zadanie mi, ponieważ jako jedyny „nie miałem co robić”. Prawda była taka, że on ćwiczył przed występem, więc dla niego ważna była każda minuta. Ja za to, że należałem do drugiej grupy, nie musiałem się przygotowywać na występ, więc moja strata była najmniejsza.
- W czymś pomóc? – usłyszałem piskliwy głosik z boku. Spojrzałem na nieco niższą ode mnie brunetkę, ubraną w zieloną sukienkę, która pasowała do całego wystroju kwiaciarni.
- Em… - na moment mnie zatkało. Tak naprawdę potrzebowałem pomocy, ale Layli. Dague, a może nawet ona, nie przekazali żądnych informacji, jakie to mają być kwiaty. Padło hasło „kwiaty” i musiałem sobie radzić sam.
Sprzedawczyni szybko zauważyła moje zmieszanie, więc sama zaczęła prezentować to, co mieli na stanie. Goździki, astry, żonkile, gerbery, irysy, lewkonie, piwonie, mieczyki, storczyki… po chwili przestałem zapamiętywać nazwy.
- Do wyboru, do koloru – powiedziała na koniec i spojrzała na mnie dużymi, niebieskimi oczami. Przełknąłem ślinę, będąc w tej chwili całkowicie skołowany.
W końcu poprosiłem o najtańsze.
Brunetka związała kwiaty wstążką i owinęła je jasnym papierem. Podała mi je z szerokim uśmiechem.
- Jesteś stąd? – zapytała po chwili, przerywając ciszę. – Nigdy cię tu nie widziałam, a ja znam w tym mieście wszystkich – pochwaliła się. Uśmiechnąłem się zmieszany.
- Tak, ale mieszkam w cyrku – „więc rzadko tu się pokazuje”, dodałem w myślach i wyciągnąłem pieniądze.
- Uuuuu występujesz? – pokręciłem głową. Coraz bardziej chciałem wrócić do siebie. – Pracujesz tam?
- Chyba – stwierdziłem cicho. Moje istnienie tam polegało bardziej na pomocy innych, czyli jakby na pracy, niż na występach.
- A co robisz? – zamilkłem, nie wiedząc co powiedzieć. Po dłuższej chwili ciszy dziewczyna nie czekała już na moją odpowiedź. – Widzę, że nie chcesz powiedzieć – westchnęła. – Więc kiedyś cię tam odwiedzę i sama sprawdzę – zaproponowała z szerokim uśmiechem.
- Czemu nie – odparłem, chwytając w ręce kwiaty.
- Więc do zobaczenia!
Wróciłem do cyrku i szybko znalazłem Layle, przekazując jej informacje o zadaniu, jakie dostałem od Dague.
- A to leń – prychnęła i spojrzała na kwiaty, których nazwy nie pamiętałem. – Wolałabym tulipany, ale irysy też mogą być – stwierdziła. – Ile jestem ci winna? – gdy się rozliczyliśmy, Layla opowiedziała mi trochę o nowej zabawie, a następnie została zawołana przez Pika. Pożegnawszy się z animatorką, ruszyłem w kierunku bufetu, aby wypełnić czymś pusty żołądek.
Zauważyłem nagle, że w moim kierunku zmierzał jakiś wielki kot, prawdopodobnie tygrys. Pierwsze co pomyślałem, to to, że znowu jakiś zwierzak wydostał się z klatki. Zacząłem się jednak tym poważniej martwić, kiedy zwierzak stanął przede mną i wbijał we mnie swój wzrok. Mimowolnie zacząłem się trząść, a mój mózg kreował wizje, jak zwierzę mnie rozszarpuje. Po chwili obok niego pojawił się kolejny kot.
Tak, to chyba był mój kres.
- Ayo! Clam! – usłyszałem głos, a zwierzaki odwróciły głowy w jego kierunku. Za nimi pojawił się jasnowłosy chłopak o delikatnym rysach twarzy. – Ty jesteś Ozyrys? – zapytał, a ja tylko skinąłem głową. Wyciągnął w moim kierunku szkatułkę. – Mam przesyłkę od Gatty – spojrzałem na pudełko, ale nie podszedłem. Za bardzo bałem się dzikich zwierząt. Mimo tego wiedziałem, co to było.
- Dzięki, zapomniałem już o niej – przyznałem z lekkim uśmiechem, nie spuszczając wzroku z tygrysa.
<Arche? Wybacz, że tyle czekałeś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz