Ten dzień był bardzo wyczerpujący. Razem z Orionem, podobnie jak rano ze Smiley, zaczęliśmy od rozgrzewki i ćwiczeń rozciągających. Dopiero później przeszliśmy do ćwiczeń na szarpie i obręczy. Początkowo powtarzałem jego ruchy, a później wykonywałem polecenia trenera. Byłem wdzięczny Ozyrysowi za jego wstawiennictwo. Orion to naprawdę dobry nauczyciel.
Po kilku godzinach chłopak zarządził przerwę. Usiadłem na skrzynce z kręglami i wziąłem łyk wody. Orion natomiast stanął przy szarfie, żeby zademonstrować mi jak mogę poprawić niektóre niedociągnięcia. Mimo to, jego zdaniem radziłem sobie coraz lepiej.
Nagle do namiotu wszedł Ozyrys. Z uśmiechem przeniosłem wzrok na magika i powitałem go. Jak zawsze, gdy był z nami ktoś jeszcze, nieśmiało skinął głową. Przesunąłem się, by zrobić mu miejsce. Gdy usiadł obok, oparłem głowę na jego ramieniu. Ozyrys niepewnie objął mnie ramieniem i przeczesał palcami moje rozczochrane włosy. Przymknąłem oczy, czując na twarzy przyjemne ciepło jego dłoni.
— To dla ciebie. — powiedział, wręczając mi pączka w papierowej torebce. Podziękowałem z uśmiechem i podzieliłem się wypiekiem z chłopakami. Orion nie wyglądał na zadowolonego, że w trakcie przerwy zajadam słodycze, ale nic nie powiedział. Być może pączek był za dobry, by się na niego gniewać.
— Jak ci idzie? — zapytał magika. Ozyrys podrapał się po karku i uciekł spojrzeniem.
— W porządku... — odparł. Nie brzmiało to jednak zbyt przekonująco. Brunet otworzył usta, by dodać coś więcej, ale przerwałem mu. Zeskoczyłem ze skrzynki i stanąłem przed magikiem.
— Orion mówi, że idzie mi coraz lepiej! Muszę jeszcze poćwiczyć, ale być może niedługo będę mógł występować! — zawołałem z uśmiechem. Ozyrys spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
— Dobra robota, Doll. — odpowiedział, wyraźnie ignorując akrobatę, który pewnie miał jeszcze kilka pytań w zanadrzu.
— To nie tylko moja zasługa. Bez ciebie, Smiley i Oriona bym sobie nie poradził. — zaoponowałem. Magik wyglądał na zaskoczonego.
— Możemy wrócić do ćwiczeń, papużki nierozłączki? — mruknął Orion, zawijając przy tym ręce na piersi. Wróciłem więc na szarfę i trenowałem jeszcze kilka godzin. Ozyrys cały czas siedział na skrzynce i nie spuszczał ze mnie wzroku.
Gdy trening dobiegł końca, udałem się wraz z magikiem do stołówki. Usiedliśmy z tacami przy jednym stoliku, naprzeciwko siebie.
— Ozyrys... — zacząłem niepewnie. Magik uniósł na mnie swoje fiołkowe oczy.
— Dziękuję... Za wszystko... Za pomoc i że we mnie uwierzyłeś. — dodałem po chwili, unosząc lekko kącik ust.
< Ozie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz